„Swoją pogodą ducha i optymizmem zarażała innych". Anna Karbowniczak: wzór dziennikarza i wspaniały człowiek. Tak ją zapamiętamy

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Justyna Piasecka-Gabryel

„Swoją pogodą ducha i optymizmem zarażała innych". Anna Karbowniczak: wzór dziennikarza i wspaniały człowiek. Tak ją zapamiętamy

Justyna Piasecka-Gabryel

Anna Karbowniczak zginęła w tragicznym wypadku 3 września 2020 r. w Brzekińcu, w przeddzień swoich 35. urodzin. Przez 10 lat pisała dla „Głosu Wielkopolskiego”, portalu chodziez.naszemiasto.pl i tygodnika „Chodzieżanin”. Jej drugą wielką pasją, obok dziennikarstwa, była jazda na rowerze. Rocznie przemierzała na swojej kolarzówce tysiące kilometrów. Ania była osobą skrytą, spokojną i opanowaną, jednocześnie cechowało ją wielkie poczucie humoru. Swoją serdecznością i ogromną życzliwością bardzo szybko zjednywała sobie ludzi.

W notce, którą ma każdy dziennikarz, napisaliśmy o niej: „Pisze o wszystkim, co jest ważne dla mieszkańców: zarówno o problemach i trudnych sprawach, jak również o tym, co cieszy. Śledzi „życie” powiatu chodzieskiego i dokumentuje je w swoich artykułach i na zdjęciach. Lubi, kiedy wokół dużo się dzieje, bo przecież bycie w centrum wydarzeń to żywioł każdego dziennikarza. A kiedy chce odpocząć - wtedy wsiada na rower i obserwuje powiat z perspektywy dwóch kółek. Ceni sobie to, że dzięki swojej pracy wciąż może poznawać kolejnych wspaniałych ludzi. W Chodzieży mieszka od urodzenia i niezmiennie kocha jej piękny krajobraz: zwłaszcza lasy i jeziora”.

Wzór dziennikarza

Dla Ani Karbowniczak praca w „Chodzieżaninie" była pierwszą pracą zawodową. Mimo, że przygodę z dziennikarstwem zaczynała od papieru, bardzo szybko odnalazła się w nowym medium.

– Pamiętam, gdy 10 lat temu po raz pierwszy weszła do redakcji „Chodzieżanina”. Piękna, długowłosa blondynka. Szukała pracy, a my akurat szukaliśmy dziennikarza. Mieliśmy wtedy trzech kandydatów, lecz Ania wyróżniała się na ich tle solidnością, skrupulatności, a do tego ogromną skromnością

– wspomina Bożena Wolska, redaktor prowadząca tygodnik „Chodzieżanin”.

Dodaje, że poznała ją bardzo dobrze, mimo że była osobą skrytą i chroniła swoją prywatność. – Rozmawiałyśmy na wiele tematów i dzięki temu poznałam jej poglądy – na świat, życie, czy też politykę. Identycznie było w moją stronę – mówi.

W pracy Ania cechowała się przede wszystkim rzetelnością i obiektywizmem.

– Miała taką zasadę, żeby nikogo nie skrzywdzić, dlatego uważam, że te anonimy, które otrzymała przed śmiercią, wyrządziły jej straszną krzywdę. Ich autor ją obrażał i oskarżał o różne rzeczy, swoim postępowaniem bardzo ją skrzywdził

– zauważa Wolska.

Ania podejmowała się wszystkich tematów, niemożliwe dla niej nie istniało. Potrafiła zerwać się w środku nocy, by jako pierwsza zdać relację z wypadku czy pożaru, a następnego dnia - mimo zmęczenia - z szerokim uśmiechem na twarzy zaglądała na warsztaty w ośrodka kultury lub szła, by przeprowadzić wywiad z lokalnymi gospodyniami.

Najważniejszy dla niej był człowiek i sprawy społeczne. Każdego darzyła szacunkiem, nigdy nikogo nie oceniała, zawsze wysłuchiwała obu stron. Informowała o wszystkim, co dzieje się w okolicy, zarówno o wydarzeniach chodzieskiej polityki oraz sprawach kryminalnych, jak i o projektach społecznych, sukcesach sportowców – amatorów, imprezach czy małych – choć dla niej tak samo ważnych – problemach mieszkańców i mieszkanek. Była wszędzie tam, gdzie coś się działo.

Dla wielu swoich kolegów była wzorem dziennikarza.

– Do tygodnika „Chodzieżanin” dołączyłem w 2014 roku i była to moja pierwsza styczność z poważnym dziennikarstwem. Od samego początku mogłem liczyć na ogromne wsparcie od współpracowników gazety, w tym Ani. Wszystkie jej wskazówki oraz rady pomogły rozwinąć mi własny warsztat dziennikarski. Potrafiła poświęcić czas i merytorycznie wskazać błędy zawarte w tekście. Dla młodego chłopaka, który stawiał wówczas pierwsze kroki w dziennikarstwie to bezcenne doświadczenie

– mówi Michał Jurek z „Głosu Wielkopolskiego”.

Skromność, spokój, poczucie humoru

Ania była osobą zawsze uśmiechniętą i dla każdego życzliwą.

– Te prawie 10 lat spędzone z Anią w chodzieskiej redakcji będę zawsze wspominał z ogromnym sentymentem. Była dobrą koleżanką, ale przede wszystkim bardzo dobrym człowiekiem, pełnym szacunku i zrozumienia dla innych. Niezależnie kto to był, zawsze starała mu się pomóc. Była po prostu dobra i to dobro niosła ludziom

– wspomina Martin Nowak, redakcyjny kolega Ani.

Dziennikarka swoją pogodą ducha i optymizmem zarażała innych.

– Gdy w czasie społecznej kwarantanny przenieśliśmy się z redakcji do „domowych biur”, Ania nie raz zawstydzała nas swoją kreatywnością. Wychodząc z założenia, że tematy leżą na ulicach, przy zachowaniu wszelkich zasad ostrożnościowych, ona faktycznie na ulice wychodziła. Fotografowała Chodzież w czasie pandemii, pisała o tym, jak z nową rzeczywistością radzą sobie jej mieszkańcy i mieszkanki. Odwiedzała przedsiębiorców. Inspirowała nas

– wspominają dziennikarze chodzieskiej redakcji.

Ania była skryta, bardzo spokojna i opanowana, mając przy tym wielkie poczucie humoru.

– Serdeczność i ogromna życzliwość, jakie w sobie pielęgnowała sprawiały, że bardzo szybko zjednywała sobie ludzi. Żartowaliśmy, że Ania podzieli się z drugą osobą śniadaniem nawet wtedy, gdy nie zabierze go z domu. Po prostu taka była. W każdej chwili gotowa pomóc

– dodają.

Kolarzówką pokonywała tysiące kilometrów

Ania była wielką fanką jazdy na rowerze. Na kolarzówkę wsiadała w każdej wolnej chwili. Turystyka rowerowa, tuż obok dziennikarstwa była jej życiową pasją. Mówiła, że Chodzież, w której mieszkała od urodzenia, a także najbliższa okolica, widziane z perspektywy dwóch kółek, są jeszcze piękniejsze. Tylko w ubiegłym roku przejechała na rowerze 16 tysięcy kilometrów. Gdyby była teraz z nami powiedziałaby zapewne: za mało, co to za wynik!

– Kiedy postawiła przed sobą jakiś cel, nie było mowy o tym, aby go nie zrealizowała. Podziwiałem ją za siłę charakteru, pracowitość, ambicję. Gdy zafascynowała się kolarstwem, oddała mu się bez reszty. Pilnowała diety, liczyła kalorie, dbała o siebie. Bardzo szybko zaczęła osiągać wyniki, które na początku wydawały się jej zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką. Przecież nigdy wcześniej nie była związana ze sportem. Ale Ania, tak jak w pracy, tak i w życiu osobistym, nie uznawała półśrodków. Wszystko robiła na 100 procent

– wspomina Martin Nowak.

Świat się zatrzymał

Był czwartek 3 września 2020 r. Ania wzięła dwa dni wolne od pracy, w poniedziałek miała rozpocząć urlop. Przechodziła trudniejszy okres. W środę zawiadomiła prokuraturę o listach z pogróżkami, jakie otrzymywała. Jeden z nich odnosił się do sprawy śmierci 2-letniego Marcela z Chodzieży, którą Ania opisywała. Aby odreagować wybrała się na trening rowerowy. Niestety doszło do potwornej tragedii.

Życie Ani przerwał wypadek. Przed godziną 14, w Brzekińcu została śmiertelnie potrącona przez kierowcę busa, który razem z pasażerami uciekł z miejsca wypadku. Następnego dnia Ania miała świętować swoje 35. urodziny. Kiedyś w chodzieskiej redakcji śmiała się, że połowa życia już za nią. Po chwili dodała jednak: ta druga połowa będzie jeszcze lepsza.

Niestety jej życie zakończyło się przedwcześnie, bezsensowną śmiercią. 3 września na zawsze odmienił życie wszystkich osób, które znały Anię, jej najbliższych, przyjaciół, współpracowników i tych, których spotkała na swojej drodze.

– Informacja o tym, że Ania została śmiertelnie potrącona spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Myślałem, że ktoś sobie robi mało śmieszny żart. Niestety, wszystkie z najgorszych scenariuszy się potwierdziły

– mówi Michał Jurek.

– Ulica Wojska Polskiego w Chodzieży, gdzie mieści się redakcja, będzie mi zawsze o niej przypominać. Jej głośny śmiech, który był słyszany z daleka, wchodząc do budynku zostanie w mojej pamięci do końca życia. Chodzież ciebie nie zapomni – zapewnia Martin Nowak.

W sprawie śmierci naszej dziennikarki pozostaje wciąż wiele niewiadomych. Zespół Śledczy „Głosu Wielkopolskiego” ujawnił nowe informacje, które mogą okazać się przełomowe. Biegły sądowy Jerzy Hyżorek, na naszą prośbę stworzył własną opinię, która całkowicie obala wersję biegłego powołanego przez prokuraturę, o tym, że to Ania spowodowała wypadek, wymuszając pierwszeństwo przed nadjeżdżającym busem.

– Mam ogromną nadzieję, że wszystkie wątpliwości związane z tą sprawą zostaną wyjaśnione, bo zasługują na to w szczególności rodzina i przyjaciele – uważa Michał Jurek.

Justyna Piasecka-Gabryel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.