Sześć punktów zaliczki to dużo, ale do końca trzeba być czujnym
Ekantor.pl Falubaz pokonał Betard Spartę w Poznaniu 48:42. Pierwszy mecz o brąz był nudny i rozkręcił się dopiero w pięciu ostatnich biegach
Zielonogórzanie prowadzili od drugiego do ostatniego wyścigu. W szczytowym momencie, po XII biegu, różnica sięgnęła 16 „oczek”. Spartanie skontrowali, strzelili naszych dwa razy po 5:1, a następnie 4:2 i z imponującej zaliczki zostało sześć punktów.
- Drugi raz udało się nam wygrać w Poznaniu z wrocławską drużyną. Zaliczka jest spora i mam nadzieję, że damy radę ją utrzymać w rewanżu. Jeśli chodzi o mnie to równo wychodziłem ze startu, ale ewidentnie nie mogłem go dziś wygrać. Po trasie ciężko było mijać, bo ten tor nie sprzyjał walce. Decydował start i rozegranie pierwszego łuku. Mój wynik z bonusami jest zadowalający. Pojechałem fajny bieg z Krystianem Pieszczkiem, więc uważam, że swoje zrobiłem. Nie było źle, wszyscy dobrze się spisaliśmy i trzeba cieszyć się ze zwycięstwa - ocenił Patryk Dudek. A dlaczego w końcówce to gospodarze dyktowali warunki? - Nie mam pojęcia. Z nikim o tym nie rozmawiałem, bo zaraz po zawodach poszedłem na kontrolę antydopingową.
Uczestnikiem dwóch z trzech przegranych w końcówce wyścigów był Piotr Protasiewicz. Kapitan świetnie zaczął, walczył, ale na pożegnanie zgarnął dwie „śliwki”. - Taki jest sport. Dwóch zawodników Milik i Woffinden pociągnęło wynik. Dopasowali się, jechali lepiej od nas i wyszło jak wyszło. Brązowy medal jest teraz bliżej, ale jeszcze nie jest w Zielonej Górze - powiedział „PePe”. Kiedy zauważyliśmy, że chyba tylko kataklizm mógłby sprzątnąć medal Falubazowi skwitował: - Nie jedzie z nami drużyna z dołu tabeli, faza play off, walczymy o medale i wszystko może się zdarzyć. Trzeba być skoncentrowanym, zachować pokorę, dobrze się przygotować i bronić tej sześciopunktowej przewagi. Ja już w sporcie nie takie rzeczy widziałem. To nie jest 26 punktów. Jeden, dwa biegi 5:1 lub 4:2 i już jest na zero. Mam w pamięci wiele imprez, w których traciło się dużą przewagę, więc nie popadam w hurraoptymizm. Jest dobry wynik i to co mieliśmy w planie udało się zrealizować.
Brązowy medal jest teraz bliżej, ale jeszcze nie jest w Zielonej Górze
Kapitan dodał, że nie będzie tęsknił za poznańskim obiektem. My też, bo tak nudne zawody to po prostu mordęga. Trener Marek Cieślak prawie nam uciekł, ale dosłownie w ostatniej chwili udało się go skłonić do wyjścia z samochodu i podsumowania. - Przed meczem wziąłbym wynik 48:42 w ciemno. Teraz uważam, że powinniśmy skończyć z 12 punktami przewagi. Z drugiej strony jakie to by były zawody u nas, gdybyśmy wysoko zwyciężyli. A tak będziemy się ścigali. Trzeba być przygotowanym na konkretny mecz, choć my potrzebujemy tylko 42 punkty. A końcówka? Wysoko wygrywaliśmy i lekko szło. Później dopadło nas uśpienie... Mnie nie, bo cały czas liczyłem punkty i chciałem, żebyśmy wygrali jak najwyżej. Prowadziliśmy szesnastoma i pojawiło się myślenie, co oni nam mogą zrobić. Okazało się, że mieliśmy powtórkę z meczu ligowego. Wtedy też prowadziliśmy bodaj dziesięcioma, a wygraliśmy dwoma. Z tym wysokim prowadzeniem to tak właśnie różnie bywa. Ogólnie było fajnie, bo nasi zawodnicy, poza Karpowem, spisali się dobrze. Nie ma co narzekać. Wygrana na wyjeździe sześcioma punktami jest OK. Tym bardziej, że wiele drużyn w Poznaniu przegrało - powiedział Cieślak. Szkoleniowca zapytaliśmy też o monotonię i nudę podczas spotkania...
Mnie ten sezon cieszy, bo naprawdę stworzyliśmy piękne widowiska
- Wszyscy żądają wyniku. To odnosi się także do Zielonej Góry. Jechaliśmy piękne mecze na wyjazdach i u siebie. Bywało ciężko, odrabialiśmy straty... Dziś mamy jednak wielu niezadowolonych. Mnie ten sezon cieszy, bo naprawdę stworzyliśmy piękne widowiska, jednak liczy się tylko końcówka. Najlepiej to by było, gdyby można kupić te medale w zwykłym sklepie i je zwyczajnie rozdać - dodał sarkastycznie Cieślak.