Studia zaoczne dłuższe o dwa lata? Pomysł może i słuszny, tylko czy studenci przyjdą...

Czytaj dalej
Fot. Fot. Archiwum
Krzysztof Ogiolda

Studia zaoczne dłuższe o dwa lata? Pomysł może i słuszny, tylko czy studenci przyjdą...

Krzysztof Ogiolda

Rozmowa z profesorem dr hab. Markiem Masnykiem, rektorem Uniwersytetu Opolskiego.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zaproponowało wydłużenie studiów niestacjonarnych – zaocznych i wieczorowych. Dwustopniowe studia mają trwać o dwa semestry dłużej na każdym ze stopni (czyli razem siedem lat), jednolite dłużej o rok. To dobry pomysł?
Nie jestem do końca przekonany, ale przyznaję, że jest z tym jakiś problem. Jeśli dyplom absolwenta studiów stacjonarnych i niestacjonarnych ma mieć taką samą wartość, to w obecnym systemie takiego efektu nie da się osiągnąć. Z definicji program studiów zaocznych stanowi 60 procent programu studiów dziennych. Przynajmniej część osób wybierających studia niestacjonarne zakłada z góry, że otrzyma wykształcenie obarczone pewnymi lukami.

Zastanawiam się, dlaczego akurat teraz zajęto się tą sprawą, bo problem jest stary jak świat. Kończyłem studia dawno, ale dobrze pamiętam z tamtych czasów dowcip zagadkę: „Co różni skowronka od wróbla? Oba ptaki studiowały śpiew, ale wróbel zaocznie”.
Nie może być inaczej, skoro dwudniowe zjazdy studentów zaocznych odbywają się raz na dwa, trzy tygodnie, czasem rzadziej. Jeszcze gorzej wygląda ten proces dydaktyczny na uczelniach niepublicznych. Pojawiły się głosy, że ta inicjatywa ma pomóc właśnie szkolnictwu niepublicznemu utrzymać się na rynku. A to też do końca nie jest prawda.

Skąd bierze się brak zapału pana rektora do tej inicjatywy?
Choćby z tego, że generalnie spada zainteresowanie studiami niestacjonarnymi. Widzę to nie tylko na mojej uczelni. Tak samo jest we Wrocławiu, w Katowicach i w innych szkołach wyższych. Studia stacjonarne przy obecnym niżu demograficznym są w stanie wchłonąć wszystkich chętnych, którzy pragną studiować. Wiele młodych osób nie decyduje się na studia, tylko idzie do pracy, korzystając z tego, że rynek pracy jest bardziej otwarty. Kiedy jeszcze zainteresowanie studiami zaocznymi było dość duże, dotyczyło kierunków, które pozwalały szybko zdobyć wykształcenie i dyplom, niekoniecznie przydatny potem na rynku. Kształciliśmy pedagogów, politologów i przedstawicieli innych kierunków humanistycznych. Ale trudno skutecznie wykształcić zaocznie fizyka, chemika czy matematyka.

Jest jeszcze problem materialny. Skoro nie ma nadmiaru chętnych na odpłatne studia zaoczne trwające pięć lat, to nie będzie ich więcej, gdy przyjdzie płacić za sześć lub siedem lat.
To może być poważna bariera. Nie będzie łatwo namówić do studiowania i płacenia przez cztery lata po to tylko, by dostać licencjat. Ale barierą może być też niechęć pracowników naukowych do brania nadgodzin i pracy na studiach niestacjonarnych. Od asystentów i adiunktów wymaga się publikacji, awansu. I za to się ich ocenia, a nie za to, ile godzin uczą studentów. Mamy już ten problem m.in. na studiach podyplomowych.

Krzysztof Ogiolda

Jestem dziennikarzem i publicystą działu społecznego w "Nowej Trybunie Opolskiej". Pracuję w zawodzie od 22 lat. Piszę m.in. o Kościele i szeroko rozumianej tematyce religijnej, a także o mniejszości niemieckiej i relacjach polsko-niemieckich. Jestem autorem książek: Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości, Opole 2007 (współautor). Arcybiskup Nossol. Radość jednania, Opole 2012 (współautor). Rozmowy na 10-lecie Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, Gliwice-Opole 2015. Sławni niemieccy Ślązacy, Opole 2018. Tajemnice opolskiej katedry, Opole 2018.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.