Strażacy z poznańskiej Szkoły Aspirantów na kwarantannie. Na wojskowym poligonie w Drawsku Pomorskim mieli zetknąć się z koronawirusem
Dwunastu strażaków ze Szkoły Aspirantów PSP w Poznaniu trafiło na kwarantannę. W piątek wrócili z poligonu w Drawsku Pomorskim, gdzie zabezpieczali ćwiczenia wojskowe NATO "Defender Europe 2020". Jak twierdzi nasz informator, na wojskowym poligonie pojawiły się osoby zakażone koronawirusem. Dlatego poznańscy strażacy, którzy gasili pożary na poligonie, trafili na kwarantannę i czekają na testy na koronawirusa.
Wojskowe ćwiczenia Defender Europe 2020 zapowiadano jako jedne z największych od czasu zakończenia „zimnej wojny”. Na poligonie w Drawsku Pomorskim i w państwach bałtyckich miało się pojawić prawie 40 tys. żołnierzy z kilkunastu państw NATO. Ostatecznie, przez koronawirusa, ich zakres ograniczono. Jak bardzo?
Od rzeczników prasowych polskich instytucji wojskowych trudno uzyskać konkretne informacje. Odsyłają do Amerykanów dowodzących ćwiczeniami. Twierdzą, że polskich żołnierzy nie ma na ćwiczeniach, a na niektóre pytania odpowiadają, że nawet gdyby było tak, jak przypuszczamy, oni niczego nie potwierdzą. A pytaliśmy ich o to, czy prawdą jest, że na poligonie pojawili się żołnierze zakażani koronawirusem. Chodziło zwłaszcza o żołnierzy z USA, gdzie jest wiele zakażonych osób.
– Na poligon do Drawska Pomorskiego pojechali między innymi strażacy z Poznania. Teraz trafiają na kwarantannę, bo mieli kontakt z zakażonymi osobami z wojska, prawdopodobnie z chorymi amerykańskimi żołnierzami
– mówi nasz informator ze straży pożarnej.
Strażacy gasili pożary po ostrzale żołnierzy. Wśród strażaków był zakażony koronawirusem
Na wojskowe ćwiczenia wysłano 12 strażaków ze Szkoły Aspirantów PSP przy ul. Czechosłowackiej w Poznaniu. Przez tydzień gasili ponad 30 pożarów, które wskutek wojskowych strzelań wybuchły w lasach na terenie poligonu.
Dwunastu strażaków, wśród nich pracownicy i słuchacze szkoły, wrócili do Poznania w piątek przed świętami. W środę dowiedzieli się, że muszą trafić na kwarantannę.
Jedną z osób, które wyjechały na poligon, jest młodszy brygadier Łukasz Kwas, rzecznik prasowy poznańskiej Szkoły Aspirantów PSP. Potwierdza, że trafił na kwarantannę, ale inaczej opisuje jej przyczyny.
– Z poligonu wróciliśmy w piątek po południu. Już wówczas kadeci biorący udział w działaniach zostali umieszczeni w specjalnie dla nich przygotowanych wyizolowanych pokojach, nie mieli z nikim kontaktu. Funkcjonariusze natomiast dostali polecenie ograniczenia kontaktów i pobytu w miejscu zamieszkania. Te działania zostały wprowadzone prewencyjnie przez kierownictwo szkoły celem zabezpieczenia jednostki – mówi Łukasz Kwas.
Sprawdź też: Afera z dostawą wozów strażackich dla OSP. W tle akcja CBA i pozew strażaków wobec samorządu województwa
Dodaje, że w środę strażacy dowiedzieli się o nałożonej na nich kwarantannie. A powodem ma być fakt, jak mówi Łukasz Kwas, że poznańscy strażacy mogli mieć kontakt z innym strażakiem - z Warszawy - który jest zakażony koronawirusem.
– Nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu z amerykańskimi żołnierzami i nie mam żadnej wiedzy, by któryś z nich był zakażony. Natomiast okazało się, że u jednego z podchorążych z Warszawy, po powrocie z zabezpieczenia, stwierdzono obecność wirusa. Funkcjonariusze naszej szkoły nie mieli bezpośredniego kontaktu z funkcjonariuszami z Warszawy. Mieszkaliśmy w oddzielnych namiotach, korzystaliśmy z oddzielnych węzłów sanitarnych, na terenie obozowiska obowiązywał nakaz używania maseczek ochronnych, korzystaliśmy z preparatów do dezynfekcji
– przekonuje Łukasz Kwas.
Teraz on, jak i pozostali strażacy z Poznania, będą mieli testy na koronawirusa.
Dymisja w Szkole Głównej Służby Pożarniczej. Zmiany także w poznańskiej Szkole Aspirantów PSP
Zakażony strażak z Warszawy związany jest ze Szkołą Główną Służby Pożarniczej. Zarówno w tej szkole, jak i pozostałych szkołach pożarniczych w Polsce, jeszcze do niedawna zajęcia normalnie się odbywały.
Niedawno w warszawskiej szkole wybuchła jednak epidemia, a objawy koronawirusa u słuchaczy miały być początkowo bagatelizowane. Ci, którzy zgłaszali objawy, mieli być oskarżani o symulowanie. We wtorek media informowały, że koronawirusa potwierdzono już u 47 słuchaczy szkoły, a kolejni czekają na wyniki badań.
Na razie skandal w warszawskiej szkole zakończył się odwołaniem zastępcy komendanta Szkoły Głównej Służby Pożarniczej Jarosława Zarzyckiego. Ale padają również głosy, że sprawę trzeba dalej wyjaśniać oraz poruszyć kwestię odpowiedzialności kierownictwa Komendy Głównej Straży Pożarnej. A tak się składa, że kierują nią dwaj Wielkopolanie. Komendantem Głównym jest Andrzej Bartkowiak z Wągrowca, a jego zastępcą Arkadiusz Przybyła, radny PiS w Turku. Obaj, jak słyszymy w naszych źródłach, są popierani przez PiS.
Skandal w Warszawie oraz zagrożenie koronawirusem doprowadziły do zmian także w innych szkołach pożarniczych. W Poznaniu, gdzie jeszcze niedawno zapewniano nas, że nie ma powodów do odwoływania zajęć, wprowadzono zmiany. Przed świętami zakończono kurs podstawowy. Do domów, przed zakończeniem semestru, wysłano także słuchaczy pierwszego rocznika. W szkole pozostali jedynie słuchacze drugiego rocznika.
- W szkole pozostało jedynie około 90 słuchaczy z drugiego roku. Są tuż przed zakończeniem nauki i egzaminami. Stanowią odwód operacyjny Komendanta Głównego, pełnią służby w szkolnej jednostce ratowniczo-gaśniczej. Dzięki temu, że nie ma teraz pierwszego rocznika, słuchacze, którzy pozostali, zostali rozlokowani w wolnych pokojach. Cały czas na terenie szkoły obowiązuje wysoki reżim sanitarny, obiekt jest zamknięty dla osób z zewnątrz
– zaznacza Łukasz Kwas, rzecznik szkoły.