Wacław Burzmiński

Superliga jest w zasięgu Czuwaju Przemyśl

- Nasz wynik na półmetku jest zaskakujący, ale w pełni satysfakcjonujący - mówi Piotr Kroczek. Fot. Łukasz Solski - Nasz wynik na półmetku jest zaskakujący, ale w pełni satysfakcjonujący - mówi Piotr Kroczek.
Wacław Burzmiński

– Jak będziemy mieć dwa miliony złotych, to możemy realnie pomyśleć o grze w zawodowej superlidze – uważa Piotr Kroczek, trener piłkarzy ręcznych 1-ligowego Czuwaju Przemyśl.

Gdyby przed sezonem ktoś powiedział, że po kilku kolejkach przemyska drużyna będzie prowadzić w tabeli, a na półmetku zajmie trzecie miejsce, nieznacznie ustępując liderowi, to co usłyszałby od pana?

Przed rozgrywkami trudno szacować własne siły, nie znając do końca wartości rywali. A tak było w naszym przypadku. Liga zawodowa, w poszukiwaniu wartościowych i perspektywicznych zawodników, przyczyniła się do wyrównania poziomu zespołów na jej zapleczu. Wystartowaliśmy w mocno odmienionym składzie, a po kilku kolejkach dało się odczuć, że nie ma zdecydowanego faworyta ligi. Przyznam obiektywnie, że nasz wynik na półmetku jest zaskakujący, ale w pełni satysfakcjonujący.

Ale dorobek Czuwaju mógł być nieco bogatszy. Których meczy najbardziej żal?

Na pewno przegranego, zupełnie niespodziewanie, u siebie z ASPR Zawadzkie. Nie powinniśmy także ulec w Chrzanowie, gdzie gospodarze okazali się lepsi o dwie bramki dopiero w końcówce. Mogliśmy również przywieźć chociaż punkt z Kielc, przegrywając zaledwie jednym trafieniem. W sumie dałoby to pięć „oczek” więcej i pierwsze miejsce w tabeli.

Z bramkowego bilansu widać, że Czuwaj bardzo dobrze radzi sobie w ataku, bo ma zdobytych najwięcej goli w lidze. Ale w obronie, chociaż poczynił postęp w porównaniu z poprzednimi sezonami, ma jeszcze spore rezerwy…

Taki dorobek wynika po części ze specyfiki naszej gry. Często, po stracie bramki, rzucamy się do ataku, nie zawsze z głową, i jeśli nie powiedzie się akcja ponownie tracimy gola. Na szczęście, w końcówce rundy, na wysokości zadania stanęli wreszcie bramkarze, zwłaszcza Paweł Sar. Pracujemy nad poprawą gry w obronie i w drugiej rundzie powinny być efekty.

Chociaż na końcowy dorobek drużyny składa się wysiłek wszystkich zawodników, komu wystawiłby pan najwyższe noty za pierwszą rundę?

Nie lubię wystawiać indywidualnych cenzurek, tym bardziej, że sezon jeszcze trwa, ale uważam, że najwięcej dobrego można powiedzieć o kołowym Maćku Kubisztalu, czołowym strzelcu ligi. Jestem pewien, że mimo 35 lat znalazłby miejsce w niejednej ekipie superligi. Dobrze wprowadził się rozgrywający Tomek Biernat oraz także pozyskani Konrad Bajwoluk i Mateusz Nowak. Okrzepł, zwłaszcza w obronie, nasz wychowanek, Paweł Kubik.

A kogo umieściłby pan po drugiej stronie?

Ze względu na kontuzje słabszą rundę mieli Paweł Stołowski i Sebastian Piechnik. „Stołek” jest już zdrowy i powinien być mocnym punktem, a Sebastian przeszedł zabieg kolana i wróci na boisko pod koniec sezonu. Brakowało nam także zmiennika dla prawoskrzydłowego, mego syna Mateusza, który po drobnych kłopotach zdrowotnych i stabilizacji rodzinnej, powinien być mocniejszy w drugiej fazie rozgrywek.

Jakie są plany na rewanżową rundę?

Trenujemy od początku stycznia. Niestety, znów są kłopoty zdrowotne, bo Kubisztal uszkodził nadgarstek, a syn przeszedł zabieg przegrody nosowej. Mamy za sobą udany start w turnieju w Ostrowcu Świętokrzyskim, który wygraliśmy chociaż brakowało nam trzech podstawowych graczy. Chcemy jeszcze rozegrać chociaż dwa sparingi, a w rewanżach zdobyć nie mniej punktów, niż w pierwszej rundzie, co na mecie da nam miejsce w ścisłej czołówce. Nie zapowiadamy awansu do superligi, ale ta bardzo marzy się drużynie z Kalisza, którą pewnie pokonaliśmy u siebie.

Jaka jest sytuacja finansowa klubu?

Stabilna, dzięki znacznemu wsparciu miasta. Pozwalająca na spokojne granie w 1 lidze do końca sezonu. Jesteśmy typowo amatorską drużyną. Wszyscy zawodnicy, poza jednym, pracują lub uczą się. To w dużej mierze obniża koszty naszego utrzymania.

Jak wiadomo, od bieżącego sezonu superliga jest zawodowa. Prawo gry w niej może otrzymać ten klub, który spełnia określone wymogi organizacyjne i finansowe. Czy Czuwaj może znaleźć się w gronie kandydatów do awansu?

W klubie rozważa się taką możliwość, ale uzależniona jest ona od pieniędzy. Jak będziemy mieć chociaż dwa miliony złotych, to możemy realnie pomyśleć o grze w zawodowej superlidze. Awansować można bowiem nawet z dalszego miejsca w końcowej tabeli.

A nie ma pan obaw, że niektórzy zawodnicy Czuwaju, marzący o występach w najwyższej lidze krajowe, mogą po sezonie powiedzieć: ” to my już dziękujemy i poszukamy sobie innych klubów, które chcą awansować”?

Trzeba być świadomym wartości, jaką prezentują nasi gracze. Zostawiają sporo serca na boisku i drzemie w nich dużo potencjału, ale na dziś tylko kilku z nich sprostałoby wymaganiom superligi.

Rodzina Kroczków szczypiorniakiem stoi…

Tak się jakoś złożyło. W młodości czynnie uprawiałem ten sport i związałem się z nim na długie lata jako trener. W moje ślady idzie syn Mateusz, a 12-letni Karol również wybrał piłkę ręczną i czyni postępy w grupach młodzieżowych. Tę grę uprawiają też córki, Aleksandra w studenckiej drużynie Uniwersytetu Warszawskiego, oraz Zuzanna na Uniwersytecie Rzeszowskim.

Wacław Burzmiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.