Szach, mat i... lód, czyli jak morsy grają w szachy
- Dużo trudniej jest skupić się na grze - mówi Sławomir Sasor, który wraz z kolegą rozegrał partyjkę szachów siedząc w lodowatej wodzie
Dwóch mężczyzn grających w szachy – to nie jest żadna niecodzienność. Ale sprawa zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, gdy panowie są po pachy zanurzeni w lodowatej wodzie, a szachownica pływa na kawałku styropianu.
Tak właśnie wyglądał partyjka królewskiej gry, którą rozegrało dwóch kożuchowskich morsów. Całość została nagrana i udostępniona w internecie na facebookowym profilu Sławomira Sasora (który zresztą wygrał te nietypowe zmagania). Wczoraj liczba wyświetleń filmu dobijała do 1,4 tys.
- Podwodne szachy widziałem, nawodnych jeszcze nie! I to zimowych! – śmieje się kożuchowski mors, który przyznaje, że ze względu na warunki była to bardzo szybka partia. W takowych ma zresztą największą wprawę – na jednym z internetowych portali do gier, ma na swoim koncie już 20 tys. rozegranych partii. - Gram w szachy na trzy minuty. I my też tak właśnie graliśmy, szybko bez głębszego zastanowienia – wyjaśnia S. Sasor, który dodaje, że pomysł na lodowe szachy zrodził się właśnie ze wspólnego umawiania na partyjkę.
Warto jednak dodać, że dumanie nad szachownicą będąc zanurzonym w lodowatej wodzie to nie lada wyzwanie, nawet dla doświadczonego morsa. - W wodzie naprawdę jest inne myślenie. Ciężko jest się skoncentrować i zwykła partia szachów sprawia trudności. Mimo, że gram praktycznie codziennie, przyznam, że sprawiało mi to pewną trudność – mówi kożuchowski mors.
- Czy można to rozkojarzenie z czymś porównać? – pytam.
- Jak chce się sprawdzić, czy są już pierwsze etapy hipotermii, to zazwyczaj odlicza się, np. od dwudziestu do jednego. I jak mamy z tym trudność, to znak, że łapie nas hipotermia. Rozkojarzenie, niemożność skupienia się – tłumaczy S. Sasor. - W sumie siedzieliśmy w wodzie pięć minut, może trochę więcej, bo jeszcze wcześniej się przygotowywaliśmy. I było widać, że zaczyna nas to łapać, że koncentracja jest zupełnie inna, niż podczas gry przy stole – wyjaśnia.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że panowie mieli z tej niecodziennej rozgrywki sporą frajdę.
- Może warto byłoby zrobić z tego kożuchowską atrakcję? – zastanawiam się.
- No fakt, jest to coś innego - przyznaje S. Sasor. - Tylko ciekawe czy byliby chętni? Powiem szczerze, że osobiście znam wszystkich morsów w okolicy, ale czy ktoś jeszcze gra w szachy, oprócz mojego kolegi? No nie wiem… Więc nie wiem czy frekwencja by dopisała – zastanawia się.
- A jakby podmienić szachy na warcaby?
- O! To już prędzej, w to chyba każdy potrafi! Szachy to już trochę taka archaiczna zabawa na wyginięciu. Ja akurat to lubię – kwituje.