Rozmowa z doktorem MARCINEM KĘDZIERSKIM, ekspertem Klubu Jagiellońskiego, o nowych scenariuszach dla Unii Europejskiej.
- Jean-Claude Juncker zaproponował rozważenie kilku całkowicie różnych scenariuszy dla przyszłości Unii Europejskiej. To pretekst do dyskusji czy zasłona dymna dla scenariusza, który został już przyklepany w najważniejszych gabinetach?
- Są w tej sprawie dwie płaszczyzny – merytoryczna i polityczna. Odnośnie tej drugiej, pamiętajmy, że Rada Europejska ma przygotować ważny dokument na 25 marca (obchody 60-lecia utworzenia EWG). Propozycja Junckera, zaprezentowana trzy tygodnie przed szczytem, jest próbą pokazania, że Komisja chce wziąć aktywny udział w grze o przyszłość Unii Europejskiej. Co do aspektu merytorycznego: w pakiecie Junckera mamy spis scenariuszy, które obejmują całe continuum możliwych rozwiązań – od całkowitej federalizacji Unii (w postaci unii politycznej) po scenariusz drugi - zacieśnienie współpracy wyłącznie na polu gospodarczym. Ten ostatni nie jest równoznaczny z rozpadem Unii, ale może on w ciągu kilku lat spowodować ograniczenie swobodnego przepływu osób. Choć formalnie nie oznacza to „opcji brytyjskiej”, ale wyraźne jest tu ostrzeżenie, że taki scenariusz może doprowadzić do całkowitego rozpadu Unii Europejskiej.
- Czego powinniśmy się obawiać w tym nowym rozdaniu?
- Wyraźnie preferowana jest w Brukseli opcja trzecia, czyli rodzaj Unii dwóch prędkości, a więc scenariusz, który kanclerz Merkel rysowała podczas szczytu na Malcie. Chodzi o budowanie koalicji chętnych w poszczególnych kwestiach politycznych, na przykład polityki obronnej czy paktu fiskalnego. Z punktu widzenia PiS ciekawy jest wariant czwarty. Chodzi o zawężenie obszarów współpracy i skuteczniejsze współdziałanie w tych, które zostaną zaakceptowane. Problem w tym, że różne państwa mają różne interesy i odpowiadają im różne rozwiązania polityczne. Spór o to, jakie elementy polityki powinny być zeuropeizowane, a jakie pozostawione państwom wydaje się trudny do rozstrzygnięcia.
Bardzo niebezpieczne byłoby wypchnięcie Polski poza strefę Schengen i odcięcie jej od swobodnej wymiany usług i dóbr, bo to jest największa korzyść, jaką czerpiemy dziś z członkostwa.
Kluczowym pytaniem dla najbliższych miesięcy jest - na ile Polska będzie w stanie współgrać z Niemcami. Pozytywne jest to, że ostatnio widzimy ocieplenie relacji polsko-niemieckich. Co ciekawe, impulsy płyną z Berlina, a nie z Warszawy, bo Berlin jest coraz bardziej osamotniony w swoich planach.
- Jaki scenariusz uważa Pan za najbardziej prawdopodobny?
- W ostatnich tygodniach mieliśmy zaskakująco wiele nagłych zwrotów akcji. Przecież wydawało się jasne, że do Brexitu nie dojdzie, a jednak doszło. Później wszyscy oczekiwali „miękkiego stanowiska” pani premier May, ale ta usztywniła to stanowisko i w efekcie mamy „twardy Brexit”. Nikt nie spodziewał się również, że w wyborach we Francji odpadnie kandydatura Françoisa Fillona. Tymczasem ewentualna wygrana Marie Le Pen oznaczać będzie na pewno referendum w sprawie pozostania Francji w Unii Europejskiej, a nie można wykluczyć, że również Frexitu. Taki scenariusz oznaczałby koniec Unii Europejskiej, ponieważ Unia będzie istniała tak długo, jak długo funkcjonuje sojusz francusko-niemiecki. Jakby tego było mało, niebawem mamy również wybory w Holandii, których wynik również może zaskoczyć. Dodajmy do tego jeszcze reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, który w ostatnim czasie został istotnie podważony, i niespodziewane ocieplenie w stosunkach USA z Chinami. W efekcie wszystkie scenariusze rysowane w ostatnich kilkunastu miesiącach możemy wyrzucić do kosza.