Sylwia Spurek: Za chwilę Wiosny nie będzie. Europosłanka komentuje odejście z partii Roberta Biedronia
W październiku dr Sylwia Spurek ogłosiła, że rezygnuje z członkostwa w Wiośnie. W rozmowie z "Głosem" wprost mówi, że za chwilę partii może już nie być, bo planowane jest połączenie z SLD. Nie ukrywa także, że w pewnym momencie przestała rozumieć polityczne i osobiste decyzje Roberta Biedronia. Obecnie europosłanka z Wielkopolski skupia się na pracy w Parlamencie Europejskim. Pytamy ją o plany na przyszłość, w tym tworzenie własnej partii i ewentualny start w wyborach prezydenckich.
W październiku odeszła pani z Wiosny Roberta Biedronia. Czy nie czuje Pani, że oszukała wyborców? Wielu z nich głosowało na „jedynkę” Wiosny, a teraz nie mają swojej reprezentacji.
Trudno mi to ocenić. Pewnie są osoby, które odbierają to w ten sposób. Natomiast dostałam po odejściu z Wiosny wiele wiadomości ze słowami wsparcia i podziękowaniami. Ludzie podkreślali, że głosowali na mnie, byłą zastępczynię Rzecznika Praw Obywatelskich, feministkę, osobę walczącą o prawa kobiet, zwierząt. Czyli moje wartości, zasady, standardy. Swoją pracą w europarlamencie staram się pokazać, że realizuję program, o którym mówiłam w czasie kampanii wyborczej.
Czytaj również: Sylwia Spurek, jedynka "Wiosny" tłumaczy, dlaczego nie mogłaby być z kimś, kto nie jest weganinem oraz feministą
Jakie były powody odejścia z Wiosny?
Na razie nie chciałabym mówić o szczegółach. Może kiedyś przyjdzie na to czas, ale teraz chcę skoncentrować się na merytorycznej pracy.
Napisała Pani na Twitterze: „To nie jest Wiosna, do której wstępowałam, ale będę pamiętała tę, do której wstąpiłam”. Co się zmieniło?
W ostatnich miesiącach podejmowane były decyzje dotyczące ścisłego związania się ze „starymi” partiami – ostatecznie z SLD. Wchodziłam do Wiosny, która miała być nową, niezależną, progresywną siłą. Taką, która będzie bardzo pryncypialnie realizowała swój program i pomysł na Polskę sprawiedliwą, nowoczesną. Nie zakładałam, że będziemy startować wspólnie z innymi partiami, co więcej – startować z list innych partii, tworzyć z nimi klub, że za chwilę Wiosny nie będzie. To nie był mój pomysł na politykę. Wiosna była pierwszą partią, z którą się związałam, tym bardziej decyzja o odejściu była trudna. Dziś, widząc jej pierwsze ruchy w Sejmie, czuję rozczarowanie.
Na przykład?
Chociażby jednomyślne głosowanie na myśliwą [Urszulę Pasławską z klubu PSL-Kukiz15 – dop. red.], która została przewodniczącą Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Ostatecznie Wiosna została „rozegrana” przez SLD i wchłonięta w struktury Sojuszu czy uda jej się zachować niezależność?
Nie mam informacji na ten temat. Z oczywistych względów zarząd nie informuje mnie o swoich planach i decyzjach.
Skoro mowa o zarządzie – będzie Pani broniła decyzji Roberta Biedronia o przyjęciu mandatu europosła, mimo że nie zgadzało się to z jego wcześniejszymi zapowiedziami? Jakie były jego motywacje?
Szczerze mówiąc, nie wiem. W pewnym momencie przestałam rozumieć jego decyzje polityczne i osobiste, stąd trudno mi je komentować.
Marcin Anaszewicz, prywatnie Pani partner, zrezygnował w czerwcu z funkcji wiceprzewodniczącego Wiosny. Odszedł z partii krótko po Pani wystąpieniu. Wobec tego ważniejsza jest dla was lojalność wobec siebie czy wyborców?
Marcin zrezygnował z funkcji wiceprezesa w czerwcu zaraz po tym, gdy pojawił się pomysł startu w wyborach z Platformą Obywatelską. Bardzo wyraźnie mówił, że nie taką Wiosnę tworzył. Budowanie koalicji z PO, która na wielu polach zawiodła – choćby w przypadku praw człowieka czy ochrony klimatu, kompletnie nie mieściło się w założeniach Marcina. Teraz odszedł w ogóle z partii, bo Wiosna się kończy. Co do lojalności wobec siebie – jesteśmy razem 18 lat, wspólnie pracujemy, łączą nas wartości i standardy. Jesteśmy feministami, weganami, mamy jasne poglądy na prawa człowieka i ochronę środowiska. Poza tym jesteśmy bardzo pryncypialni, jeśli chodzi o konkretne obszary działania państwa. Dlatego nasze decyzje są spójne. Trudno oderwać je od wewnętrznych poglądów.
Powiedziała pani, że „Wiosna się kończy”. Jak to rozumieć?
Pewnie lepszym rozmówcą byłby w tej kwestii Marcin, który działa w polityce od wielu lat, natomiast mam wrażenie, że nie jest to specjalną tajemnicą. Nie musimy gdybać, bo z doniesień medialnych wynika, że decyzja o połączeniu z SLD zapadła. Wiosna, której powstanie zostało ogłoszone w lutym, po prostu znika.
Wiosna znika, ale czy wobec tego Sylwia Spurek i Marcin Anaszewicz skupiają się na tworzeniu własnego projektu?
W Parlamencie Europejskim pracuję niespełna pół roku. Skupiam się więc na tym, żeby pokazać moje zaangażowanie, aktywność, ciężką pracę. Chcę zbudować określoną pozycję wśród kolegów i koleżanek w PE. W tym momencie w pełni się w to angażuję.
W Polsce trwa dyskusja nad kandydaturami w wyborach prezydenckich. Widzi pani nazwisko, które mogłoby dziś połączyć całą lewicę?
Nie mówiąc na razie o nazwiskach – marzę, żeby lewica wystawiła kobietę – silną, merytoryczną, doświadczoną kandydatkę. Z konkretnymi, progresywnymi wartościami, o mocnym kręgosłupie. Jednak na razie w puli nazwisk pojawiają się wyłącznie mężczyźni. Mimo to mam nadzieję, że koledzy z lewicy zaczną się wkrótce rozglądać także za koleżankami.
Pojawiają się informacje, że pani również zastanawia się nad startem.
Nie myślę o tym, nie miałam takiej propozycji ze strony żadnej partii. Ale szczerze mówiąc – dla mnie wymarzoną prezydentką byłaby feministka i weganka. To spójne z moim światopoglądem.
Jakby nie było – w tę charakterystykę wpisuje się… Sylwia Spurek.
(śmiech) Tak, ale wydaje mi się, że weganek w Polsce jest więcej, niż jedna Spurek. Zależałoby mi po prostu na kandydatce o określonej wrażliwości, trzymającej stronę kobiet, dbającej o prawa zwierząt, mającej świadomość katastrofy klimatycznej. To byłaby moja wymarzona kandydatka.
Mimo to na lewicowej giełdzie nazwisk pojawiają się nazwiska trzech panów: Biedroń, Czarzasty, Zandberg. Z nich największe szanse ma mieć ten pierwszy. Robert Biedroń to jeszcze dla pani wiarygodny kandydat?
(cisza) Chyba nie chciałabym oceniać Roberta. Poprzestanę na tym, że według mnie lewica powinna wystawić kobietę.
W zakulisowych rozmowach z osobami, które pracowały przy kampanii Wiosny i pani, da się wyczuć pewne rozczarowanie. Sylwia Spurek miała program oparty na prawach kobiet, zwierząt, polityce antydyskryminacyjnej. Obecnie widzą w pani działaniach tylko nacisk na prawa zwierząt. Inne postulaty zostały już zarzucone?
Absolutnie nie. Regularnie informuję o działaniach podejmowanych przeze mnie w ostatnich miesiącach. Każdy, kto odwiedzi mój profil na Facebooku, będzie daleki od powiedzenia, że zajmuję się wyłącznie prawami zwierząt. Oczywiście, one są dla mnie bardzo ważne i dużo mówiłam o nich w kampanii. Choć wiele osób mi to odradzało, wprost mówiłam też, że jestem weganką. Uznałam, że to uczciwe wobec wyborców i wyborczyń. Większość spraw legislacyjnych, które na mój wniosek zostały mi przydzielone w europarlamencie, dotyczy kwestii praworządności.
Jestem także członkinią, jako jedyna Polka z opozycji, specjalnej grupy monitorującej stan praworządności w państwach członkowskich. Koordynuję przystąpienie przez Unię Europejską do konwencji antyprzemocowej Rady Europy. Większość interpelacji, które kieruję do Komisji Europejskiej, dotyczy praw kobiet oraz ochrony klimatu. Zajmuję i będę zajmowała się wieloma innymi sprawami, z których wszystkie będą miały wspólny mianownik – prawa człowieka. Moje działania dotyczą także walki z uciążliwościami zapachowymi, które już bezpośrednio dotyczą mieszkańców Wielkopolski – szczególnie tych mieszkających pod Wrześnią, którzy otoczeni są z trzech stron fermami zwierząt hodowanych na futra. Z tymi mieszkańcami spotkałam się w czasie kampanii i nie zamierzam o nich zapominać.
Na pani Facebooku faktycznie dzieje się dużo. Pytanie, ile może zdziałać w realnym świecie europarlamentu niezależny poseł? Dariusz Standerski, dyrektor programowy Wiosny, komentując pani odejście, przestrzegał, że możliwości są ograniczone.
Wszystkie swoje działania podejmuję jako członkini konkretnych komisji. Zależą wyłącznie od mojej ciężkiej pracy, aktywności i zaangażowania, a nie od przynależności partyjnej.
Ma pani jeszcze kontakt z ludźmi, którzy działali w Wielkopolsce przy kampanii Wiosny do PE?
Tak, naturalnie. Wynajęłam i jako jedna z pierwszych nowych europosłanek i europosłów, otworzyłam biuro poselskie w Poznaniu. Od początku założyłam regularny kontakt i angażowanie w moje działania osoby aktywne na terenie Wielkopolski. Powołałam dwie rady młodzieżowe: ds. klimatu oraz praw zwierząt, z którymi konsultuję moje działania. Jestem w trakcie powoływania trzeciej rady, ds. równości. Działają w nich młodzi ludzie z regionu, zorientowani w tych tematach. Pomagali mi jeszcze w trakcie kampanii. Organizuję także okrągłe stoły, czyli wydarzenia, w czasie których omawiane są wybrane problemy. Zapraszam do nich także ekspertów i ekspertki z Wielkopolski. Do tej pory odbyły się już trzy okrągłe stoły.
Słyszałem już jednak opinie, że do biura wcale nie jest tak łatwo się dostać. Chodzi o czysto praktyczne kwestie – wejście na piętro, konieczność korzystania z windy.
Biuro jest dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Nie ma barier architektonicznych. Faktycznie, jest na trzecim piętrze, trzeba skorzystać z windy. Ale nie prowadzi do niej nawet jeden schodek.
Kiedy ostatnio była pani w biurze w Poznaniu?
W ubiegłym tygodniu [rozmawiamy w piątek, 22 listopada – dop. red.].
Kolejna wizyta 7 grudnia. To odpowiednia częstotliwość?
Od poniedziałku do piątku pracuję w Brukseli albo Strasburgu. Na każdą sobotę przyjeżdżam do Polski. Od lipca większość sobót spędziłam w Poznaniu. Wtedy organizujemy posiedzenia rad młodzieżowych, okrągłe stoły, spotkania z organizacjami pozarządowymi. Taką przyjęłam formułę pracy. Nie mam wolnych weekendów, bo chcę maksymalnie wykorzystać dane mi pięć lat.