- Wybuchły dwa strajki: w Stilonie i Ursusie. Stilonu bali się tknąć ze względu na amoniak. Było 1632 żołnierzy, MO - mówi Tadeusz Horbacz, uczestnik tamtych wydarzeń. W piatek jest rocznica pacyfikacji Ursusa.
- Stan wojenny? Mnie kojarzy się przede wszystkim z ogromnym szokiem dla społeczeństwa, z czasem komunizmu w Polsce. Bo kiedy powstała Solidarność, wszyscy myśleli, że jesteśmy na drodze do wolności. A ogłoszenie stanu wojennego, pacyfikacja Ursusa, to wszystko było powrotem do radykalnej formy komunizmu - mówi Piotr Witkowski, uczeń II LO w Gorzowie. 35 lat temu koło jego szkoły przy ul. Przemysłowej stały gigantyczne hale zakładu Ursus. I 35 lat temu rozegrały się tu najbardziej dramatyczne wydarzenia w regionie. 16 grudnia nad ranem do zakładu weszły wojsko i milicja.
Tadeusz Horbacz, wtedy opozycjonista, wspomina: - 13 grudnia wprowadzono stan wojenny. Już od północy zwijali wszystkich do Wawrowa. Ja sam dowiedziałem się o tym o 5.00 rano. A o 10.00 miało być poświęcenie sztandarów w katedrze. W związku z tym spotkałem się z księdzem Witoldem Andrzejewskim (legendarny kapelan Solidarności, zmarł w zeszłym roku - dop. red.) i ustaliliśmy, że będzie przemarsz z orkiestrą. I tak było. Kościół był pełen, jak weszła ta orkiestra, to wybuchnął jeden wielki szloch. Było czytanie protestów proboszczów gorzowskich, a po mszy różne spotkania, które zaowocowały rozpoczęciem dwóch strajków: jednego w Stilonie, drugiego w Ursusie, do którego miał przyłączyć się też ZREMB (zakład działa do dziś - dop. red.). Ten w Ursusie zaczął się 16 grudnia, gdy na teren zakładu wszedł Tadeusz Kołodziejski (działacz solidarności - dop. red.). On i inni zaczęli barykadować bramy. My ze ZREMB-u tam byliśmy, także jak konsultowano wszystko. W pewnym momencie mieliśmy się połączyć z zakładami, z Ursusem. Przejść do nich na strajk. Ale ja 15 grudnia zostałem internowany, zabrany ze ZREMB-u, i wtedy, jak oni rozpoczęli protesty, to się zaczęła głośna debata, jak rozwalić Ursus. Ursus, dlatego że był to najłatwiejszy do zniszczenia zakład. Stilon bali się ruszać ze względu na amoniak.
Jak wspomina Horbacz, z 15 na 16 grudnia o 3.30 bramę Ursusa staranował czołg. - W dzień na strajku było nawet 2 tys. osób, ale wtedy w nocy było 600. A funkcjonariuszy MO 194 plus 81 operacyjnych. Pułk manewrowy milicji - 400 osób i w sumie 1632 żołnierzy. Bili nas, zrobili ,,ścieżkę zdrowia” - mówi Horbacz.
Ścieżka zdrowia, czyli ,,pałowanie”: aresztant musi przejść między dwoma rzędami bijących go milicjantów.
,,Po użyciu środków chemicznych strajkujący powybijali szyby w hali, chcąc spowodować zmniejszenie natężenia gazu łzawiącego, jednak zamierzonego efektu nie osiągnęli z uwagi na utrzymywanie się mgły. W tej sytuacji zaczęli grupami - chwilami w panice - opuszczać halę” - czytamy w dokumentach, które milicja gorzowska wysłała do komendy głównej w Warszawie. Dziś dokumenty są w Instytucie Pamięci Narodowej. Jest tam też opis tego, jak strajkujący się bronili. ,,Główne wejście do zakładów zostało zabarykadowane kontenerami wypełnionymi złomem, a brama kolejowa - wagonami”.
Horbacz chciał, żeby w miejscu po Ursusie postawić pomnik - prawdziwy czołg. Dziś jest tu tylko - powieszona 10 lat temu - tablica na ścianie hali targowej. Czołgu jednak nie będzie. - Różne są opinie, niektórzy mówią, że to może się źle kojarzyć. Inicjatorzy pomysłu na razie się wstrzymali. Będzie raczej koncepcja innego pomnika - mówi Waldemar Rusakiewicz, szef gorzowskiej Solidarności.
Horbacz: - Wiceprezydent i jego ludzie nas przekonali, żeby trochę zmienić i formę pomnika i miejsce. Postawimy go nie przy hali targowej, a na placu przy kościele Chrystusa Króla. Dostałem już pewną propozycję - mówi.
Dziś o 18.00 u Chrystusa Króla przy ul. Woskowej będzie msza w 35. rocznicę.