Rozmowa z dr Martą Karwacką, ekspertką w zakresie CSR (społecznej odpowiedzialności biznesu) i współpracy międzysektorowej, autorką bloga o etyce w branży odzieżowej How to wear fair?, autorką książki „Siła współpracy".
- Badania wykazują, że w większości polskich firm szefowie traktują podwładnych wciąż w taki sposób, że ci boją się mówić, co ich uwiera w obawie przed zwolnieniem.
- Problem nie dotyczy tylko firm, ale także urzędów, szkół i uczelni wyższych. Rzeczywiście jest tak, że polski pracownik wiele potrafi znieść. Upokorzenia, seksistowskie uwagi, nadmierne obciążanie obowiązkami, nierozliczone nadgodziny, krzyk. Takie zachowanie, poniżanie pracowników szkodzi nie tylko - co oczywiste - pracownikom, ale także organizacjom. Podporządkowanie sobie ludzi w oparciu o strach daje bardzo krótkotrwałe efekty. Po pierwszej mobilizacji do pracy, bardzo szybko okazuje się, że między ludźmi widoczna jest niechęć, wyniszczająca rywalizacja, intrygi kolegów mające na celu zdeprecjonowanie innych w oczach szefa. Wszystko po to, by odsunąć od siebie niezadowolenie przełożonego. Wszystkich, a przynajmniej zdecydowaną większość w takich organizacjach, zarówno szefów, menedżerów jak i szeregowych pracowników czeka frustracja i wypalenie zawodowe.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Bo po pierwsze wiele osób żyje jeszcze w przeświadczeniu, że zdobycie etatu to jest już największe szczęście, więc żeby to szczęście utrzymać, godzą się na bardzo wiele. Oczywiście rozumiem skąd wynika potrzeba posiadania pewnego miejsca pracy. Wiele osób jest zadłużonych w bankach, albo mieszka w takich ośrodkach, w których jest mało miejsc pracy. Poza tym, pomimo tego że pracodawcy w krajach rozwiniętych bardzo nas chwalą, to polski pracownik wcale nie myśli o sobie dobrze. Ze swoimi studentami zaocznymi (ludźmi pracującymi) robię takie ćwiczenie. Proszę ich o to, by każdy po kolei powiedział wszystkim jakie ma mocne strony, wtedy niemal wszyscy kulą się w sobie, dukają jakieś wymyślone naprędce cechy. A kiedy pytam, jak szybko przychodzą im do głowy ich słabe strony - las rąk. Kiedy dalej drążę i pytam, jakie komunikaty do nich docierają w miejscu pracy, okazuje się, że w zdecydowanej większości negatywne. Dowiadują się bardzo szybko tego co im nie wyszło,a prawie nigdy nie dostają sygnału, że zrobili coś dobrze, albo że są fajni po prostu. Pojawia się więc pytanie, jak oni potem mają o sobie dobrze myśleć i jak walczyć o swoje prawa? Efekt jest taki, że często przez lata tkwią w toksycznych organizacjach, zależnościach i relacjach zawodowych. Sama kiedyś w takim układzie funkcjonowałam i wiem jak trudno się z takiej sytuacji wyzwolić.
- Wszystko z powodu pragnienia sukcesu?
- Żyjemy w czasach, kiedy chcemy dużo osiągnąć, najlepiej w pojedynkę, tak by wygryźć kolegę. Rywalizacji, a nie współpracy, która w moim przekonaniu jest o wiele bardziej korzystna dla wielu stron, uczymy się już w szkole. Problem w tym, że sukces definiowany jest często jednowymiarowo - najczęściej osiągnięcia są mierzone dużymi pieniędzmi, stanowiskiem prezesa lub wysoko postawionego menedżera w korporacji, wakacjami w tropikach, a nie tym, czy ktoś postępuje i pracuje fair. I jesteśmy przez ten pryzmat oceniani przez otoczenie. Bardzo mało i to do niedawna mówiło się młodym ludziom o wartościach i o tym, żeby żyć w zgodzie ze sobą, by nie godzić się na łamanie podstawowych zasad moralnych. Mówi się raczej, że w firmach, na uczelniach, w urzędach „tak już jest”. Jest to moim zdaniem społeczne przyzwolenie na brak etyki w miejscach pracy.
- Promowanie bezczelności i bezwzględności wciąż jest w cenie?
- Myślę, że jeszcze tak, ale coś już drgnęło w pozytywnym kierunku. Oczywiście to cała machina przyzwyczajeń i określonego sposobu pracy, zarządzania ludźmi, która funkcjonowała przez lata. Ale problem starzejącego się społeczeństwa, emigracji młodych i często bardzo zdolnych pracowników powoduje, że pracodawcy zaczynają dostrzegać deficyt pracowników, z którymi mogliby rozwijać firmę. Moje obserwacje pokazują, że w ostatnich latach korporacje bardzo dużo aktywności związanych ze społeczną odpowiedzialnością, przekierowały z departamentów marketingu na działy HR. Znamienne jest to, jak wiele energii wkłada się w to, by zatrzymać pracowników w firmie. Ma to oczywiście także związek z tym, że na rynek wkraczają zupełnie nowi pracownicy.
- Millenialsi?
- Tak. To ludzie dwudziestokilkuletni, którzy nie chcą być poddawani terrorowi pracy jak ich rodzice. Jako dzieci obserwowali dorosłych, którzy z niechęcią chodzą „do roboty”, przez całe życie do granic możliwości poświęcają się pracy, z której i tak nie mają kokosów. To pokolenie głośno i wyraźnie mówi, że nie chce tak żyć. Widzą, jak żyje się ich rówieśnikom na Zachodzie, znają języki, są mobilni, praca w innym mieście czy kraju nie stanowi dla nich żadnego problemu. I w związku z tym są też coraz bardziej wymagający. Kilka lat temu na zlecenie Forum Odpowiedzialnego Biznesu przygotowywałam Analizę „Młodzi na rynku pracy”. Badanie Intelligence Group pokazywało już wtedy, że tak zwane Y-ki w większości chcą mieć możliwość nie tyle godzenia życia zawodowego z prywatnym, ale integracji tych dwóch światów. Inaczej mówiąc chcą pracować w zgodzie ze swoimi wartościami. Okazuje się także, że premia i awanse nie są tak ważne jak fajna atmosfera pracy, możliwość rozwoju i pracy zespołowej przy ciekawych, innowacyjnych projektach. Z kolei badania „The Millennial Survey 2014” pokazują, że większość przedstawicieli Pokolenia Y uważa, że biznes powinien bardziej zaangażować się w rozwiązywanie problemów społecznych (np. gospodarowanie zasobami naturalnymi, przeciwdziałania nierównościom ekonomicznym). Biorąc pod uwagę, że w 2025 roku Pokolenie Y będzie stanowiło 75proc. odsetek siły roboczej, można przypuszczać, że pewne zmiany muszą nastąpić.
- Już są widoczne.
- Podobno prestiżowe agencje reklamowe, w których praca jeszcze kilka lat temu to byłby zaszczyt, dziś dowiadują się od najzdolniejszych młodych, że zamiast swoją kreatywność zaangażować w proces manipulacji na rzecz herbaty czy ciastek, wolą ją wykorzystać w rozwoju swojego start-upu.
- A może pracodawca, do jakiego trafiamy jest sprawdzianem naszej umiejętności negocjowania, dostosowywania się, profesjonalizmu? A nie tyranem, który tylko czeka, aby nas zwolnić? Bo kto by wtedy pracował?
- Może tak być, biorąc pod uwagę fakt, że coraz więcej firm zaczyna się autentycznie bić o tych profesjonalnych. Jeśli ludzie najlepsi są na wagę złota, wówczas pracodawcy bardziej się starają. Ale zgodzę się z tym tylko w części, bo znam wiele utalentowanych osób, które nie potrafią negocjować, albo walczyć o siebie, albo są tak uwikłani w kwestie kredytowo-mieszkaniowe, że zwyczajnie poddają się wrogiej atmosferze pracy.
- I pojawia się problem etyki w biznesie?
- Z etyką jest tak, że albo jesteś etyczny albo nie jesteś. I ja osobiście znam takich firm kilka. Są to mikro przedsiębiorstwa, założone i prowadzone w duchu pewnych określonych przez właściciela wartości. Dlatego w przypadku większych firm łatwiej dziś mówić o odpowiedzialności albo zaangażowaniu w pewnych obszarach. To zresztą jest bardzo ciekawe, bo potrzebę mówienia o wartościach komunikują pracownicy i konsumenci, a wiele zarządów uparcie twierdzi, że bezwzględne dążenie do zysku, z pominięciem wartości jeszcze długo będzie miało rację bytu. Moim zdaniem, nie będzie.
- Skąd ta pewność?
- Wiele firm zaangażowało się w tzw. działania CSR-owe (społeczna odpowiedzialność biznesu), realizują strategie. I trzeba przyznać, że wiele rzeczywiście ma już się czym pochwalić. Niestety zmiana myślenia o biznesie, przekształcenie kultury organizacyjnej wymaga czasu, to wieloletni proces, na który nie wszyscy chcą się zgodzić, bo oczekują szybkich efektów. W założeniu koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu ważny jest sposób prowadzenia biznesu i generowania zysku. A więc ważne jest, w jaki sposób zarabiamy pieniądze, a nie co z tymi pieniędzmi robimy potem. Ważne jest, by funkcjonować fair wobec konsumentów, pracowników, dostawców, partnerów biznesowych, społeczności lokalnej, bo w długiej perspektywie to się opłaca. Niestety wiele zarządów firm myśli krótkofalowo i przy generalnym ignorowaniu zagadnień odpowiedzialności w całej firmie, „wrzuca” działania społeczne do działów marketingu lub PR, co moim zdaniem bardziej firmie może zaszkodzić niż pomóc.
- Jest jakiś sposób, aby jakość polskiego rynku pracy się poprawiła?
- Myślę, że poza Millenialsami, którzy już dziś wymagają szacunku mamy bardzo duży deficyt prawdziwych liderów. Nie chodzi mi o ludzi, którzy zarządzają innymi, są menedżerami i uważają, że już samo stanowisko czyni z nich liderów. Sukcesy odnoszą ludzie, którzy wykazują cechy przywódcze, są uważni, myślą w kategoriach „my”, a nie „ja”.