Nowy rok witali łodzianie w czasach PRL-u na sylwestrowych balach organizowanych przez zakłady pracy, w restauracjach, domach kultury i na tzw. domówkach w swoich mieszkaniach, a nawet w pralniach i suszarniach.
Meble wędrowały pod ścianę, zwijano dywany, stół nakrywano ceratą lub obrusem, serwując sałatkę jarzynową z majonezem, koreczki z serem i kanapki. Z pocztówek dźwiękowych i płyt winylowych płynęły przeboje Animalsów, Beatlesów i Rolling Stonsów, odtwarzanych na gramofonach „Bambino”.
W latach 60. ubiegłego wieku dominował modny taniec twist, który dokonał kolejnego przełomu po rock and rollu na parkietach, eliminując bardziej klasyczną choreografię: walca, tango,rumbę, fokstrota i boogie-woogie, nazywanego przez studentów tańcem Heine-Medina. W tych latach młodzi ludzie nie chcieli tańczyć tak jak władza komunistyczna im zagra, w przeciwieństwie do pokolenia wychowanego na piosenkach Mieczysława Fogga, Ireny Santor i Marii Koterbskiej. Nieco inaczej wyglądały sylwestrowe bale w świetlicach i stołówkach zakładowych, gdzie tańczono przy polskich szlagierach, słuchając noworocznego orędzia Edwarda Gierka, który z żoną Stanisławą bawił się w Pałacu Kultury.
Podobnie jak jego poprzednik, Władysław Gomułka, życzył klasie robotniczej, aby podniosła wyżej swój socjalistyczny sztandar przodownika narodu. Zaraz po tych życzeniach, po nowym roku następowała podwyżka cen wielu artykułów - papieru, gazet, materiałów budowlanych i drewna. Toasty wznoszono Sowietskoje Szampanskoje i Igristoje udającymi szampan, potem wódką czystą z czerwona kartką. Nie wszystkim udawało się jednak dotrwać w przytomności do północy, bo wyznawali zasadę, że komunizm szkodzi, wódka nie. W przerwie zajadano pieczone roladki, kotlety i mięso w galarecie, popijając herbatą i wodą z syfonu. O północy, składając sobie życzenia, wszyscy wierzyli, że kiedyś będą szczęśliwi i bogaci.