Kupując piwo młodzi suwalczanie posłużyli się 200-złotowym banknotem. Ekspedient zauważył, że dostał nieprawdziwy pieniądz.
Do sklepu na osiedlu Kamena w Suwałkach weszło czterech mężczyzn. Mieli od 18 do 26 lat. Któryś z nich poprosił sprzedawcę o „czteropak” piwa. Zapłacił 200-złotowym banknotem. Mężczyźni wyszli. I wówczas ekspedient zorientował się, że na banknocie widnieje zgrabnie wkomponowany napis - rekwizyt filmowy. Jednak ponad 180 złotych reszty już zdążył wydać. Zawiadomił policję.
- Funkcjonariusze natychmiast rozpoczęli poszukiwania. W czasie patrolowania okolicy zauważyli grupę czterech osób, która na widok radiowozu rozbiegła się - relacjonuje asp. szt. Eliza Sawko z suwalskiej komendy miejskiej. - Policjanci natychmiast ruszyli w pościg i już po chwili młodzi mężczyźni zostali zatrzymani. Przewieziono ich do komendy i poddano badaniu na zawartość alkoholu.
Byli trzeźwi. W poniedziałek cała czwórka usłyszała zarzuty. Za oszustwo grozi 8 lat więzienia. Przyznali się do winy. Jeden z podejrzanych wyjawił, że banknot otrzymał od ojca. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że podobne „pamiątki” pozostały po planie zdjęciowym filmu kręconego na Suwalszczyźnie. Część ofiarowanych zbierała na nich autografy znanych aktorów. Jak widać, inni znaleźli dla banknotu lepsze zastosowanie.
Podrabianie pieniędzy (ale też np. weksli, czeków - zamienników pieniądza) to formalnie zbrodnia, karana prawie jak za zabójstwo. Kodeks karny przewiduje za to nawet 25 lat więzienia.
- Prawdopodobnie jest to kwestia pewności obrotu. Nadmiar pieniądza w obiegu prowadzi choćby do inflacji. Obniża też zaufanie do waluty i państwa - tłumaczy prokurator Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku. Dopatruje się w tym zaszłości historycznych: - W systemach średniowiecznych jednym z bardziej karanych i ściganych „z urzędu” były przestępstwa przeciwko królowi, a więc zdrady stanu i - właśnie - fałszowanie pieniędzy.
W Podlaskiem rocznie dochodzi do ponad setki przestępstw z art. 310 (chodzi i o podrabianie, wprowadzanie w obieg fałszywek). W 2014 r. podlaska policja stwierdziła 155 przypadków, w 2015 r. - 147, w 2016 r. - 143. W I kwartale tego roku - 20. Dokładnych statystyk nie ma, ale eksperci wskazują, że gros spraw jest umarzanych z powodu niewykrycia sprawcy. Jeśli do banku trafia sklepowy utarg z całego tygodnia i tam ktoś odkryje podróbkę, ustalenie kiedy i kto jej użył, to jak szukanie wiatru w polu. Ale nie jest zupełnie niemożliwe.
Przykład? Mieszkaniec okolic Bielska Podlaskiego, skazany za wprowadzenie do obrotu trzech podrobionych banknotów o nominale 50 złotych. Adrian K. do produkcji wykorzystał domowy skaner i drukarkę. Kopie były dość nieudolne, ale dojrzała to dopiero pracownica banku. 25-latek dostał jednak karę w zawieszeniu, bo sąd uwierzył, że mężczyzna złamał prawo nie z chciwości, ale z biedy i głodu.
Zdarzają się również hurtownicy. Najsłynniejszą fabrykę podrobionych pieniędzy zlikwidowano w Boćkach, na terenie gęsiej fermy. Banknoty były zbliżone do oryginałów i znajdowano je w całej Polsce. Trzej oskarżeni (w tym właściciel gęsiarni i jego syn) odpowiadali za podrobienie wspólnie ponad tysiąca banknotów, na łączną kwotę 81,8 tys. zł oraz 8,8 tys. euro. Usłyszeli wyroki od 5 do 7 lat więzienia.