Szlachetna Paczka trafi do tych, co się nie poddają

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Gałasiński
Matylda Witkowska

Szlachetna Paczka trafi do tych, co się nie poddają

Matylda Witkowska

Paczkę dla pani Ewy przejął mieszkający w Oslo łodzianin, Dominik Cybulski. Od roku razem z grupą polskich emigrantów wspiera potrzebujących z Łodzi i ze Śląska. W organizację „Szlachetnej Paczki” w naszym regionie włączyło się w tej edycji 618 wolontariuszy.

Punktualnie o godz. 14 w galerii handlowej Olimpia w Bełchatowie zjawi się dziś niemal cała drużyna PGE Skry Bełchatów. Zawodnicy ruszą na wspólne zakupy, by skompletować „Szlachetną Paczkę” i przed świętami wspomóc jakąś rodzinę w potrzebie. Podobnie zrobi prawie 50 tys. mieszkańców regionu. Przygotowywanie paczek dla sztandarowej akcji Stowarzyszenia Wiosna weszło już do tradycji wielu rodzin i firm. Choć początki w regionie łódzkim nie były łatwe.

Pani Ewa, 49-latka z Łodzi, mieszka wraz z dorosła już córką na 15 mkw. w starej kamienicy na łódzkich Bałutach. Sprzęty ma skromne, a na wspólnym korytarzu z popsutej rury leje się woda.

Pani Ewa nie miała w życiu lekko. W dzieciństwie trafiła do rodzinnego domu dziecka, potem zachorowała na reumatoidalne zapalenie stawów. To sprawiło, że zniszczeniu uległo jej kolano. Nie da się go wyprostować, a w konsekwencji także chodzić. - Mam jeszcze przed sobą trzy lata czekania na endoprotezę - mówi pani Ewa.

Łodzianka od roku nie wychodzi z domu, prawie też nie wstaje z łóżka. Obowiązki domowe przejęła 21-letnia córka Justyna. Dziewczyna wychowała się bez ojca i bez alimentów. Ostatnie lata spędziła w Anglii u ciotki, gdzie skończyła szkołę średnią. Jednak początkowo fajny pobyt zamienił się w koszmar. Ostatni rok w Wielkiej Brytanii był dla Justyny bardzo ciężki. Pojawiły się problemy z psychiką i jedzeniem. Wróciła do Polski, także po to, by zaopiekować się chorą mamą.

Teraz obie radzą sobie, jak mogą. Justyna prowadzi zajęcia z angielskiego, ale ma mało godzin. Razem z rentą i zasiłkami obie panie mają 1050 zł w miesiącu. Nie proszą o pomoc.

- Staramy się sobie radzić - mówi Justyna. - Gdyby nas nie przyjęto do „Szlachetnej paczki” też jakoś byśmy sobie poradziły - zapewnia. A jej mama dodaje, że poza rybką i ciastem marchewkowym nic więcej na święta raczej by nie było.

Znajoma znając sytuację, zgłosiła je do akcji. Poszło bardzo szybko.

W niedzielę u pani Ewy byli wolontariusze „Szlachetnej Paczki”. - W poniedziałek przygotowałem opis rodziny, wieczorem wrzuciłem go na stronę internetową. Gdy we wtorek rano zajrzałem jeszcze raz, rodzina miała już darczyńcę - opowiada Bartłomiej Pokusiński, wolontariusz odpowiedzialny za rodzinę pani Ewy.

Numer telefonu dobrodzieja miał za dużo cyfr, ale nie była to pomyłka. Gdy pan Bartłomiej zadzwonił, połączył się Norwegią.

Paczkę dla pani Ewy przejął mieszkający w Oslo łodzianin, Dominik Cybulski. Rok temu razem z grupą polskich emigrantów założył stowarzyszenie Love Dance Help. W pracę zaangażowało się prawie 50 osób. Organizują kursy taneczne, pokazy i zabawy, a zarobione w ten sposób pieniądze przekazują na „Szlachetną Paczkę”. Rok temu udało im się pomóc dwóm rodzinom. Teraz wybrali już sześć: po trzy ze Śląska i z Łodzi.

Na wybór rodziny pani Ewy miały wpływ nie tylko jej choroby, ale i emigracyjne perypetie jej córki, które Polakom z Norwegii wydały się bliskie. - Wybraliśmy ją, bo historia jej i córki nas bardzo dotknęła. Chcieliśmy pomoc - mówi Cybulski.

Za tydzień czteroosobowa delegacja z Oslo przyjedzie do Łodzi. Drugi zespół pojedzie na Śląsk. Na miejscu zrobią zakupy i skompletują paczki. Do wydania mają 40 tys. zł. - Przy okazji damy zarobić polskim przedsiębiorcom - cieszy się Dominik.

Pani Ewa wie już, czego może się spodziewać, bo dwa lata temu była odbiorcą „Szlachetnej Paczki”. Wtedy paczka pomogła jej dostosować łazienkę do niepełnosprawności, zapewniła jedzenie i odzież.

- Gdy wolontariusze zaczęli wnosić pakunki nie mogłam uwierzyć, że jest tego tyle - wspomina pani Ewa. - Jedzenia starczyło na bardzo długo, dostałam nawet gratis domowe weki, bardzo smaczne buraczki i kompoty - dodaje.

Teraz poprosiła m.in. o nową lodówkę, a jej córka o monocykl i szczudła do akrobatyki cyrkowej, którą trenuje od dziecka.

Podobnych rodzin z regionu, zgłoszonych do „Szlachetnej Paczki” jest grubo ponad tysiąc. Do wczoraj 996 osób zdecydowało się zostać darczyńcami. Większość wciągnie do pomocy innych: rodzinę, krewnych, znajomych z pracy i kół zainteresowań. Średnio jedną paczkę przygotowują 43 osoby.

To oznacza, że w regionie w organizację paczek zaangażuje się prawie 50 tysięcy osób. Wśród nich są także celebryci, na przykład zawodnicy PGE Skry Bełchatów, którzy dziś skompletują paczkę. Pójdą na zakupy, choć dopiero wczoraj w nocy wrócili z rozgrywek w Bydgoszczy. W akcji biorą udział co roku.

- „Szlachetna Paczka” pomaga ludziom, którzy się nie poddają i mimo trudności walczą dalej - mówi Karol Kłos, jeden z siatkarzy.

Kłos nie wie jeszcze, komu pomogą. - Dowiemy się na miejscu - mówi. Jest jednak przekonany, że na pewno będzie to ktoś warty pomocy. Tak jak bohater innej paczkowej historii, która utkwiła mu w pamięci: ojciec, który nagle z powodu śmierci żony został sam z małymi dziećmi.

- Wstawał o piątej rano, żeby zrobić im śniadanie i zawieźć do szkoły - mówi Karol. - Znalazł się w trudnej sytuacji, ale nie poddał się. My sportowcy bardzo dobrze to rozumiemy, bo też często znajdujemy się w trudnych sytuacjach i musimy walczyć - tłumaczy Kłos.

Paczki przygotowują też instytucje, klasy i zwykli łodzianie. Pani Magdalena z Łodzi w „Szlachetnej Paczce” bierze udział już po raz piąty. Zaczęła zaraz po tym, jak akcja dotarła do Łodzi.

- Uważam, że powinnam pomóc ludziom, którzy są w gorszej sytuacji materialnej niż ja - mówi Magdalena.

Początkowo przygotowywała paczkę sama z mężem. Potem wciągnęła rodziców i znajomych. Rok temu składało się już osiem rodzin. W takim gronie udaje się złożyć całkiem spore paczki, warte nawet około 3 tys. zł.

- Wybieram rodziny, którym może być ciężko zdobyć darczyńców - opowiada Magdalena. - Wiem, że rodziny wielodzietne, albo z chorymi dziećmi łatwiej znajdą kogoś, kto im pomoże - dodaje.

W tym roku zdecydowała się pomóc bezdzietnemu, starszemu małżeństwu, w którym mąż jest ciężko chory. Innym razem pomogła samotnemu mężczyźnie mieszkającemu z dwójką dorosłych synów, z których jeden był bezrobotny, a drugi niepełnosprawny. Wtedy przygotowała aż dwie paczki.

- Dwa dni przed terminem oddania paczki zobaczyłam, że kilka rodzin wciąż nie ma darczyńców. Zrobiło mi się ich szkoda. Wybrałam ojca z dwoma synami. Druga paczka nie była już taka bogata jak pierwsza, bo nie było nas na to stać. Ale trochę im pomogliśmy - mówi Magdalena.

Ale nie zawsze się udaje. Nadal jednak 97 osób w regionie nie znalazło na te święta swojego darczyńcy. W samej Łodzi wszystkie rodziny zostały zagospodarowane. Ale już np. w Wieluniu i w okolicy aż 17 potrzebujących rodzin wciąż czekało. Także w Pajęcznie i Tomaszowie po 10 rodzin było wczoraj „do wzięcia”.

Wybieram rodziny, którym może być ciężko zdobyć darczyńców. Wiem, że rodziny wielodzietne, albo z chorymi dziećmi łatwiej znajdą kogoś, kto im pomoże

Roksana Jagiełło, koordynator ds. promocji „Szlachetnej Paczki” w regionie łódzkim przyznaje, że w stolicy regionu łatwiej znaleźć chętnych do skompletowania paczki. - W Łodzi jest dużo firm, a to najczęściej one przygotowują paczki - tłumaczy Jagiełło. Jednak i tak w innych miastach Polski o darczyńców jest łatwiej. - Łódź nie należy do najbogatszych miast w Polsce. Najszybciej rodziny są wybierane w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu - wyjaśnia Jagiełło.

W regionie łódzkim i tak jest jednak lepiej niż kiedyś. Przed laty twórca akcji ks. Jacek Stryczek opowiadał „DŁ”, że trudno mu w Łodzi znaleźć wolontariuszy i rozkręcić akcję. Dlatego „Szlachetna Paczka” trafiła do regionu łódzkiego dopiero pięć lat temu - aż 10 lat po rozpoczęciu całej akcji.

Teraz o wolontariuszy jest już łatwiej. W organizację tej edycji włączyło się w regionie 618 wolontariuszy, rok temu było ich 593.

- Moja motywacja jest religijna i patriotyczna - mówi Bartłomiej Pokusiński. - Jako patriota powinienem działać tak, by Polska się rozwijała. Uważam też, że jeśli się ma talenty, to trzeba je wykorzystywać. Nie tylko samemu zarabiając, ale też pomagając innym. Gdybym tego nie robił, miałbym wyrzuty sumienia - tłumaczy.

W sezonie przedświątecznym Bartłomiej pracuje 18 godzin na dobę: oprócz pracy zawodowej i studiów doktoranckich na Politechnice Łódzkiej dochodzi też opieka nad rodzinami „Szlachetnej Paczki” i weryfikacja zgłoszeń.

Rodziny do akcji nie mogą zgłosić się same. Ktoś musi je zarekomendować. Stowarzyszenie Wiosna chce docierać do prawdziwej biedy, a nie tej, która najbardziej krzyczy. Dlatego celem są osoby, które popadły w kłopoty nie z własnej winy i które własnym działaniem próbują utrzymać się na powierzchni. Mogą to być rodzice niepełnosprawnych dzieci, samotni staruszkowie, a nawet studenci, którzy próbują zdobyć wykształcenie mimo braku wsparcia rodziny.

Dokumenty nie są wymagane. Sprawdzeniu sytuacji służy wywiad domowy. Po zgłoszeniu do rodziny przychodzi aż dwóch wolontariuszy. Ma to zwiększyć bezpieczeństwo, ale ma też wymiar praktyczny: gdy jedna osoba robi notatki, druga ocenia warunki rodziny. Przy okazji obserwuje, czy nie ma gdzieś ukrytych drogich sprzętów RTV i innych oznak zamożności.

Rodziny mówią wolontariuszom o swoich potrzebach. Zapisywane są konkretne prośby wraz z rozmiarami ubrań czy rodzajem potrzebnych kosmetyków i żywności. Każdy może też zamówić sobie coś ekstra - gwiazdkowy upominek dla czystej przyjemności o wartości do 100 zł.

Anonimowy opis rodziny trafia do bazy, skąd pobierany jest przez zainteresowanych darczyńców. Paczka zwykle kompletowana jest w większym gronie. Gotową należy zawieźć w finałowy weekend (w tym roku 9-11 grudnia) do magazynu. Stamtąd wolontariusze zawiozą ją do rodziny.

Jeśli obie strony się zgodzą, ofiarodawcy mogą uczestniczyć w przekazaniu paczki. Ale nie wszyscy chcą to robić.

- Dla niektórych jest to zbyt silne przeżycie emocjonalne - wyjaśnia Roksana Jagiełło. - Mieliśmy darczyńcę, który kiedyś sam był w podobnej, trudnej sytuacji. Nie chciał do tego wracać - wyjaśnia.

Darczyńca dostaje raport i często także indywidualne podziękowania.

W ubiegłym roku w całej Polsce przygotowano prawie 21 tys. paczek, które ucieszyły 84 tys. osób. Łączna wartość przekazanych darów wyniosła 53,6 mln zł, a jednej paczki - średnio 2583 zł. W pomoc zaangażowało się ponad 1 mln Polaków. Średnio każdy dołożył do paczki około 53 zł.

Matylda Witkowska

Od kilkunastu lat jestem dziennikarką Dziennika Łódzkiego. W pracy zajmuję się zdrowiem, ochroną środowiska i miejskimi problemami. Ale piszę też o tym, co w życiu łodzian jest przyjemne: w mojej działce są imprezy, kulinaria oraz duma i serce Łodzi czyli ulica Piotrkowska. Prywatnie jestem urodzonym mieszczuchem. Cieszy mnie moda na miasta zielone i dobre do życia, wolę jeździć rowerem niż autem. Fascynuje mnie to, co niezwykłe. Ktoś widział w Łodzi ufo? Chętnie tam podjadę.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.