Przy ul. Sarzyńskiej ktoś wyrzucił całe stosy odpadów. Mundurowi są pewni, że znają nazwisko sprawcy. Naprowadziły na niego śmieci.
Ulica Sarzyńska na obrzeżach Koszalina. Droga ta łączy ulicę Połczyńską z Manowską, która krzyżuje się z ulicą Gnieźnieńską. To właśnie tu zlokalizowane było dzikie wysypisko. W wielkich workach ktoś zamknął głównie zużyte części samochodowe, elektronikę, ale też odpady budowlane, wiadra, meble. Wezwani na miejsce strażnicy miejscy zakasali rękawy i przejrzeli wszystkie odpady.
- Znaleźli wśród nich dokumenty, które należały do firmy recyklingowej. Przedsiębiorstwo to zajmowało się przyjmowanie i przetwarzaniem odpadów na terenie Koszalina i jeszcze jednego miasta w województwie zachodniopomorskim - poinformował Piotr Simiński, komendant Straży Miejskiej w Koszalinie.
Mundurowi pojechali do koszalińskiej siedziby firmy i choć od kilku tygodni nie prowadzi już ona działalności, zobaczyli tam... jeszcze więcej worków.
- Dokładnie takich samych, jak te wyrzucone na ulicy Sarzyńskiej - tzw. Big Bag nawet na 500 kg nawozu. Tak samo oznaczonych, wypełnionych podobnymi rodzajami odpadów. Nie mieliśmy wątpliwości, że właściciel firmy odpowiada za wysypisko. Ukaraliśmy go najwyższą przewidzianą za to wykroczenie grzywną - w wysokości 500 złotych - relacjonuje komendant.
Na tym jednak historia ta się nie skończyła. Mężczyzna mandatu nie przyjął. Nie przyznał się do podrzucenia śmieci i odmówił posprzątania ich. - Powiedział tylko, że likwiduje punkt swojej firmy w Koszalinie, porządkuje obiekt, ale odpady zabiera do innego miasta. Do drugiej siedziby przedsiębiorstwa. Zweryfikujemy to oświadczenie. Zajmą się tym strażnicy ze wskazanej przez mężczyznę miejscowości, w której działa drugi zakład - zapowiedział Piotr Simiński.
To nie koniec. Komendant już szykuje wnioski o przeprowadzenie kontroli w firmie.- Sprawa ta może oburzać wszystkich, którzy w dobrej wierze przekazują odpady, płacą za ich recycling. Nie może być cienia wątpliwości, co dzieje się ze śmieciami - akcentuje.
Podejrzewany o wykroczenie mężczyzna nie przyznał się, dlatego sprawa trafi do sądu. Strażnicy zapewniają, że złożą wniosek o najsurowszy wymiar kary, czyli uszczuplenie jego portfela o 5 tysięcy złotych.
- Do tego dojdzie jeszcze rachunek za posprzątanie wysypiska i utylizację śmieci - dodaje Piotr Simiński. W tym przypadku usługa taka może słono kosztować.