- Jeśli flirt zaczyna się w głowie, mamy czas na wybranie strategii i przybranie wystudiowanej pozy. I tu już, jak kto chce, np.: na intelektualistę czy erotomana-gawędziarza albo na wampa czy wyłudzaczkę komplementów - mówi dr Katarzyna Kalinowska, autorka naukowej książki o tym, jak flirtujemy.
Jak flirtują bywalcy klubów dla młodzieży, a jak pensjonariusze sanatoriów?
Kiedy z grupą studentów i studentek rozpoczynałam badanie, byłam przekonana, że znajdziemy sporo różnic: opiszemy zmianę obyczajowości, różnice pokoleniowe. Tymczasem podstawowy wniosek jest prosty: „motyle w brzuchu” czujemy tak samo, kochamy tak samo, a każda miłość jest pierwsza, niepowtarzalna. Emocje miłosne młodych ludzi nie różnią się od tych, które odczuwają seniorzy. Wydawać by się mogło, że młodym podczas flirtu towarzyszą intensywne, gwałtowne uczucia, a flirty seniorów są raczej sentymentalne, nostalgiczne. Nie jest tak, emocje są tak samo gorące lub subtelne, różnice tkwią w tym wszystkim, co znajduje się wokół nas. Inaczej zbudowane są światy, w których flirtujemy: w klubach część naszych zmysłów jest przytępiona, część wyostrzona czy to za sprawą alkoholu, czy głośnej muzyki, przyciemnionego światła, przestrzeni. Klimat uzdrowisk jest odmienny: panuje tu spokojny, błogi nastrój, przestrzeń kojarzy nam się z odpoczynkiem i relaksem. Emocje, które towarzyszą flirtom, są takie same.
Możemy nad nimi zapanować?
To zależy, jaki jest punkt wyjścia. Jeśli flirt zaczyna się w głowie, jeśli pierwsza jest refleksja, mamy czas na wybranie strategii, na wejście w rolę i przybranie pewnej wystudiowanej pozy. I tu mamy pełną różnorodność, możemy podrywać, np. na intelektualistę czy erotomana-gawędziarza (to jedne z wielu opcji wybieranych głównie przez mężczyzn, panie wiedzą, o czym mówię) albo na wampa czy wyłudzaczkę komplementów (teraz panowie wiedzą, o co chodzi). Jeśli natomiast flirt ma początek w ciele, zaczyna się od doznania, czucia, podniecenia, jeśli w stronę drugiej osoby pcha nas „to coś” - tak właśnie nazywane, bo w języku nie jesteśmy tego w stanie wyrazić lepiej - wtedy z reguły tracimy wszelką kontrolę. Nie ma tu mowy o panowaniu nad przebiegiem znajomości. Spotkanie czy wymiana spojrzeń zyskują cechy nierealności, dajemy się porwać chwili, wyłączamy myślenie. Sprzyja temu alkohol lub dobra zabawa z dala od domu.
Stateczny pan i starsza pani nie czują się ograniczeni przez konwenanse? Tak pewnie chcieliby ich widzieć młodzi...
Wiek nie ma tu znaczenia. Stała bywalczyni sanatoriów swobodnie puszcza oczko i kręci loki na placu podczas intymnego spotkania, a jej sąsiad z drugiego piętra obsypuje piękne panie komplementami, jeśli tylko ma ku temu sposobność. Młodzi? Czasem to właśnie w tej grupie łatwiej znaleźć osoby, które bardziej restrykcyjnie podchodzą do tego, co im w czasie flirtowania wolno, a czego nie.
I płeć też nie ma tu znaczenia?
Przy wyborze scenariuszy flirtu tak, ale jeśli chodzi o emocje: znowu - kobiety i mężczyźni czują tak samo, wszyscy jesteśmy gotowi pójść za impulsem. Różnice pojawiają się w języku, w tym, jak się wypowiadamy, jak się do siebie zwracamy. Teoretycznie większość pytanych mówi: to jasne, że facet powinien inicjować flirt. Praktyka pokazuje, że kobiety nie mają z tym żadnego problemu i równie często przejmują inicjatywę.
Czy jest możliwy podryw idealny?
Warunek konieczny: trzeba trafić na kogoś, kto lubi właśnie ten sposób flirtowania, jaki my wybraliśmy. A strategii jest sporo. Można wybrać z całej listy oklepanych komplementów, nieśmiertelnych zagadywanek albo przeciwnie: prawić antykomplementy i serwować teksty, które przełamują rutynę, można w końcu wejść w intymną rozmowę. Można przelatywać po kimś wzrokiem, wykonywać gesty w jego kierunku, a można porwać go do tańca. Można postawić drinka, poprosić o numer telefonu czy stanąć w czyjejś obronie. I można jeszcze wiele innych rzeczy. Na potrzeby badania przyjęliśmy ograniczoną definicję flirtu: dzieje się tu i teraz, ma sprawiać przyjemność w danej chwili. Gdy w grę wchodzi jakiś dodatkowy interes, gdy jedna osoba zaczyna chcieć od drugiej czegoś więcej, granice flirtu zostają przekroczone. Oczywiście zdarza się, że taki flirt kończy się seksem, wielką miłością, trwałym małżeństwem, ale to było już poza naszymi naukowymi zainteresowaniami.
Jak się bada flirt?
To trudne, zwłaszcza dla socjologa, który chce skupić się na zbadaniu emocji, a nie dysponuje tak precyzyjnymi narzędziami, jak na przykład psycholog. Potrzebne jest wieloaspektowe spojrzenie, dlatego najlepiej badać miłość zespołowo. W badania zaangażował się zespół studentów i studentek. Oni prowadzili obserwacje uczestniczące w klubach. Część z nich się bawiła, podrywała i dawała się podrywać, żeby potem dokładnie opisać i przeanalizować swoje emocje. Zawsze takiej grupce towarzyszył obserwator-cień - osoba, której zadaniem było patrzenie na podrywy z zewnątrz, bez osobistego angażowania we flirt, ale też dbanie o bezpieczeństwo kolegów i koleżanek, odprowadzenie bawiących się obserwatorów do domów po imprezie. To było ważne, zwłaszcza gdy w zespole badawczym były dziewczyny, kilka razy dochodziło do sytuacji, które mogłyby być niebezpieczne. Rozmowy i obserwacje w sanatoriach prowadziłam wspólnie z mężem. Jego udział okazał się konieczny, bo panowie mieli opory, by otworzyć się przed kobietą, wiadomo - w niektórych męskich aktywnościach, jak na przykład rytualnym oglądaniu meczu, kobiecie trudno jest uczestniczyć tak, by nie wzbudzać podejrzeń, a zależało mi na tym, by badani nie czuli się skrępowani.