Stelmet BC przegrał kolejny drugi z rzędu wyjazdowy mecz. Czy mamy się bać?
Czy to przedsmak tego co może dziać się w play offach? Być może tak. Anwil, który pokonał nas 65:62 ma wielkie ambicje i zalicza dobry sezon. Tego spotkania w hali Mistrzów mogliśmy się obawiać. Tym bardziej, że mieliśmy problemy. Dejan Borovnjak doznał zatrucia pokarmowego, a Nemanja Djurisić podczas treningu urazu.
Obaj byli we Włocławku, wyszli na chwilę na parkiet, ale siłą rzeczy nie mogli wydatnie wesprzeć swego zespołu. To jedna strona i jakieś usprawiedliwienie mistrzów. Z drugiej nasz zespół zagrał słabo, nieskutecznie i bez wyrazu. Przegraliśmy deskę, pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele, dawaliśmy im bezkarnie ponawiać ataki. Raziliśmy nieskutecznością, szczególnie jeśli chodzi o rzuty za trzy punkty. Wprawdzie byliśmy blisko rywala i praktycznie do ostatnich sekund mogliśmy odwrócić losy tego spotkania, ale - podobnie jak w Toruniu - do niczego takiego nie doszło. Statystyki pokazują w jakim elemencie lepszy był Anwil.
W rzutach za trzy gospodarze też nie błyszczeli mając 23,3 proc. skuteczności (siedem celnych na 30 prób), ale Stelmet osiągnął zaledwie 17,6 proc. (6/34). Za dwa lepsi byli zielonogórzanie - 60,9 proc. (14/23), Anwil - 50 proc. (16/32). Stelmet zmarnował trzy osobiste - 84,2 proc. (16/19), gospodarze pięć - 70, 6 proc. (12/17). Zbiórki wygrali włocławianie 34:29, z czego nasz zespół miał zaledwie pięć na atakowanej desce, przy 11 Anwilu. Gospodarze zaliczyli 12 asyst przy naszych 11. Goście mieli 12 strat, Anwil 10.
Oto jak mecz ocenili szkoleniowcy
- Gratuluję Anwilowi - powiedział trener Saso Filipovski. - Wygrał zasłużenie. W pierwszej połowie pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele otwartych rzutów. Trafiali, a jeśli nie to zbierali i ponawiali. Przegrywaliśmy zbiórki. W drugiej połowie nadal mieliśmy te same problemy. W ataku za szybko graliśmy, zbyt wcześnie oddawaliśmy rzuty. Nie było cierpliwości, a z drugiej strony mało zbiórek w ataku. To wszystko złożyło się na sukces gospodarzy. Nie zagraliśmy tutaj tak jak sobie zaplanowaliśmy.
Igor Milicić: - Udało nam się wygrać kolejny ważny mecz. Udało nam się wrócić na dobre tory po ostatnim tygodniu, który nie był dla nas miły bo przegraliśmy z Siarką. Najważniejsze, że chłopcy pokazali serce do walki i dali z siebie wszystko. Zresztą takie były nasze założenia przed meczem żeby grać fizycznie. To też zrobili i przy pewnej dozie szczęścia udało nam się zwyciężyć. Jeśli to sposób żeby zatrzymać Zamojskiego to będziemy to powtarzać. Gratuluję swojemu zespołowi, także publiczności za gorący doping. Teraz musimy ochłonąć i twardo stąpać po ziemi.
Tak więc czwarta w tym sezonie porażka Stelmetu stała się faktem.
Z jednej strony jakby nie było powodów do niepokoju. Wszyscy gubią punkty (ostatnio Anwil w Tarnobrzegu) i patrząc na tabelę, kiedy wyrówna się liczba spotkań i o ile nie dojdzie do jakiejś zapaści w końcówce, to nasz zespół i tak powinien zacząć play off z pierwszego miejsca. Przegraliśmy z mocnymi zespołami, minimalnie i walcząc do końca. Z drugiej strony można zadać sobie pytanie czy te dwie porażki to przedsmak tego co nas czeka w play offach w halach silnych ekip i już powinniśmy się bać?
To, że wszyscy szykują się na mistrza to oczywiste, ale gorące końcówki spotkań w Toruniu i Włocławku pokazały, że zielonogórzanie nie przerastają najlepszych zespołów naszej ligi o kilka długości jak twierdzą niektórzy.
Wystarczy, że mamy z czymś problem, rywal nas mocniej naciśnie i już jest kłopot. To problem, szczególnie przed play offem.Miejmy jednak nadzieję, że trener Filipovski i zespół wyciągną wnioski z Torunia i Włocławka. Tym bardziej, że przed Stelmetem mocny rywal: radomska Rosa. Do tematu wrócimy.