Świat marginesu. Kto jest największym wrogiem Polaków
Zrobiłem wczoraj wyjątek i zajrzałem na fora internetowe. Nie czynię tak od dawna, bo nie lubię karmić się ściekami, a tym są w zastraszającym procencie poglądy osób prowadzących forumowe dyskusje. Nie inaczej było ostatnim razem.
Tragiczna wyprawa na Nanga Parbat oraz ustawa zwalczająca „polskie obozy śmierci” uruchomiły skrajne pokłady wzajemnej nienawiści, kolejny raz udowadniając, że nie ma większych wrogów Polaków, jak oni sami.
Zaroiło się w sieci od piewców jedynie słusznych teorii o tym, że jesteśmy narodem szlachetnych obrońców Żydów (Jedwabne to wedle tych ludzi manipulacja), a dla równowagi - uaktywniła się bardzo liczna grupa przekonana, że gdyby nie Niemcy, sami byśmy się z Żydami rozprawili, bo obrzydliwy z nas naród. Aż tak źle chyba nie było, skoro to u nas dobrowolnie mieszkała największa społeczność żydowska w Europie.
Niestety, internet ma to do siebie, że nie lubi babrać się w niuansach, a wątpliwości i spoglądanie na problemy z więcej niż jednej strony uważa za oznakę słabości, chwiejnych poglądów i innego godnego potępienia symetryzmu.
Co prawda jestem przekonany, że większość Polaków ma raczej rozsądne poglądy, to jednak w aktualnie panującej nam rzeczywistości marginesy mają się o wiele lepiej. Marginesy opanowały internet i wyznaczyły kierunki dyskusji. Najlepszym tego dowodem jest spór o przerywanie ciąży.
Jedni mędrcy w zasadzie chcą jej całkowitego zakazu, drudzy żądają aborcji na życzenie. Efekt będzie tylko taki, że w zależności od zmieniających się zwycięzców wyborów, prawo będzie skakać od ściany do ściany. Obawiam się, że nie tylko w sprawie aborcji. Aż w końcu ze słowników zniknie słowo „kompromis”, a my pożremy się wzajemnie, z kopytami.