Starość trwa już ponad 20 lat. A my ciągle nie oswoiliśmy się z nią. Unikamy tematu jak ognia
Rozmowa z Beatą Tokarz-Kamińską, członkinią zarządu Towarzystwa Inicjatyw twórczych „ę” o postrzeganiu starości.
- Sądziłam, że nie mamy już problemów ze starością, a okazuje się, że niektórzy obruszają się na określenie „senior”. Spotykacie się z taką reakcją?
- Tak. Wspólnie z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności prowadzimy ogólnopolski program „Seniorzy w akcji”, który już w swojej nazwie ma słowo „senior”. Bardzo często z osobami, które się do nas zgłaszają dyskutujemy, jak nazywać osoby starsze? Jaki jest właściwy język, aby określać tę grupę?
Doświadczyliśmy, że o ile młodość, człowiek młody to terminy neutralne lub wręcz pozytywnie wartościowane, o tyle starość, która przecież jest naturalnym etapem życia, jest wartościowana negatywnie. Stąd opór bardzo wielu osób, zwłaszcza tych na przedpolu starości, lęk przed zakwalifikowaniem do grona osób starszych.
To też jest opór przed tym, aby wraz ze słowem „stary” przyjąć na siebie wszelkie etykietki, które jako społeczeństwo przypisujemy temu wiekowi.
- Bo starość ciągle źle nam się kojarzy?
- Tak. Cały czas człowiek stary to człowiek na bocznym torze, mniej przydatny, chory, brzydki, niepotrzebny. Mimo że przecież jest teraz dużo większe przyzwolenie na różnorodne style życia w starości. Przykłady aktywnych seniorów z uniwersytetów trzeciego wieku, różnych inicjatyw międzypokoleniowych, coraz bardziej popularne formy aktywności fizycznej osób starszych, ich większa obecność w przestrzeni miast na pewno zmienia patrzenie na ten okres życia. Ale cały czas boimy się starości. Wypieranie starości też jest przejawem lęku.
- Nie umiemy przełamać negatywnego obrazu, który mamy zakodowany?
- Myślę, że jednak cały czas starsi doświadczają gorszego traktowania. Na rynku pracy przekroczenie pewnej granicy wieku sprawia, że otrzymuje się sygnał, iż jest się mniej przydatnym, zajmuje miejsce młodym. Na uniwersytetach trzeciego wieku też panuje kult młodości. To nie jest tak, że osoby aktywne z dumą określają siebie mianem seniora, ale bardzo często określają siebie jako „młodych duchem”, „wiecznie młodych”.
Jest też szersze zjawisko, bardzo ważne, którego nie powinniśmy przeoczyć. Przez to, że żyjemy coraz dłużej, bo średnia dla kobiet to prawie 82 lata, granice starości przesuwają się.
- Może starość zaczyna się zbyt wcześnie? Źle ta granica jest postawiona?
- Jeśli programy dla 50-latków często mają znaczek „dla seniorów”, o osobach 60-letnich mówi się „senior”, to wywołuje to naturalny opór i bunt. Ci ludzie czują, że są jeszcze w średnim wieku, w pełni rozpędzonego życia, często uruchamiają zupełnie nowe przedsięwzięcia biznesowe lub społeczne, a starość oznacza jednak zawsze końcowy etap egzystencji. Raptem, wraz z wydłużeniem się życia, obejmuje on 20 czy nawet 30 lat!
Poza tym określenie „dla seniora” sugeruje, że jest to bardzo jednolita grupa, która ma podobne potrzeby, oczekiwania, a tak nie jest.
Spotkałam się z opinią uczestników naszych projektów, że etykietka „senior” nagle pozbawia ich całej bogatej zawodowej historii. Przedtem byli redaktorzy, inżynierowie, lekarze, krawcowe, a teraz jest już tylko senior, osoba starsza. Znika całe wcześniejsze zróżnicowanie. Wiele osób przeciw temu się buntuje.
- Nie jest to też trochę tak, że bronimy się przed określeniem „stary”, bo ono mimo wszystko oznacza zbliżanie się końca?
- Cały czas starość i śmierć są tematami tabu, nieoswojone, o których trudno się rozmawia. Kiedyś śmierć była czymś naturalnym. Osoby starsze miały w szafach gotowe stroje do trumny, było normalne, że w pewnym wieku o śmierci się mówi, trochę nawet się na nią czeka.
Teraz żyjemy w czasach kultu młodości, raczej jest potrzeba i oczekiwanie odmłodzenia się strojem, wyglądem niż przyznania, że nadszedł czas, kiedy spełniłam się w wielu obszarach. Koniec jest naturalny i godzę się z tym.
Nawet w programach uniwersytetów trzeciego wieku takie tematy, jak żałoba po odejściu kogoś bliskiego, przygotowanie do sytuacji, gdy nie będę już tak aktywna, a może będę niesamodzielna, będę wymagała opieki i jak tę opiekę w rodzinie zorganizować - bardzo rzadko się pojawiają. Nie spotkałam uniwersytetu, który zdecydowanie wprowadzałby te tematy, a przecież to jest kolejny, naturalny etap, z którym każdy będzie się mierzył, jeśli tylko uda mu się tego czasu dożyć.
To są naturalne rzeczy, które spychamy, póki jeszcze możemy pojechać na wycieczkę, zapisać się na kolejny kurs, ale gdzieś ta późna starość z jej wyzwaniami czeka za progiem.
- To nie jest tak, że ukończenie 60 czy 65 lat oznacza przekroczenie magicznej linii, za którą zostaje wszystko, co zrobiliśmy do tej pory i przestaje się liczyć. To, co robiliśmy do tej pory, dalej ma znaczenie.
- Osobowość się nie zmienia, postawa do życia się nie zmienia, to jest ciągłość. A przez przekaz medialny ktoś, kto całe życie postrzegał siebie, jako aktywnego lekarza, dziennikarkę, nagle słyszy „senior”. Tylko tyle. Czasami jest to więc bunt wobec zubożonego patrzenia na ludzi starszych, które nie wydobywa różnorodności ich doświadczeń.
Myślę, że na tym polega magia projektów międzypokoleniowych, gdy młodzi ludzie spotykają starszą osobę, sąsiadkę i ze zdumieniem stwierdzają: Nie przypuszczałem, że starsi ludzie mają takie poczucie humoru! Że tak świetnie można z nimi spędzić czas!
Gdy podczas wspólnej pracy, spotkania, poznaje się drugiego człowieka, odchodzi się od myślenia kliszami, etykietami. Buduje się relacja jako spotkanie między ludźmi, człowiek poznaje człowieka. Nie ma wtedy, że młody spotyka seniora, ale fakt, ze spotykają się dwie bardzo różne osoby, uczą się, poznają się i stereotypy odpadają.
Wyzwaniem jest, by tworzyć okazje do takich spotkań, kiedy można poznać siebie w działaniu.
- Czy to, że w mediach ostatnimi laty bardzo dużo pokazuje się aktywnych seniorów, ma wpływ na nasze podejście do ludzi starszych?
- Na pewno bardzo ważne jest pokazywanie różnych form aktywności osób starszych i też osób starszych w różnych sytuacjach. Ważne jest, że pokazujemy osoby starsze na uniwersytetach, wyruszające w dalekie wyprawy, biorące udział w maratonach, bo to kruszy stereotyp starszych jako osób niesprawnych, chorych, na uboczu.
Dzięki medialnym przekazom wiele osób starszych ma większą odwagę, by spróbować czegoś nowego, niż utarta przez wiele lat rola. To ma też znaczenie dla mniejszych środowisk, gdzie dużo trudniej jest się przełamać, by wyjść z kijkami nordic walking czy pójść na basen. Tam jest większa obawa, co powiedzą sąsiedzi, co powie rodzina, że nagle babcia zażyczyła sobie komputer, chce być wolontariuszką w lokalnej świetlicy, zamiast zajmować się własnymi wnukami.
Ale jest też ryzyko, by to pokazywanie starości nie było jednostronne - że gdzieś znikną osoby sędziwe, najstarsze, chore, które też chcą być aktywne w ramach swoich możliwości. Jednak dla nich aktywność znaczy coś innego. Dla nich to samodzielne ubranie się, spacer w towarzystwie wolontariuszki. Są różne wymiary aktywności i samodzielności na różnych etapach życia.
W mediach musi być przestrzeń i dla seniora na rowerze, i dla starszej osoby, która porusza się na wózku, i dla takiej, która nie jest w stanie wyjść z domu i przez Skype’a kontaktuje się z klubem seniora i dzięki czemu ma łączność z rówieśnikami. Różnorodność jest bardzo ważna.