Strychy i stodoły pełne tragicznej pamięci o KL Auschwitz-Birkenau [ZDJĘCIA]
Po wojnie nie było niczego. Mieszkańcy okolicy zabierali z terenu byłego obozu to, co mogło się im przydać - ubrania, obuwie, meble, nawet puszki po cyklonie B. Przetrwały w ich gospodarstwach do dziś. Ratuje je Fundacja Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau.
Po ludzku to było nie do zaakceptowania. Porcelitową figurkę Myszki Miki, tej grającej na gitarze i z utrąconym uchem, przekazał członkom Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau jeden z mieszkańców okolic Oświęcimia. Przez kilka dni trzymali ją wśród innych żydowskich pamiątek, tak jakby nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że naprawdę istnieje. Ba, nawet skorzy byli uwierzyć, że ktoś próbuje sobie z nich zażartować w tak makabryczny sposób...
Ale nie, szybko okazało się, że była autentyczna i że nawet nie trzeba zbytnio zagłębiać się w jej historię, by się przekonać, jakich tragicznych wydarzeń była świadkiem w KL Auschwitz-Birkenau. - Niesamowite uczucie. Przed oczami z jednej strony stawały dymiące krematoria Birkenau, a z drugiej dzieci, których dzieciństwo przerwała zbrodnicza machina III Rzeszy. Zło zaplanowane i wymierzone przez niemieckich nazistów w najbardziej niewinne istoty - mówi Ivo Kopijasz, sekretarz Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau z Brzeszcz.
Fundacja powstała w 2013 r., by ratować przedmioty związane z byłym niemieckim obozem koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, a także jego podobozami. Okazało się bowiem, że wiele z nich znajduje się w prywatnych rękach. Są poza kontrolą konserwatorską i wymagają natychmiastowej pomocy. Porcelitowa Myszka Miki z utrąconym uchem to jeden z kilku tysięcy artefaktów, które pasjonatom historii z Brzeszcz udało się odebrać niepamięci. Zdaje się, że najbardziej jednoznaczny w swej wymowie...
Budynek podobozu KL Auschwitz w Budach-Borze, na obrzeżach Brzeszcz, przypomina z wyglądu zwykły dom, choć to dawna wiejska szkoła. Na początku października 1942 r. - na strychu budynku - esesmani kijami, pałkami i siekierami dokonali masakry 90 Żydówek z Francji.
Część z nich już na zewnątrz dobijano strzałami lub uderzeniami kolb karabinów. Nawet na pewno w tym miejscu, gdzie leżą teraz odnalezione przez fundację betonowe słupy ogrodzeniowe, pomiędzy którymi rozciągano druty elektryczne, czy wagoniki z kopalni w Brzeszczach, gdzie podczas wojny pracowali więźniowie z podobozu Jawischowitz. No i ogromny betonowy walec, wykonany przez więźniów KL Birkenau. Z obliczeń dokonanych na podstawie kubatury betonu wynika, że waży około 870 kg (z dyszlem to były nawet około tony). W każdym razie czterech członków fundacji, dobrze odżywionych, miało kłopot z ciągnięciem go po trawie. To najnowsza pamiątka, która trafiła do zbiorów w Budach-Borze.
- Proste w formie narzędzie było symbolem poniżania, upadlania, fizycznego znęcania się nad więźniami, którzy wycieńczeni musieli w nieskończoność ciągnąć go po obozowych ścieżkach. Aż trudno sobie wyobrazić, jak wyglądało to w Birkenau, które na wiosnę tonęło w błocie - opowiada prezes fundacji Agnieszka Molenda.
Podobnych używano w Dachau, Ravensbruck czy Mauthausen-Gusen. Na wystawie w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau są takie dwa, na wystawie przy bloku 18. Ale ten z Bud-Boru ma ciekawą historię, przynajmniej w tej części, którą udało się odtworzyć. Nie wiadomo wprawdzie, co działo się z nim przez lata po okupacji, ale w latach 90. używany był do… utwardzenia murawy na boisku klubu sportowego Iskra w Brzezince.
Później - kiedy zastąpiono go metalowym walcem - został przekazany do LKS Korona Harmęże. Ale i tam od pewnego czasu leżał niepotrzebny w krzakach, czasem tylko mieszkańcy wsi wypożyczali go do utwardzenia choćby dojazdu do pól… Prezes klubu Michał Smętek nie miał żadnych wątpliwości, że dla walca odpowiednim miejscem będą zbiory fundacji.
- To nie my ocaliliśmy walec, my tylko przywróciliśmy mu należną formę zabytku. Uratowała go od zniszczenia cała masa zwykłych ludzi, w których rękach się w międzyczasie znajdował - zaznacza Ivo Kopijasz.
Podobnie było zresztą z większością przedmiotów, które znalazły się w zbiorach fundacji z Brzeszcz. Przez krótki okres po wojnie - od przełomu 1945/46 r. po lipiec 1947 r., kiedy powołano Państwowe Muzeum Oświęcim-Brzezinka - teren byłego obozu pozostawał poza ochroną państwa. A że po wojnie brakowało wszystkiego, mieszkańcy okolicy - wrócili z wysiedlenia z pustymi rękami - wykorzystywali chętnie to, co pozostało po KL Auschwitz-Birkenau. Drewno i cegły z baraków, porzucone ubrania i obuwie. Przedmioty codziennego użytku - grzebienie, szczotki itp. A nawet puszki po cyklonie B, którym w komorach gazowano Żydów. Są na nich do dziś ślady farb i smarów, takie praktyczne zastosowanie znalazły w powojennych gospodarstwach w Brzezince czy Harmężach.
Na razie artefakty pokazywane są - prócz dawnej szkoły w Budach-Borze - w dwóch innych miejscach. Pamiątki po zakładach IG Farben i obozie Auschwitz III-Monowitz - na tyłach pawilonu obsługi turystów przy KL Auschwitz II-Birkenau. Są tam stare szafy obozowe, jutowe worki do transportu zboża czy siana, fragmenty baraku z malowidłami czy skrzynia, w której elementy maszyn fabrycznych Sowieci chcieli odesłać do Moskwy.
Z kolei w dawnej łaźni obozowej podobozu Jawischowitz - w parku w Brzeszczach - zobaczyć można przedmioty używane na co dzień przez załogę SS. Obok stoi obozowa latarnia - przetrwała do dzisiaj, i repliki rzeźb górników wykonane przez żydowskiego więźnia Jakuba Markiela (Jacques Markiel). Wkrótce w sąsiedztwie ma być zrekonstruowany jeden z baraków, które licznie po wojnie ludzie wykorzystywali jako budynki gospodarcze.
Historię obozowej Myszki Miki pomógł fundacji rozwikłać częściowo Carsten Laqua z Berlina, właściciel prywatnej kolekcji pamiątek związanych z postaciami z kreskówek Walta Disneya. Miniaturka wyprodukowana została około roku 1930, prawdopodobnie w Niemczech i prawie na pewno bez licencji. Takie same eksportowanodo wielu krajów Europy. Bez odpowiedzi w tej historii pozostaje nadal jednak zasadnicze pytanie - kto był właścicielem figurki i czy udało mu się przeżyć piekło Auschwitz...
Członkowie fundacji nie mają wątpliwości, że to nie jest nawet ostatnia chwila na uratowanie zapomnianej spuścizny po KL Auschwitz-Birkenau. - Ostatnia chwila to była dwanaście lat temu, kiedy zaczęliśmy się tym zajmować. Chyba że jeszcze coś odda ziemia... - mówi Agnieszka Molenda.
Chociaż rzeczywiście może się okazać, że strychy mieszkańców Brzezinki, Harmęży czy Babicy kryją artefakty z tragicznej przeszłości Oświęcimia i okolic. Takie jak choćby odnalezione przez pasjonatów fragmenty krematoriów z Birkenau, których nie wyzbierali tuż po wojnie członkowie Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce.
***
Pierwotny obszar działalności całego systemu obozowego i podobozów KL Auschwitz-Birkenau daleko wykraczał poza granice obecnego Państwowego Muzeum Auschwitz- Birkenau. Istniało kilkadziesiąt podobozów, których więźniowie stanowili tanią siłę roboczą dla zakładów produkcyjnych. Np. osadzeni w podobozie Jawischowitz (ok. 2,5 tys.) pracowali w kopalni Hermann Goering Werke w Brzeszczach. Z kolei więźniowie z Monowitz (od 4 do 11 tys.) obsługiwali zakłady chemiczne w Oświęcimiu (IG Farbenindustrie). Podobozy znajdowały się nie tylko na całym Górnym Śląsku, ale również w Sudetach i w Brnie (Protektorat Czech i Moraw).