Strażnicy porządku, czyli o sensie urządzania cudzego życia
Są cztery rodzaje miłości: przedszkolna, studencka, więzienna i filozoficzna - wyliczał mój profesor filozofii. Przepraszając za rubaszność wyjaśniał, że przedszkolna to taka, gdy „jest z kim, jest gdzie, ale nie ma czym”; studencka - „jest z kim, jest czym, ale nie ma gdzie”; więzienna - „jest czym, jest gdzie, ale nie ma z kim”. A filozoficzna? „Jest z kim, jest czym, jest gdzie, ale - czy jest sens?”
Poszukiwanie sensu jest dla ludzi jednocześnie cudem i przekleństwem. Efektem może być piękno i dobro („Pan Tadeusz”, pomoc chorym), ale i zło (Auschwitz, gułagi).
W moim bloku w czasach PRL-u mieszkali inżynierowie, robotnicy i artyści. Większość doszukiwała się sensu w miłości, czego owocem były niezliczone dzieci. To - z automatu - nadawało życiu kolejny sens. Zamartwiasz się: żeby nie było głodne, żeby było zdrowe, żeby się uczyło, żeby było szczęśliwe, żeby nie zrobiło strasznych głupot (bo drobne robić musi). Żeby kochało. Gdy kochasz, musisz dbać o dobrostan partnera, przyjaciół, relacje w pracy. Dochodzi do tego jakieś hobby i… nie ma czasu na szukanie innych sensów.
Jasne, bywały scysje - o kocie kupy w piaskownicy i psie na chodniku, ryk disco, futbol na trawie, bieganie po klatce, rzucanie petów - ale jakoś się dogadywaliśmy. Rewolucyjna zmiana nadeszła po zebraniu rady osiedla, na które - z powodu natłoku zajęć, olewactwa lub ważniejszych sensów - prawie nikt nie poszedł.
Nazajutrz okazało się, że mamy nowego „szefa”. Został nim samotny pan Mietek z parteru. Znaliśmy go dotąd jedynie z tego, że regularnie utyskuje: na dzieci, disco, rocka, granie w piłkę, pety… Czyli sensy znacznej części populacji. Owszem, irytujące dla reszty, ale jednak - sensy. Pan Mietek przekonał część lokatorów, że „wszystkie bolesne i denerwujące sprawy trzeba uporządkować” - i zaczął nam urządzać życie. To właśnie było sensem jego żywota. Poniekąd - z braku innych: żony, dzieci, miłości oraz psów, które absorbują uwagę bardziej niż koty.
Po kilku tygodniach mieliśmy zakazy wszystkiego, co irytowało pana Mietka i jego stronników, oraz liczne nakazy (sprzątania klatki, grabienia trawników). Wypisz-wymaluj „Alternatywy 4”. Nasz „Anioł” miał masę czasu. Umiejętnie wykorzystywał podziały i podsycał emocje. Efekt? Po roku myśmy szczerze nienawidzili onych - „Stróżów Porządku”, a oni szczerze nienawidzili nas - „Bojowników Wolności”. Apogeum? Pan Józek, myśliwy, zamordował przy pomocy dubeltówki głośniki pana Marka emitujące Boney M, a pan Mietek o mało nie udusił się od tzw. kopcia wrzuconego mu do piwnicy przez anonimowych partyzantów (czyli synów państwa M., którym przebił gwoździem piłkę).
Wtedy Bóg się zlitował i... zepsuł pralkę mieszkającej nad panem Mietkiem pani Marysi. „Frania” zalała całe M-3. Marysia pobiegła na dół z przeprosinami i zapewnieniem, że natychmiast usunie zaciek z sufitu. Wpadła do mieszkania Mietka i zobaczyła… instalację do produkcji samogonu. Tydzień przed kolejnym zebraniem rady osiedla pan Mietek dostał anonim: „Znamy twoją tajemnicę”. I nie poszedł. A myśmy się wszyscy dogadali. Dostrzegliśmy w tym sens, z tego prostego powodu, że - jak to wyraził pan Janek - „jeśli się nie dogadamy, to się, k…, pozabijamy”. Strażnicy Porządku obiecali uroczyście, że nie będą już próbowali na siłę urządzać innym życia. Częścią ich sensu stało się odtąd układanie z tymi, którzy niekoniecznie chcą żyć w bloku zorganizowanym według idealnego ideału pana Mietka.
Cytowany na wstępnie profesor filozofii miał trzynaście czarnych kotów. Tłumaczył, że jeśli jeden przebiegnie ci drogę, to masz, jak wiadomo, pecha. Przy dwóch lub trzech czarnych kotach pech może się namnażać. Ale przy trzynastu ścieżki kotów tak się zapętlają, że może z tego wyniknąć tylko jedno: szczęście.
Morał? Jeśli chcesz powstrzymać nieszczęśnika, który z braku innych sensów próbuje ci na chama urządzać życie, musisz znaleźć na niego haka i próbować się dogadać z jego stronnikami - jak Polak z Polakiem.
Na wszelki wypadek warto też zadbać o szczęście, darowując delikwentowi odpowiednią liczbę kotów.