Stany Zjednoczone. Trudna "pięciolatka"
Właśnie minęła pierwsza rocznica objęcia rządów przez Joe Bidena. Trudno ten okres uznać za sukces, co gorsze ten rok nałożył się na poprzednie cztery lata, które również nie jest łatwo zaliczyć do udanych.
Joe Biden był mało popularnym politykiem. Uprzednio dwukrotnie usiłował zdobyć nominację na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej i w obu przypadkach te próby zakończyły się niepowodzeniem, by nie powiedzieć klapą i w oparach skandalu. Na przykład podczas zmagań w prawyborach w 1987 r. udowodniono mu plagiaty z przemówień innych polityków, w tym Roberta i Johna Kennedych i Neila Kinnock’a.
Jego zwycięstwo w listopadzie 2020 r. w wielkim stopniu było możliwe dzięki pandemii, ponieważ pod pozorem unikania większych zgromadzeń nie odbył on typowej dla polityka kampanii wyborczej. Nie jeździł od stanu do stanu i na przykład jadł śniadania w lokalnych restauracjach ze zwykłymi ludźmi, tylko spotykał się z dziennikarzami w swojej rezydencji i tym sposobem nie był narażony na rozmowy z „szarymi” obywatelami i popełnianie przy tych okazjach typowych dla niego „gaf”.
Pupil mediów
Obecnie jako prezydent też cieszy się „ochroną” świata mediów, ale jednak od czasu do czasu musi odbywać konferencje prasowe i nie jest w stanie unikać kontrowersji . Podczas ostatniego takiego wydarzenia powiedział, że mniejsze naruszenie ukraińskiej granicy przez Rosję („niewielkie wtargnięcie”) nie spotka się z tak zdecydowaną odpowiedzią jak większa inwazja. Niby rzecz oczywista, że poważne wykroczenia będą karcone bardziej zdecydowanie od drobniejszych, ale zabrzmiało to jak zaproszenie właśnie do ataku na mniejszą skalę. Rzecznik prasowy Białego Domu, pani Jen Psaki, niezwłocznie pospieszyła z wyjaśnieniami, co pan prezydent miał na myśli.
Podobnie, 8 grudnia, nazajutrz po długiej rozmowie z Władimirem Putinem prezydent Biden oświadczył, że USA w pojedynkę nie wyślą wojsk na Ukrainę celem obrony przez rosyjskim najazdem, natomiast zwiększą swą obecność militarną we frontowych krajach NATO. Ponownie, niby oczywistość, bo z jakiego powodu Ameryka miałaby ryzykować wojnę atomową w obronie państwa w stosunku, do którego nie ma żadnych zobowiązań traktatowych, ale w polityce nikt nie gra w otwarte karty. Każdy wytrawny gracz dokłada wszelkich starań, żeby adwersarza trzymać w niepewności co do kroków, które chce podjąć.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień