Stowarzyszenie Moto-Retro. Lepiej żeby mąż siedział w garażu niż w knajpie

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Katarzyna Łuszyńska

Stowarzyszenie Moto-Retro. Lepiej żeby mąż siedział w garażu niż w knajpie

Katarzyna Łuszyńska

- Stare samochody uczą pokory - mówią miłośnicy zabytkowych aut z białostockiego Stowarzyszenia Moto-Retro. - Trzeba im poświęcić naprawdę dużo czasu i miłości! Ale za to, gdy wyjeżdżamy naszymi cackami na ulice, jaka to frajda łapać spojrzenia przechodniów!

Kiedy kupiłem swój pierwszy motocykl, nawet nie widziałem, gdzie ma on silnik, a gdzie głowicę - wspomina ze śmiechem Mirosław Socha z Białegostoku. Dziś o motorach i samochodach wie prawie wszystko. W końcu jest prezesem Moto-Retro, białostockiego Stowarzyszenia Miłośników Techniki i Motoryzacji, które zrzesza prawie 70 członków. Ich pojazdy można było oglądać podczas weekendowego rajdu po ulicach stolicy Podlasia, zorganizowanego z okazji 10. urodzin Muzeum na Węglowej.

To będzie motocykl za 100 tys. zł

Mirosław Socha swój pierwszy motocykl kupił mając zaledwie kilkanaście lat. - I musiałem go samodzielnie serwisować, bo wtedy nie było specjalistycznych warsztatów, które by się tym zajmowały - wspomina. W ten sposób nauczył się wielu rzeczy, bo w trasie nie raz trzeba było rozkręcić silnik, pogrzebać w nim i złożyć.

Później zakochał się w dużych amerykańskich autach. Jednak jego pierwszym samochodem był oczywiście fiat 125. Motocykle jednak uwielbia do dziś. I z nich korzysta!

- Jeżeli tylko mogę, to wybieram jazdę motocyklem, bo on daje człowiekowi większy kontakt z otoczeniem, przyrodą i ogromną frajdę. Do jazdy na dwóch kółkach trzeba mieć jednak trochę charakteru i wyobraźnię - zaznacza prezes.

W najbliższej przyszłości pan Mirosław planuje odrestaurować pojazdy, które trzyma w swoim garażu. Wśród nich jest motocykl Sokół 600.

-Jednak za sam materiał do odtworzenia niektórych części tego motocykla będę musiał zapłacić około 30 tys. zł - wylicza. - Drugie tyle trzeba przeznaczyć na pozostałe podzespoły. Po remoncie wartość tego motocykla wzrośnie do 100 tys. zł - podsumowuje kolekcjoner.

Stare auto uczy pokory

Fanem starych pojazdów jest też Adam Michalski z Horodnian. Motoryzacją interesuje się od dziecka. Jego największą dumą jest 50-letnie już białe volvo.

- Zarówno to volvo, jak i mój drugi samochód marki MG, znajdują się w Muzeum Motoryzacji - mówi Michalski. - Oba pojazdy odrestaurowałem oczywiście samodzielnie. Pozostałe, które mam, m.in. sześcioosobowa limuzyna - cadillack z 1973 roku oraz Volvo PV 210 czekają jeszcze na remont.

Michalski nie odnawia swoich samochodów tylko po to, by stały w muzeum. Wręcz przeciwnie! Razem z żoną podróżuje nimi po Europie. Do białego volva mieści się cała jego rodzina! Natomiast do MG wsiada tylko z żoną, bo jest to mały samochód.

- Moja druga połowa również interesuje się motoryzacją, ale nie jest jej entuzjastką w takim stopniu co ja - śmieje się pan Adam. - Jednak, co najważniejsze, żona nie przeszkadza w pielęgnowaniu mojej pasji, bo, według niej, lepiej żeby mąż siedział w garażu niż w knajpie.

A w garażu i warsztacie samochodowym pan Adam spędza rzeczywiście sporo czasu. Odnowienie jednego auta zajmuje bowiem od półtora roku do nawet dwóch lat. Jednak - jak tłumaczy - lubi kiedy z niczego powstaje coś naprawdę pięknego.

Na remont MG musiał poświęcić więcej czasu, niż na volvo. - Bo MG było w dużo gorszym stanie - mówi. - A poza tym, MG to złośliwe auto. Jeśli czegoś w nim nie zrobiłem od razu, to prędzej czy później musiałem to potem naprawiać. Właśnie ten samochód nauczył mnie pokory - podkreśla kolekcjoner.

Mimo że MG bywa kapryśne, to Michalscy udali się nim na Charytatywny Zlot Pojazdów Zabytkowych i Klasycznych Drynda w Jarosławiu, a stamtąd - wraz z innymi pasjonatami zabytkowej motoryzacji - do Rumunii! Zrobili wówczas ponad 3 tysiące kilometrów. Auto ten dystans pokonało bezawaryjnie i sprawiło podróżującym ogromną frajdę.

Aktualnie pan Adam pracuje nad renowacją cadillaca i volvo.

- Na majsterkowanie przy samochodach trzeba mieć czas, którego mi, niestety, brakuje - przyznaje pasjonat. - Kiedy byłem młodszy, miałem też więcej zapału, a teraz bywa z nim różnie. Jednak, mimo upływu lat, nadal odczuwam ogromną radość, kiedy samochód zaczyna odpalać - dodaje z uśmiechem.

Zawsze oglądał się za starymi autami

Grzegorz Krupkowski z Białegostoku z dumą opiera się o swoje zielone auto. To stary mercedes W 123. Kupił go sześć lat temu od sędziwego pana, który zrezygnował już z jazdy za kółkiem.

Krupkowski motoryzacją zainteresował się już w trzeciej klasie szkoły podstawowej, kiedy tylko nauczył się płynnie czytać treści zamieszczane w prospektach i katalogach motoryzacyjnych.

Zawsze na ulicach oglądał się za starymi autami. Ceni je za unikalny wygląd oraz za to, że zadbane nadal dobrze radzą sobie na drodze. Docenia też pracę, jaką w swoje cacka muszą włożyć właściciele zabytkowych samochodów. No i niebagatelne przecież pieniądze!

- To bardzo kosztowne hobby - podkreśla. - Poza tym, może ono wpłynąć na relacje rodzinne - przestrzega. - Mojej żonie również na początku nie bardzo się ta moja pasja podobała. Kiedy pokazywałem jej jakiś model w katalogu, tylko machała ze zniecierpliwieniem rękami. Na szczęście dziś już każdy mój pomysł przyjmuje ze stoickim spokojem - uśmiecha się Grzegorz.

Sprzedaje, by remontować inne

- W latach 90. spodobał mi się cabriolet Triumph Spitfire i postanowiłem go zdobyć - opowiada Arkadiusz Gawryluk, skarbnik Stowarzyszenia Moto-Retro. - Znalazłem go w Niemczech. Okazało się, że przez 18 lat stał wyrejestrowany w garażu. Kupiłem go, samodzielnie wyremontowałem i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy odpalił.

Cabriolet Triumph Spitfire to był nieduży samochód, więc Gawryluk postanowił, że kolejne stare cacka będą znacznie większe. Kiedy dowiedział się, że w Anglii ktoś sprzedaje Austina A 135 Pincess, od razu po niego pojechał.

-Miałem nadzieję, że będę nim wracał do Polski, ale ostatecznie zdecydowałem się na wynajęcie transportu i po trzech miesiącach samochód dotarł do Białegostoku. Poprawiłem w nim jedynie wnętrze - podkreśla pasjonat starych aut. - Austinem jeżdżę już od ośmiu lat i ciągle jest w pełni sprawny.

Gawryluk z dumą zaznacza, że ten samochód był w dużej mierze wykonany ręcznie z różnych materiałów - stali, aluminium, drewna (m.in. drewna jesionowego) oraz skóry.

- Dlatego jest nie tylko piękny, ale i trwały - mówi. - Ogromną satysfakcję sprawia mi odnowienie samochodu, który miał zostać zezłomowany, a dzięki mojej pracy pojawia się w ogólnopolskiej branżowej gazecie - przyznaje.

Wile aut, które odnawia, sprzedaje. A kiedy zwalnia mu się miejsce w garażu, zabiera się za renowację kolejnego. Aktualnie „na tapecie“ jest fiat z lat 60. i replika Daymera z 1886 roku.

Ocalić od zapomnienia

Prezes Moto-Retro Mirosław Socha ubolewa, że wiele starych aut wyjeżdża z Białegostoku do innych miast, a nawet krajów. Dzieje się tak dlatego, że gdy umiera jakiś kolekcjoner, rodzina sprzedaje jego „auta-perełki“.

- Pocieszające jest to, że w kraju działają prywatne muzea motoryzacji, gdzie czasami trafiają takie samochody i każdy może przyjść je obejrzeć - podkreśla Mirosław Socha. - Nasze białostockie muzeum przez kolegów z branży oceniane jest bardzo wysoko. I naprawdę się cieszę, że coraz więcej ludzi uświadamia sobie, że warto ocalać od unicestwienia rzeczy, które lata świetności mają już dawno za sobą.

Katarzyna Łuszyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.