Stelmet był wyraźnie lepszy od przeciwnika
Stelmet BC udanie zaczął finał ekstraklasy. Bezapelacyjnie pokonując Polski Cukier Toruń. Złoto jest już bliżej nas, ale trzeba wygrać jeszcze trzy razy
Zaczął się ostatni, najważniejszy akcent sezonu 2016/2017. Finał play off. Zielonogórzanie są w powszechnym mniemaniu faworytem. Polski Cukier już i tak zrobił w tym sezonie furorę awansując do finału. Stelmet ma mocniejszy skład, lepszą i dłuższą ławkę. Także większy budżet. Tyle, że budżety nie grają, a swoją przewagę i moc trzeba udowodnić na parkiecie. Czy naszym się udało? Kto wyszedł z tej pierwszej, ważnej konfrontacji, jako zwycięzcy? Zielonogórzanie i to w bardzo dobrym stylu. Kibice w hali CRS zobaczyli to czego się w sumie spodziewali. Twardą walkę z obu stron, bitwę na obu deskach, ,,czapy” i wzajemnie się pilnowanie. Wynik otworzył Armani Moore, potem trafił Kyle Weaver i tak już było do przerwy. Zielonogórzanie prowadzili, mozolnie odskakiwali od rywala, ale torunianie cały czas nas doganiali. W 13 min, po trafieniu Adama Hrycaniuka było 26:17, ale już po minucie po trafieniu Krzysztofa Sulimy tylko 26:24. W naszej ekipie świetnie wyglądała współpraca Łukasza Koszarka z Vladimirem Dragiceviciem. Pierwszy pięknie podawał, drugi trafiał. Czarnogórzec rozgrywał znakomite spotkanie. Do przerwy miał na koncie 16 punktów. W ostatniej minucie pod koszem rywali został wręcz staranowany przez Aleksandra Perkę. Ku zdumieniu wszystkich sędziowie nie odgwizdali faulu. Nasz zawodnik jakoś się pozbierał, ale wszyscy drżeli czy będzie mógł zagrać w drugiej połowie. Górowaliśmy na deskach (25:16). W ekipie Polskiego Cukru aż 25 z 35 zdobytych punktów mieli Weaver i Cheikh Mbodj. Dragicević zagrał, ale trener starał się go oszczędzać.
Wszystko to co działo się w pierwszej połowie zapowiadało ostrą walkę po przerwie. Tak jednak nie było. Nasz zespół z minuty na minutę był coraz lepszy. Goście trzymali się tylko na początku kwarty. Potem przyspieszyliśmy i byli bezradni. W 27 min po rzucie Karola Gruszeckiego wygrywaliśmy 55:42. To był dopiero początek. Od tego momentu na parkiecie był jeden zespół - Stelmet. W ostatniej kwarcie był to już mecz do przysłowiowej jednej bramki. Nasi porazili torunian kolejnymi trójkami odbierając im ochotę do walki. Uspokoił się nawet trener Jacek Winnicki szalejący koło ławki pod złych zagraniach swoich zawodników i jego zdaniem niedobrych decyzjach sędziów. W 34 min, po dwóch kolejnych trójkach Przemysława Zamojskiego Stelmet wygrywał już 74:52. Od tego momentu mogliśmy już smakować zwycięstwo. Trener Artur Gronek dał więc pograć Filipowi Matczakowi, a potem Kamilowi Zywertowi. Nasi kończyli mecz w doskonałych nastrojach przy owacjach publiczności. Stelmet pokazał klasę, także to, że jest zespołem lepszym od rywala. Miał to udowodnić na parkiecie i zrobił to.
W naszej ekipie obok wspomnianego Dragicevicia, który w drugiej połowie nie dołożył już punktu, ale miał jeszcze siedem zbiórek (trzy zaliczył do przerwy). Uzyskał więc double-double, podobał się jego rodak Nemanja Djurisić. Miał ostatnio słabsze spotkania. Wczoraj znów był sobą. Zdobył 15 punktów dołożył dziesięć zbiorek i uzyskał double-double, a Łukasz Koszarek, James Florence czy Przemysław Zamojski? Wszyscy oni pokazali fajną grę, wolę walki i chęć zwycięstwa. Mecz numer dwa jutro o 17.45 w hali CRS.