„Stilonowcy” przeżyli de javu
– Nikt z nas nie spuści głowy po jednym, niezbyt udanym meczu – zapewniał przed sobotnim spotkaniem w Polkowicach gorzowski pomocnik Rafał Świtaj. – Trafiliśmy do znacznie bardziej wymagającej ligi i potrzebujemy chwilę, aby oswoić się z wymaganiami, podołać jej w każdej kolejce. W szatni pojawiło się sporo nowych twarzy, które na pewno pomogą nam osiągnąć dobry wynik. Zespół jest w budowie, musimy się jeszcze lepiej zgrać.
Niestety, ale po pojedynku z KGHM ZANAM nasi nie mogli wrócić do Gorzowa z podniesioną głową. Ten moment na jeszcze lepsze zgranie drużyny, co pokazała rezultat drugiej w tym sezonie potyczki, będzie musiał trochę potrwać.
Beniaminek ponownie, tak jak na inaugurację rozgrywek, źle wszedł w mecz i po 15 minutach przegrywał 0:2. Najpierw Krystian Paszkowski sfaulował w polu karnym Mateusza Piotrowskiego i jedenastkę wykorzystał Maciej Bancewicz, a następnie, po dwóch minutach, podwyższył prowadzenie Mariusz Szuszkiewicz. Nasi odpowiedzieli równie szybko, bo w 19 min karnego na bramkę zamienił Łukasz Maliszewski, ale dwa gole dla polkowiczan ustawiły spotkanie. A mogli ich zdobyć znacznie więcej.
- Szybko straciliśmy bramki po indywidualnych błędach. One ustawiły pierwszą połowę, bo spadła nam pewność siebie. Gdyby nasz bramkarz nie popełnił błędu, to może mogło by być inaczej, aczkolwiek sam jestem niezadowolony ze swoich decyzji. Podjąłem taką, żeby oddać w pierwszej części gry inicjatywę gospodarzom. Widać, że to było błędem, skoro do przerwy przegrywaliśmy 1:3 [po następnej jedenastce - dop. red.]. Mam nadzieję, że doświadczenia zebrane w tych dwóch pierwszych meczach pozwoli nam we wtorek w Gorzowie ze Stalą Brzeg, liderem rozgrywek, zagrać dobre spotkanie [o 17.00 - dop. red.], od pierwszej do ostatniej minut, a nie jedynie przez połówkę - wierzy szkoleniowiec.
Po przerwie obraz gry zmienił się, czego efektem był przepiękny gol z dystansu Łukasza Zakrzewskiego. - Wszyscy rezerwowi dali fajną zmianę. W drugiej połówce graliśmy to, co lubimy najbardziej. Chcieliśmy zdominować miejscowych i budować od tyłu akcje, nawet w trudnych sytuacjach. To nam się udawało. Polkowice podchodziły wysoko w pierwszych minutach drugiej połowy, ale z tego dobrze wychodziliśmy i stwarzaliśmy zagrożenie pod ich bramką. Zepchnęliśmy ich do defensywy, fizycznie w ostatnim kwadransie wyglądaliśmy od nich lepiej. Taki plan powinien być od pierwszej minuty i to starcie mogłoby ułożyć się inaczej. Oczywiście, teraz to jest gdybanie - mówi w rozmowie z nami trener.
W samej końcówce Zakrzewski mógł strzelić następną bramkę i doprowadzić do remisu, ale to nie udało się. W zamian to ekipa z Polkowic trafiła do siatki. W doliczonym czasie gry Mateusz Surożyński uderzył sprzed szesnastki i pokonał naszego bramkarza.
- W sierpniu mieliśmy zdobyć 10 punktów, a więc wygrać trzy mecze, jedno można było przegrać i jedno spotkanie zremisować. Wiemy, że to nam się nie uda, ale gramy dalej - dodaje na koniec Gołubowski.