Sylwester dla wodzireja to bardzo ciężki kawałek chleba
O tym jak Polacy lubią się bawić, dlaczego sylwester to dla animatorów ciężki kawałek chleba i czy można szaleć na imprezie bez kropli alkoholu - opowiada Piotr Pająk, DJ Wodzirej.
Jest sylwester, który szczególnie pan pamięta?
Zabawa sylwestrowa to dla wodzireja ciężki kawałek chleba. Niezależnie od tego, gdzie się odbywa. Jeśli mamy jednorodną grupę, nie ma problemu. Gdy jednak na takim sylwestrze bawią się w ludzie w różnym wieku, a więc grupa 20-latków i 70-latków, to zabawy nie zawsze się sprawdzają. Starsi twierdzą, że to nie dla nich atrakcje. Płacą i chcą czego innego. A młodzież jest zadowolona. I odwrotnie. A wiem, co mówię, bo wodzirejem jestem od ponad 10 lat lat. A jeżeli chodzi o jakiś wyjątkowy, to na pewno wiele lat temu w miejscowości Pałczew. Fantastyczni goście; piąta rano i prowadzę zorbę oraz kankana. Grupa ponad 100 osób znała się i to było siłą balu.
Zmieniają się mody, jeśli chodzi o takie zabawy?
Na pewno. Kiedyś, gdy grałem jeszcze na takich imprezach w zespole, to goście szanowali, że mamy swój repertuar, muzykę. Gdy pojawia się muzyka mechaniczna, jest inaczej. Ludzie myślą, że będziemy grali wszystko, co przyjdzie im do głowy. Pamiętam jeden z sylwestrowych balów, który prowadziłem w eleganckim hotelu. I zorganizowałem zabawę w śnieżki. Grupa ludzi idzie w rytm piosenki: „Pędzą, pędzą sanie”. Nagle zatrzymuję muzykę. Ludzie dzielą się na dwie grupy i z kartek robią śnieżki, którymi się przerzucają. Wygrywa ta, u której zostaje ich mniej. To świetna zabawa, przy muzyce góralskiej. Na różnych imprezach świetnie się sprawdzała. Na tym sylwestrze 90 procent gości było w ekstazie, zabawa bardzo się im podobała. Ale 10 procent stało i pytało: Dlaczego psuje nam pan sylwestrową zabawę? Dlatego będę powtarzał, że sylwester dla wodzireja to bardzo ciężki kawałek chleba.
Dlaczego?
Na zabawę sylwestrową goście przychodzą z pewnym stereotypem oczekiwań. Z innym nastawieniem idziemy na „osiemnastkę”, „czterdziestkę” czy wesele. Wtedy ludzie przychodzą, by się pobawić, są otwarci na nawiązanie nowych kontaktów. Za taką zabawę nie płacą. Natomiast podczas sylwestra jest inaczej. By się na nim pobawić, trzeba zapłacić czasem mnóstwo pieniędzy. W związku z tym mamy się bawić tak, jak chcemy. Jeśli dołożymy do tego ilość grup, która jest na tej imprezie, to bywa różnie. Każdy ma inne oczekiwania. Niektórzy bywają niepoważni. Kiedyś prowadziłem sylwestra w jednym z łódzkich hoteli. Wymyśliliśmy z jego dyrekcją temat: „Bal u fabrykanta”. Pojawiły się nawiązujące do niego gadżety. Bal rozpoczął się polonezem, potem był walc... I nagle podchodzi do mnie młody, dwudziestokilkuletni chłopak i mówi: Co ty robisz, proszę natychmiast puścić Shakirę! Nie zrozumiał, że to wystylizowana impreza. Potem okazało, że bilety na ten bal kupił w ostatniej chwili...
W takim razie, na jakich imprezach najlepiej się panu pracuje?
To jubileusze i wesela. Dwie rodziny łączą się w jedną. To są zawsze świetne przyjęcia. Ludzie chcą się przede wszystkim poznać, pobawić. Na wesele idą z bardzo dobrym nastawieniem. Nie ma oczekiwania, że płacę i wymagam, tak jak na balu sylwestrowym. Także prymicje i bale bezalkoholowe są doskonałymi okazjami, by zaskoczyć gości i stworzyć świetną aurę przyjęcia z klasą.
Młodzi ludzie potrafią się bawić, czy lepiej taka zabawa wychodzi pokoleniu 50 czy 60 plus?
Dla mnie najlepszą grupą do zabawy jest ta w wieku 25-35 lat. Są to młodzi ludzie, którzy nie żyją tylko dyskoteką. Z reguły są już po studiach. Mają rodziny. Podczas zabawy nastawiają się na integrację.
Wodzirej cały czas musi bawić towarzystwo?
Oczywiście! Dlatego ja tańczę z gośćmi. Mam przygotowane specjalne animacje i integracje taneczne. Nie mogę jednak zdradzić wszystkich patentów. Gdy jadę na imprezę, to zazwyczaj towarzyszy mi jeden, dwóch pomocników. W pracy wodzireja jest dużo elementów psychologii, socjologii. Jest to profesja jak każda inna. Cały czas trzeba się uczyć i nastawiać na innowacje.
A jak bawią się starsi goście?
To zależy. Głównie od tego, jak zdefiniuje się określenie „dobrze się bawić”. Podczas jednej z imprez zwróciłem uwagę na grupę, która cały czas siedziała przy stole. Podchodziłem do nich, próbowałem poderwać do zabawy, bo to przecież mój obowiązek. I nic. Oni ciągle siedzieli jak zaczarowani. Podszedłem do nich z tzw. biesiadą, zacząłem śpiewać, grać na gitarze. Też nic nie podziałało. Potem jeden pan z tej grupy podchodzi do mnie, prosi o wizytówkę i mówi: Proszę pana, w życiu się tak nie ubawiliśmy jak z panem! Tak więc wszystko zależy od tego, jak lubimy się bawić. Każdy ma inne oczekiwania, jeśli chodzi o dobrą zabawę. Dla jednych to taniec, dla innych alkohol, jak często bywa na imprezach firmowych niskiego szczebla.
Uważają, że dobra zabawa jest wtedy, gdy upiją się do nieprzytomności. Inni najlepiej bawią się na imprezach bezalkoholowych, gdy cały czas animuję grupę, są zabawy. Często dla środowiska 20-latków, którzy cały czas odwiedzają dyskoteki dobra zabawa to bit, alkohol. A 70--latki dobrze zabawią się, gdy złapiemy się za ręce i pośpiewamy. Tutaj trzeba być bardzo ostrożnym. Nie można myśleć jednym szablonem. Jeśli chodzi zaś o bale sylwestrowe, to można je podzielić na dwie grupy.
To znaczy?
Gdy na przykład bawią się na nich grupy, które się znają. Wtedy istnieje duża szansa, że jeśli jedna dominuje nad innymi, to ja się dostosowuję do nich. Przejmuję nad nimi kontrolę i jest bardzo dynamicznie. Ale gdy jest kilka takich grup, to dla mnie nie jest to dobre... Bywa też, że są małe grupy, czteroosobowe, same pary. Wtedy wiem, że szykuje się bezpieczny sylwester. Nie będzie szału, ale każdy się pobawi.
Bywają na takich imprezach bijatyki?
Dużo o tym czytałem. Przez tyle lat, ile prowadzę takie imprezy, bójka zdarzyła się tylko raz. Na imprezie firmowej. Przyczyną był alkohol.
Mają miejsce czasem zabawne sytuacje?
Pewnie, że tak. Mam taką zasadę, że jeśli ktoś jest trzeźwy, to bez problemu może zamówić piosenkę z dedykacją. Jeśli zaś już wypił za dużo, to daję mu kartkę. Na niej ma wypisać utwór, dla kogo ma być przeznaczony. Raz kiedyś podszedł do mnie pewien pan. Trochę bełkotliwym głosem prosi o piosenkę. Po chwili okazuje się, że zapomniał tytułu. Wraca więc do żony. Ale znów zapomniał tytułu, nie potrafił go zapisać. Znów poszedł do żony, która była coraz bardziej zdenerwowana. Po raz trzeci przychodzi i mówi wyrwane z kontekstu słowa. Kazałem mu zapisać. On machnął ręka i odszedł. Raz przychodzi mężczyzna i prosi, by mu puścić „Toboły”... Okazało się, że chodzi o piosenkę „To były piękne dni”.
Bez alkoholu można się fajnie bawić?
Oczywiście, że tak! Uważam nawet, że bez alkoholu ludzie bawią się lepiej. Znowu uderzamy w definicję dobrej zabawy. Niektórzy nie ruszą do niej bez drinka, inni potrzebują jeszcze większych dopalaczy. Natomiast wiele razy prowadziłem imprezy bezalkoholowe, w tym raz taki sylwester. Przez pierwsze dwie godziny nie wiedzą, w którą stronę iść, bo brakuje tego odruchu polewania. Ale po alkoholu następuje tzw. zjazd, zaczyna brakować sił. Na bezalkoholowej imprezie tego nie ma. Z tymi ludźmi do piątej rano można robić wszystko, także zawody sportowe.
Jak się powinno przygotować do zabawy?
Przede wszystkim nie mieć konkretnych oczekiwań, nie nastawiać się. To zepsuje nam zabawę. Trzeba zorientować się na relację z ludźmi. Powinno się iść na sylwestra z radością, uśmiechem, zostawiając za sobą problemy. Mam taki jeden dzień na zabawę, odprężenie. Ciężar całego roku jest przecież za nami! Zaczyna się coś nowego, wyjątkowego. Z nowymi siłami wchodzimy w 2017 rok!