Świnie zamiast saren. W Łubiance wojna o zdrowy rozsądek
Gdy na biurko wójta trafił projekt budowy wielkiej chlewni, w Łubiance zapanowała konsternacja. Czy sypialnia Torunia, która lat od kusi mieszczuchów hasłem „Zainwestuj, zamieszkaj, odpocznij” utraci wiarygodność.
Dom Roberta Karaszewskiego z daleka rzuca się w oczy. Odważny minimalistyczny projekt, dopracowany w szczegółach, z designerskim zacięciem. Takie sąsiedztwo kusi kolejnych inwestorów i budzi zaufanie do gminy. Karaszewscy kupowali działkę od sołtysa. Od lat wielu okolicznych rolników żyje głównie z podziału gruntów na działki budowlane. Za domem Karaszewskiego na kolejnych nabywców czeka już na nowych właścicieli rząd kolejnych działek. Wokół cisza, spokój, pola uprawne, malownicza skarpa i trzy małe stawy. Żadnego smogu, za to odgłosy przyrody i danieli zza okna.
Aż tu nagle sprawa chlewni. Od ogrodzenia Karaszewskich jakieś 20 metrów.
Pierwszy projekt złożony przez Daniela Ziółkowskiego wzburzył wszystkich sąsiadów, ale już od początku jego idea była tak absurdalna, że mało kto wierzył w realizację.
Ziółkowski należy do „tutejszych”, jest bratankiem sołtysa, od lat prowadzi gospodarstwo rolne. Ma dziś 40 hektarów, a przy domu chlewnię na 285 tuczników. Kolejna miała stanąć tuż obok starych zabudowań. Ale łączyłaby je tylko nazwa, bo nowa tuczarnia to jak porsche w zestawieniu z polonezem.
Wójt Łubianki, Jerzy Zająkała, znajduje się pomiędzy młotem i kowadłem. Więcej w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień