Świnia jest partnerem. Odwiedzamy azyl dla zwierząt „Chrumkowo”
Jak to powiedział Churchill: „Lubię świnie. Psy łaszą się do nas, koty patrzą na nas z góry, a świnie traktują nas jak równych sobie”.
Z Katarzyną Trotzek i Dobrawą Tokarczyk, założycielkami Azylu dla Świń „Chrumkowo”, rozmawia Lena Szuster
Kiedy ludzie chcą kogoś obrazić, mówią do niego: ty świnio…
Katarzyna Trotzek: To powinien być komplement. Świnie są piekielnie inteligentne. W badaniach genialnie radzą sobie w testach na inteligencję, rozumowanie, w grach wideo, posługiwaniu się joystickiem. A już najlepiej w zadaniach, w których motywatorem jest jedzenie (śmiech). To chyba zresztą jedyna obiegowa opinia, która pokrywa się z prawdą – świnie naprawdę lubią jeść. Ale reszta stereotypów jest bardzo krzywdząca.
Dobrawa Tokarczyk: Świnie bardzo przywiązują się do ludzi. I są czyste. Naprawdę! Może trudno w to uwierzyć, bo są trzymane w zamknięciu, w chlewach, nigdy nie wychodzą na zewnątrz, dlatego po prostu nie mają miejsca i możliwości, żeby dbać o higienę. A i tak próbują, chociaż to nie jest możliwe na tak małej przestrzeni. W naszym Azylu, w naturalnych warunkach, nigdy nie zdarzyło się, żeby świnie zabrudziły któryś ze swoich domków. Część z nich mieszka albo odwiedza nasz dom i wcale nie musiałyśmy ich uczyć zachowania czystości. Same od razu rozumiały. Powąchaj, jak pięknie pachną.
Już wącham! Rzeczywiście. Pachną trochę jak...
Katarzyna: Przyprawy.
Dobrawa: I orzechy (śmiech).
Czy da się porównać zachowanie świń do zachowań psów lub kotów?
Katarzyna: Świnia na pewno nie jest dla człowieka, który chce mieć władzę nad zwierzęciem. Nie można jej tresować. Świnie są na to za bardzo samodzielne, przekorne, mają swoje charaktery. Nie będą po prostu wykonywać poleceń. Doskonale rozumieją, co się do nich mówi, ale czasem dla zabawy robią coś zupełnie odwrotnego. Bardzo nie lubią krzyku, złego traktowania.
Świnia jest partnerem. Jak to powiedział Churchill: „Lubię świnie. Psy łaszą się do nas, koty patrzą na nas z góry, a świnie traktują nas jak równych sobie”. I to jest prawda. Relacja ze świnią musi się zasadzać na równości. Źle traktowana świnia nie zaufa, nie będzie naszym przyjacielem.
Dobrawa: Świnie są bardzo charakterne, mądre. Widać to też w ich ustalaniu hierarchii – robią to raz-dwa, nie chcą tracić czasu na głupoty, wolą po prostu żyć. Cieszyć się życiem.
A od czego zależy ta hierarchia? Od wielkości? Siły?
Dobrawa: Od siły charakteru. Mamy na przykład małą świnkę, Malwinę, która rządzi całą brygadą. Nawet Elek, największy w stadzie, boi się Malwiny.
Czyli w Azylu jest Elek, Malwina… I kto jeszcze?
Katarzyna: Moja imienniczka Kasia. Udało nam się ją wyciągnąć z tuczarni – przeszła dwa cykle tuczenia, w sumie dziesięć miesięcy, podczas których miała osiągnąć sto kilogramów wagi. Okazało się jednak, że nie chciała jeść, nie przytyła. Dzięki temu mogłyśmy ją wyciągnąć. Zachowanie Kasi po przyjeździe tutaj… To było straszne. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, miała wtedy rok, ale całe życie spędziła w zamknięciu, więc pierwszy raz widziała trawę, była przerażona. Zdarzały się takie momenty, że myślałam, że się podda, odejdzie. Próbowałam podsuwać jej różne smakołyki. Bez skutku. Pewnego razu dałam Kasi winogrona. Na początku nie była chętna, ale w końcu spróbowała… I zaskoczyło. Szczególnie zasmakowała w owocach. Do tej pory woli je od ziarna, co jest bardzo dziwne. Na ogół świnie preferują właśnie zapychacz, a owoce traktują jak deser. Ale nie Kasia. Ona uwielbia banany, jabłka, dałaby się pokroić za arbuza!
Dwie nasze największe świnie to bracia Darek i Elek, jeden czarny, drugi biały. Wykupiłyśmy ich za nieduże pieniądze, kiedy mieli po sześć tygodni. Darek był cherlakiem, najmniejszy z miotu, niedożywiony, nie miał wielkich szans na przeżycie. Elek był dwukrotnie większy i robił Darkowi za bodyguarda, zasłaniał go własnym ciałem. Widać było, że są ze sobą mocno związani, więc – choć początkowo planowałyśmy wziąć tylko Darusia – gdy zobaczyłyśmy ich razem, musiałyśmy przygarnąć obu.
Dobrawa: Teraz świnie przyjeżdżają do Azylu z całej Polski, ludzie zwracają się do nas, dzwonią. Na przykład Gosia, duża wietnamska świnka, została uratowana przez aktywistkę, która działa na rzecz lisów i mieszka pod Krakowem. Z kolei Dobrusia należała do studenta weterynarii – dostał ją od kolegi w prezencie na urodziny i trzymał w akademiku, co było niezgodne z przepisami uczelni. Miała wtedy może z tydzień czy dwa. Uratował ją pan, który jeździ po całej Polsce i pomaga gołębiom. Julek natomiast błąkał się po Katowicach.
Wasi podopieczni mają bardzo ciekawe imiona. Jak je wybieracie?
Dobrawa: Kasia i Dobrusia noszą imiona po nas. Ale poza tym na nazywanie robimy licytacje. Dla Darka imię licytowała Daria. Dla Elka – Ela. Czyli świnie często dostają imiona po swoich patronach. Rodzinkę świń z Wrocławia nazywałyśmy same. Na przykład Tadzik wyglądał jak dzik, stąd jego imię (śmiech).
Skąd w ogóle pomysł na założenie Azylu?
Katarzyna: Odpowiedź jest bardzo prosta: kochamy świnie, chcemy je ratować. Azyl istnieje od ponad roku, ale moja przygoda ze świniami zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw miałam mikroświnkę, była wspaniała, niestety zmarła w wyniku powikłań poszczepiennych. Wtedy już wiedziałam, że chcę założyć Azyl – przede wszystkim dla świń hodowlanych, chociaż przyjęłyśmy też sporo świnek wietnamskich i mikroświnek.
Niektóre miały trafić do rzeźni, inne były kupione jako zwierzaki domowe, ale właściciele nie przewidzieli, że urosną, że ich wychowanie wymaga specjalnych warunków. Tak trafiły do nas.
Dobrawa: Kasię poznałam w zeszłym roku w listopadzie. Wówczas pierwszy raz odwiedziłam Zajączkowo, później drugi, trzeci… A dwa miesiące temu przyjechałam na dobre. Wcześniej przez pięć lat mieszkałam w Anglii, angażowałam się w różne akcje na rzecz zwierząt. Uwielbiam świnie, więc kiedy zobaczyłam Azyl, od razu się zakochałam. Na wielu płaszczyznach.
Czy trudno było doprowadzić do powstania Azylu?
Katarzyna: Od dawna o tym marzyłam, pisałam do różnych dużych fundacji, organizacji pozarządowych itp. Szukałam kogoś, kto by wsparł ten pomysł organizacyjnie, prawnie i finansowo. Ze swojej strony mogłam zaoferować ziemię i czas. Chciałam się zajmować świniami, ale potrzebowałam pomocy w ogrodzeniu terenu, w budowie domków, bo to są wszystko ogromne koszty. Odzewu nie było. Aż w końcu przez przypadek trafiłam na Facebooku na wiadomość udostępnioną przez znajomą – padło tam pytanie, dlaczego ratujemy psy, ale świń już nie. Odpowiedziałam – w takim razie ratujmy! Ratujmy, ja się nimi zaopiekuję! Od tego się zaczęło. Założyłyśmy zbiórkę na ogrodzenie i pierwszy duży domek, potem sprawa się rozkręciła. Naszym największym problemem jest tak naprawdę zapewnienie świniom wyżywienia, bo mają bardzo pojemne brzuchy (śmiech).
Dobrawa: Na Facebooku prowadzimy bazarek. Dzięki temu właściwie starcza nam na codzienne utrzymanie zwierząt. Z bazarkiem jest trochę zachodu. Staramy się pozyskiwać ciekawe fanty, biżuterię, kubki, akcesoria domowe – wszystko oczywiście z motywem „świnkowym”.
Katarzyna: Dodatkowo przy specjalnych okazjach zakładamy osobne zbiórki i korzystamy z pomocy ludzi o dobrym sercu. Na przykład niedawno przyjechało do nas pięć nowych, czarnych świnek z wrocławskiego schroniska dla zwierząt – było ich tam dwadzieścia, nie miały odpowiednich warunków, planowano przekazanie ich do gospodarstw, więc zdecydowałyśmy się kilka przyjąć. O sytuacji poinformowała nas znajoma, która sama mieszka ze świnką. Ona sfinansowała dla nich domki. Mamy też zbiórkę na domek dla dwójki rudzielców uratowanych z likwidowanej hodowli.
Jak na pomysł utworzenia Azylu zareagowali Wasi znajomi? Sąsiedzi?
Katarzyna: Obracamy się raczej w środowisku ludzi zainteresowanych prawami zwierząt, więc dla naszych znajomych ta decyzja nie była niczym dziwnym (śmiech). Nawet okoliczni mieszkańcy nie byli zaskoczeni. Mieszkam tutaj już od kilku lat i zawsze słynęłam z tego, że a to mięsa nie jem, a to pozwalam psom i kotom mieszkać w domu, więc chyba przyzwyczaili się do moich pomysłów. Świnki też przybywały po kolei, nie wszystkie naraz, więc nie było szoku, nie było krytykowania.
Powiedzcie, jak wygląda codzienność w Azylu.
Katarzyna: Nie utrzymujemy się tylko z bazarku i zbiórek, Dobrawa pracuje, a ja w tym czasie zajmuję się naszym zwierzyńcem. Co robię? Właściwie wszystko (śmiech). Karmię, sprzątam, mówię do świń, zajmuję się nimi – świniom trzeba poświęcić czas, dzięki temu są kontaktowe, szczęśliwe. Właściwie spędzam z nimi całe dnie.
To nie jest łatwa praca, ale daje mnóstwo satysfakcji i radości. Bo świnie są bardzo mądre. Uczą się reagować na imię w przeciągu godziny! Czyli znacznie szybciej niż pies! I potrzebują ciągłego kontaktu z człowiekiem – mówienia, głaskania, drapania.
Dobrawa: Na przykładzie wspomnianych wcześniej świnek z Wrocławia – kiedy do nas trafiły, były totalnie dzikie. Bałyśmy się, jak sobie poradzimy. Ale okazało się, że już po dwóch dniach przytulały się i dawały drapać po brzuchach. To kwestia podejścia do nich. Bardzo szybko wyczuwają człowieka, jego zamiary. I na troskę, dbałość odpowiadają zaufaniem.
Co przysparza Wam najwięcej problemów?
Katarzyna: Bardzo poważnym problemem jest teraz ASF (afrykański pomór świń, choroba wirusowa – przyp. red.). Przez to świnie często są wybijane, nawet te zdrowe. Wystarczy, że trafiłaby do nas świnia niewiadomego pochodzenia, a legalne byłoby wybicie całego stada. Musimy więc bardzo pilnować, żeby nasze świnie pochodziły z konkretnego źródła, w którym jest numer stada, możemy zrobić legalne przeniesienie i mamy wszystkie dokumenty. Bo nasze świnie są normalnie zarejestrowane tak, jakbyśmy były hodowcami. Z ASF wiąże się kolejny problem – prawdopodobnie konieczne będzie podwójne ogrodzenie, żeby świnie nie zaraziły się przez płot od dzików. Nie wiem, jak damy sobie radę, ogrodzenie to olbrzymi koszt…
Są też mniejsze, codzienne problemy. Głównie wspomniane już jedzenie. Nie karmimy świń paszą, wprawdzie raz dziennie dostają ziarno śrutowane, ale poza tym uzupełniamy ich dietę o owoce i warzywa. Kupujemy arbuzy, banany itp. Chcemy, żeby próbowały różnych rzeczy. W porównaniu ze świniami my, ludzie, prawie w ogóle nie odczuwamy smaków! Jeżeli świnia dostanie jakiś nowy przysmak, coś słodkiego, czego wcześniej nie jadła, potrafi jeszcze pół godziny po zjedzeniu mlaskać z radości. Patrzenie na to sprawia nam olbrzymią frajdę.
Czy są inne wzruszające momenty? Co sprawia Wam największą radość?
Katarzyna: Na pewno przyjazd nowych świń. Uwielbiam ten moment, kiedy świnia z przestraszonej, unikającej dotyku, czasem nawet agresywnej, po jednym dniu dobrej opieki zmienia się nie do poznania. Świnie uwielbiają, jak się z nimi rozmawia, gada do nich. Wtedy otwierają się, zaczynają ufać, pozwalają się drapać po brzuchach – to jest cudowny moment. Ta chwila, gdy nowy podopieczny otwiera się na nas, rozumie, że nie stanie mu się już żadna krzywda… To dla nas największe szczęście.
A jak reagują goście, którzy odwiedzają Azyl?
Katarzyna: Najczęściej odwiedzają nas osoby, które nie jedzą mięsa i chcą zobaczyć świnie w ich naturalnych warunkach, ale oczywiście zapraszamy każdego, kto chce przekonać się, jakie świnie są naprawdę, jak się zachowują. Świnia żyjąca w chlewie według mnie niewiele ma wspólnego z prawdziwą świnią – nie może być sobą, nie realizuje wszystkich swoich podstawowych potrzeb. Świnia musi ryć, żerować, skubać trawę. To jej sprawa olbrzymią radość.
Dobrawa: Chciałybyśmy też podkreślić, że świnie żyjące w warunkach zgodnych z ich potrzebami nie są w najmniejszym stopniu zagrożeniem dla człowieka, pomimo że to duże zwierzęta. Są uparte, czasem przekorne, czasem kapryśne, mają humory… Zupełnie jak ludzie. Ale nigdy nie są agresywne bez powodu.
Jakie macie plany na przyszłość? Powiedzmy, że wygrałybyście miliony. Co byście wówczas zrobiły?
Katarzyna: Och, wykupiłybyśmy ziemię dookoła, żeby mogło tu żyć mnóstwo świń! (śmiech) Może przygarnęłybyśmy też kilka cielaczków, bydła hodowlanego. Ale głównie świnie. Kontakt, relacja, więź ze świnią jest niesamowita. Nigdy byśmy z tego nie zrezygnowały. Zdajemy sobie sprawę, że nie mamy możliwości wyjazdów, podróżowania, musimy zawsze być w Azylu, ale nie chcemy żyć w inny sposób. To jest cudowne. Spełnione marzenie.
Katarzyna Trotzek i Dobrawa Tokarczyk
Założycielki Azylu dla Świń „Chrumkowo” w Zajączkowie pod Chełmżą, działaczki na rzecz praw zwierząt, weganki.