Świat gimbusów bez lukru i retuszu
Nie traktujemy nastolatków poważnie. Myślimy „gimbaza” i to słowo ma wszystko tłumaczyć - mówi Anna Cieplak, autorka książki „Ma być czysto”, która wprowadza dorosłych w problemy współczesnej młodzieży
Zadedykowała Pani książkę „Dziewczynom, o których mówi się źle“. Czyli gorzej niż o chłopakach?
Bardzo często zarówno o chłopakach, jak i dziewczynach mówi się źle, kiedy nie postępują zgodnie ze stereotypowym wzorcem płci. Młody chłopak ryzykuje szykany, kiedy jest wrażliwy, bo to „babskie”.
Z kolei nastolatka jest na cenzurowanym, kiedy jest silniejsza, bardziej odważna niż jej koleżanki. O dziewczynach, które opisałam, mówi się źle, chociaż te same rzeczy uchodzą innym na sucho.
Za kradzież batonika została ukarana tylko Oliwka, dziewczynka z „gorszej” dzielnicy i „gorszej” rodziny, nie jej koledzy, którzy faktycznie się tej kradzieży dopuścili i nie jej przyjaciółka Julka, która mieszka pod lepszym adresem i ma lepsze oceny.
Oliwka ma zresztą tego świadomość, dzieci, które są w ten sposób oceniane błyskawicznie uczą się oceniać same siebie.
Są też mistrzami w wyłapywaniu znaków statusu społecznego. Markowe buty, grzywka, t-shirt - nic nie umyka ich uwadze. „Nie nadążasz, wypadasz albo musisz się podwójnie starać“ - to taka niepisana zasada.
Konsumpcja podbija stawkę w tej nierównej walce i stanowi ważne tło do różnicowania nie tylko młodzieży, ale i dorosłych. Nawet relacje rodziców z dziećmi czasami wyglądają jak rodzaj transakcji, w której pieniędzmi usiłuje się zrekompensować poczucie winy, że nie spędzamy czasu razem.
Wydaje nam się, że lepiej inwestować w rozwój dziecka poprzez różnego rodzaju odpłatne zajęcia dodatkowe czy treningi niż zwyczajnie z nim porozmawiać i zapytać „co słychać?”. Ciągła potrzeba konsumowania - napędzana przez wszechobecne bodźce - sprawia, że czasem zapominamy, po co właściwie jest nam to wszystko.
Kiedy Julka nie otagowuje Oliwki na zdjęciu, ta druga głęboko to przeżywa. My, dorośli, trochę się z takich rzeczy podśmiewamy.
Bo czasami nie traktujemy nastolatków poważnie, nie rozumiemy ich i nie staramy się zrozumieć, myślimy „gimbaza” i to słowo ma wszystko tłumaczyć. To otagowanie to dla młodych ludzi coś więcej, to znak, że komuś na mnie zależy, to tak, jakby koleżanka nie zaprosiła mnie na imprezę albo udała, że mnie nie widzi na korytarzu.
Pewnie każdy pamięta, jak na zajęciach wf. kapitanowie drużyn wybierali osoby do zespołu. I nikt nie chciał być tym ostatnim i „na doczepkę”. Wcale nie było nam z tym do śmiechu. Odrzucenie to bardzo bolesne uczucie, które długo pamiętamy.
Rzeczywistość młodych ludzi przedłużyła się o nowe media i one są równoprawną przestrzenią, w której funkcjonują. W sieci przeżywają realne emocje, sprawdzają komentarze i zastanawiają się np., czy są lubiani. Oczywiście, może się nam to wydawać niedorzeczne, ale to są ich uczucia i nie można ich trywializować.
Korczak pisał o „prawie dziecka do szacunku”, w przypadku nastolatków jakoś częściej o tym szacunku zapominamy. A oni przecież mają prawo tak się wyrażać, zresztą wielu dorosłych spędza znaczną część dnia z nosami w smartfonach i kreują w ten sposób swój wizerunek.
Może tylko aż tak głęboko tego wszystkiego nie przeżywają, ale nastolatki mają to do siebie, że w przeciągu jednego popołudnia są w stanie doświadczyć takiej gamy uczuć, jak dorosły człowiek przez miesiąc.
Wtajemniczenie w sprawy seksu to kolejny ważny wyznacznik bycia w grupie. Oczywiście najwięcej jest mówienia, tylko niestety dorośli do tych rozmów za bardzo się nie garną.
To jest poważny problem, o którym myślimy, że jak będziemy udawać, że go nie ma, to zniknie. Tymczasem warto z młodymi ludźmi rozmawiać o tym, co dla nich ważne w drugiej osobie - chłopaku czy dziewczynie, czego oczekują po „chodzeniu” z kimś. Rzetelna wiedza na temat antykoncepcji - bez mitów - też jest ważna i nie można jej lekceważyć czy traktować jako wstydliwego tematu.
Wiem od organizacji zajmujących się edukacją seksualną, że jednak tak naprawdę najwięcej emocji i napięć na zajęciach budzi nie tyle fizyczna sfera, seksualność sama w sobie, co właśnie uczucia. Nie rozmawiając o tym, zostawiamy młodych ludzi samych - zarówno z burzliwymi emocjami i przeżyciami, jak i w niewiedzy na temat tego, co może być dla nich ryzykowne czy niebezpieczne.
Na przykład, że nie będą wiedzieć, kiedy powiedzieć „nie” i że w ogóle można. Nie znam polskich programów, które uczyłyby wyznaczania granic intymności, a na przykład w Stanach Zjednoczonych są one bardzo popularne. To szalenie ważne, aby mieć tego świadomość.
Julka zupełnie nie wie, jak ma się zachować w sytuacji przemocy seksualnej, do tego stopnia, że zastanawia się, czy wypada jej odmówić.
Wręcz myśli sobie, że coś jest z nią nie tak, bo przez to „nie” straciła chłopaka. Może po jakimś czasie zrozumie, że to była właśnie przemoc, ale dotąd nikt jej tego nie uświadomił. Połapała się, że coś jest nie tak dopiero w sytuacji zagrożenia własnego bezpieczeństwa!
Od kilku lat pracuje Pani w świetlicy w Cieszynie, jest Pani łatwiej się dogadać z młodzieżą niż nauczycielom?
Tylu, ilu jest ludzi, tyle jest stylów i modeli wychowawczych. W moim przypadku jest tak, że dzieci i młodzież, z którymi pracuję, to grupa, która „rosła” razem ze świetlicą. Ufamy sobie i wiążą nas sytuacje „pozaszkolne”, gdzie mogą czuć się bardziej swobodnie, bo nie muszę ich oceniać.
W szkole jest to konieczne, więc ciężko to porównywać, bo to zupełnie inne miejsca i możliwości. Nie oznacza to, że w świetlicy istnieje jakiś superliberalny układ, że mówimy sobie na „ty” bez oporów, „kumplujemy się”. Staram się po prostu być obok, żeby ich wysłuchać, bo w tej grupie dzieci nie zawsze mają z kim porozmawiać. Chociaż młodzież ze wszystkich domów generalnie ma ten problem.
Co jest naszym, dorosłych, największym grzechem?
Generalizujemy i obśmiewamy. Nazywamy ich „gimbą”, zapominając, że każdy „gimbus” jest inny. Powtarzamy na przykład, że w gimnazjach jest przemoc, ale nie idziemy dalej, czyli nie analizujemy, że przemoc jest skutkiem konkretnego problemu - danej dzielnicy, szkoły czy danej klasy, a nawet osoby, która potrzebuje wsparcia, bo sama jest przez kogoś krzywdzona.
Uważamy, że to przemoc zaszyfrowana w gimnazjach, kropka. „Siedlisko zła”, „najtrudniejszy okres w życiu” - tak się mówiło latami i nie tak łatwo to myślenie odwrócić.
„Ma być czysto“, choćby i pozornie, to takie nasze oczekiwania?
One są różne w zależności od danej rodziny, od tego, jakie wyznaje standardy. Jest to też oczekiwanie instytucji, choć nie chcę generalizować, bo każdy miał chyba takiego choć jednego charyzmatycznego nauczyciela, który mu otworzył oczy, są też osoby w różnych jednostkach pomocowych, które autentycznie się starają. Ale często, tak, jak w książce, jeden pechowy zapis w kartotece może zaważyć na czyimś życiu.
Otwiera ją cytat Milana Kundery o tym, że „Każdego dnia przeszywa nas tysiąc spojrzeń, lecz to nie wystarczy: potrzebne jest jeszcze spojrzenie instytucjonalne, które nie opuści nas ani na chwilę, które będzie obserwowało nas u lekarza, na ulicy, na stole operacyjnym, w lesie, w łóżku; obraz naszego życia w całości zachowają archiwa, by w przypadku sporu lub na żądanie opinii publicznej można go było wykorzystać”. Tytuł mówi więc też o tym, że ma być czysto w papierach, bo jeśli nie będzie, to łatwo nas skreślić.
Porusza Pani w swojej książce mnóstwo problemów. Ale osią tej historii jest przyjaźń dziewczyn z dwóch różnych światów - gdy Julka ma, co tylko chce, Oliwka racjonuje pastę do zębów. Ta przyjaźń jest wyjątkowa, z tą całą obsesją tego, kto chodzi w jakich butach i jaki ma telefon.
Chciałam docenić ich przyjaźń, pokazać, że może być stałym punktem odniesienia, który daje nam poczucie sensu, bezpieczeństwa i że jest możliwa bez względu na trudności. W wieku, w którym są bohaterki, czyli niespełna piętnaście lat, ta przyjaźń może pozostać na całe życie, w przeciwieństwie do bardziej przelotnego „zakochiwania się”.
Historia, którą opisałam, miała pokazać, że warto się tej przyjaźni uczyć, znajdować w sobie wyrozumiałość i cierpliwość, empatię wobec drugiej osoby. Dziewczyny dzięki sobie nawzajem poznają zupełnie różne światy, dostrzegają, że druga osoba nie musi być taka jak ja.
Gdzie się podziały powieści młodzieżowe? Takie, które opowiadałyby o tych rzeczach w wiarygodny dla nastolatka sposób?
Kiedyś takim głosem pokolenia były książki Krystyny Siesickiej czy Małgorzaty Musierowicz. Obecnie chyba łatwiej poruszać ważne dla młodego człowieka tematy w świecie odrealnionym, na przykład poprzez historie o wampirach, fantasy.
Niewielu autorów decyduje się jednak, aby robić to wprost, a jeśli robią, to często tak infantylnie, że młodzież te narracje odrzuca, faktycznie mamy więc pewną czarną dziurę, jeśli chodzi o typową współczesną powieść młodzieżową. Ostatnim takim przebłyskiem wydaje się być „Fanfik” Natalii Osińskiej. Ja pisałam jednak „Ma być czysto” bardziej dla dorosłych, żeby pokazać im świat nastolatków bez lukru i bez retuszu.
Bo wbrew pozorom dużo w nim też brudu.
Tak, jest też sporo zachowań ryzykownych, pakowania się w tarapaty, szukania zaczepki. Z tym, że pod tym względem pokoleniowo aż tak bardzo się nie różnimy. W pewnym wieku pojawia się jakiś rodzaj negacji, buntu czy choćby drażliwości, ale ten „brud” ma stworzyć naszą osobowość. Też jest ważny i ma wpływ na to, jacy będziemy jako osoby dorosłe.