Straciliśmy dwóch specjalistów wielkiej klasy
O sytuacji w świecie polskich hodowców koni arabskich rozmawiamy z Przemysławem Sawickim, właścicielem stadniny koni arabskich z Kalska.
Po decyzji o odwołaniu prezesów stadnin w Janowie Podlaskim i Michałowie, Marka Treli i Jerzego Białoboka, w środowisku hodowców koni arabskich zawrzało. Co pan myśli na temat tej decyzji?
Uważam, że na scenie polskiej hodowli koni arabskich zabraknie dwóch dyrygentów wielkiej klasy. Orkiestra będzie grała nadal, ale jakie dźwięki będzie wydawała? Tego nie wiem. Wiadomo, że jedni się cieszą, drudzy płaczą. Wszystko zależy od tego, kto jakie ma sympatie. Jednak moim zdaniem nic dobrego się nie dzieje, skoro z dnia na dzień wyrzuca się z pracy fachowców z niemal 40-letnim stażem.
W tej pracy nie odnajdzie się ktoś, kto nie ma doświadczenia i pojęcia na temat hodowli?
Ta sytuacja pokazała, że niekoniecznie trzeba mieć doświadczenie. Prezesami zostali ludzie z nowym hobby. Są nim konie arabskie. Chociaż, może jakoś nas zaskoczą? Może to państwo, którzy są doświadczonymi menadżerami i wprowadzą polską hodowlę koni arabskich na zupełnie nowe fale? Chciałbym żeby tak było. Ale... nie sądzę.
Razem z Markiem Trelą i Jerzym Białobokiem należy pan do Polskiego Związku Koni Arabskich. Zdążył pan już porozmawiać z nimi o zwolnieniu?
Nie, jeszcze z nimi nie rozmawiałem. Hodowcy mają jednak największy żal o to, w jaki sposób ci panowie zostali potraktowani. Markowi Treli dwa lata brakują do emerytury. 38 lat przepracował. Jerzy Białobok podobnie, z niewielką przerwą. Mogli ich przecież przesunąć na inne stanowisko. I odbyłoby się to bez krzywdy dla ludzi, dla koni, w ogóle dla prestiżu polskich hodowli. Który, nie ma co ukrywać, jest naprawdę duży. Tym bardziej że w tej sprawie pojawiły się niemerytoryczne zarzuty o to, że z winy Marka Treli padła genialna klacz Pianissima w prowadzonej przez niego stadninie. A on pierwszy po niej płakał, bo to było jego „dziecko”.
Hodowcy z całego świata dawali do Janowa Podlaskiego swoje czempiony. Prosto po wygranej czempionatu świata dzwonili i jechali z Paryża od razu z koniem, żeby pokrył klacze z Janowca. Przecież nikt by się nie pchał do tej stadniny, gdyby nie miała renomy, gdyby nie była godna zaufania. Marek Trela praktycznie odbudował tę stadninę, bo zastał ją w słabej kondycji. To on doprowadził ją do takiej renomy. On miał nosa do tego wszystkiego, do ogierów. Przed Markiem i Jerzym należało chylić czoła... A potraktowano ich jak złodziei i bandytów. Takie marne zarzuty...
Pan, jako prywatny hodowca, może czuć się bezpiecznie. Coś się zmieniło w stadninie w Kalsku?
Mogę się pochwalić, że trzy tygodnie temu koń z mojej hodowli wygrał czempionat egipski. Cóż, nie zamierzam załamywać rąk. Araby bardzo lubię, dalej będę się więc bawił w hodowlę. Trochę nowych koni się wyhodowało. W tej chwili w mojej stadninie jest 17 koni arabskich. Mam też załatwionych trochę nowych kontraktów na ten rok. Córki dorastają, jeżdżą konno, zawodowo skaczą przez przeszkody. Wszystko się kręci.