Stanisława Przybyszewskiego niezwykły romans życia
„Jeśli z tego człowieka zdoła się jakiś okruch ocalić, nie będzie to zasługą jego pisania, ale żywota” - zgodnie zauważali mu współcześni.
Przypadająca w br. 90. rocznica śmierci Stanisława Przybyszewskiego i przyszłoroczne 150-lecie jego urodzin skłaniają do zaprezentowania mniej znanych i rzadko analizowanych drastycznych fragmentów wyjątkowo skomplikowanej biografii pisarza.
Stach nad Nielbą i Wełną
Urodzony 7 maja 1868 r. w Łojewie na Kujawach Przybyszewski po kilkunastu latach niespodziewanie w Wągrowcu odnalazł warunki sprzyjające kształceniu się i ujawnieniu swoich artystycznych uzdolnień. Ich nieznany dotąd ślad odnajdziemy m. in. w opracowaniach archeologicznych Łekna i Wągrowca, autorstwa jego gimnazjalnego nauczyciela Heinricha Hockenbecka, które przyszły „Meteor Młodej Polski” udokumentował swoimi rysunkami.
Równie okazałym śladem pisarza stał się jego koncert fortepianowy w auli miejscowego Królewskiego Gimnazjum Klasycznego, którego był uczniem i maturzystą (1884-1889). Tuż po tym występie muzycznym Stacha, żydowski kupiec Józef Foerder, mieszkający z żoną, trzema synami i pięcioma córkami w kamienicy wągrowieckim Rynku, zapragnął by ten uzdolniony młodzian uczył gry na fortepianie dwie jego najstarsze córki: Różę i Martę.
Odtąd Przybyszewski niemal codziennie bywał w domu kupca, z zaangażowaniem przekazując obu pannom muzyczną wiedzę. Odbywał też z nimi częste spacery nad pobliskim jeziorem Durowskim. W tym czasie ponoć podkochiwał się w Róży, ale ostatecznie dramatyczny los związał go z jej siostrą Martą.
Z Wągrowca do Berlina
Po maturze Przybyszewski wyjechał do Berlina i zaczął studiować architekturę, a potem medycynę. Z początkiem 1890 r. tu również osiadła wdowa Paulina Foerder z dziećmi, która kilka miesięcy wcześniej po śmierci męża sprzedała wągrowiecką kamienicę. Marta szybko odszukała Stacha, wiążąc się z nim do tragicznego końca. Już 22 lutego 1892 r. Marta urodziła w Berlinie Bolesława, nieślubnego syna Przybyszewskiego. Z jego matką Przybyszewski miał jeszcze dwie córki: Mieczysławę i Janinę.
Nieustannie zdradzaną, zaniedbywaną i pozbawioną środków do życia Martę, będącą w ciąży z czwartym dzieckiem, 9 czerwca 1896 r. znaleziono martwą w łazienkowej wannie. Z tego powodu Przybyszewski przez dwa tygodnie przebywał w berlińskim więzieniu śledczym.
W rok po narodzeniu syna Bolesława, Przybyszewski za pośrednictwem głośnego malarza i grafika norweskiego Edwarda Muncha poznał w Berlinie fascynującą Norweżkę Dagny Juel, którą poślubił 18 sierpnia 1893 r. Dwa lata później 28 września Dagny urodziła mu syna Zenona, a 5 września 1897 r. córkę Iwi.
Droga do Ojczyzny
W lecie 1897 r. Przybyszewski zaczął przejawiać żywe zainteresowanie okultyzmem i demonologią, które przetrwało do końca jego życia. Stach stopniowo tracił niemieckich przyjaciół, zrażonych jego kabotynizmem i wyjątkową niesolidnością. Z ochotą więc na początku 1898 r. na zaproszenie Wincentego Lutosławskiego wyjechał na kilka tygodni do Hiszpanii. W drodze powrotnej Przybyszewscy zatrzymali się w Paryżu, gdzie poznali się z Zenonem Przesmyckim, Władysławem Reymontem i Janem Lorentowiczem.
Latem tegoż roku pisarz ujawnił zamiar przeniesienia się na stałe do kraju. We wrześniu 1898 r. Przybyszewski zszedł „ze stopni bardzo trzeciej klasy” na krakowski dworzec. Tu trafił na grunt wypełniony echami berlińskiej legendy genialnego Polaka, który szokującą twórczością szopenizował język niemiecki. Mistrza, któremu szybko powierzono redakcję tygodnika „Życie”, powitała entuzjastycznie grupa młodej krakowskiej cyganerii. Był w niej m. in. Maciej Szukiewicz, autor opublikowanego w „Przeglądzie Tygodniowym” pochlebnego studium o rodaku z Łojewa. Przybyszwski wpadł w jego objęcia mówiąc: „Nie wiem, jak mam panu dziękować za jego piękny esej o mnie. Pan zdaje się był pierwszym, który mnie pojął nie jako obłąkańca, psychopatę, epileptyka, ale człowieka, który wie, co robi”.
Wkrótce Przybyszewscy zajęli ładne mieszkanko na parterze przy ulicy Siemiradzkiego, na rogu Karmelickiej, z maleńkim ogródkiem. Dostojny Kraków zachował jednak wyraźny dystans wobec szokującego gościa, bo jak wspominał Tadeusz Boy-Żeleński: „odstręczał swoją niwelacyjną beztroską o kompanię, w której przebywał, swoją ironią. Mało kto znosił tę atmosferę”. Poza Zenonem Przesmyckim i Janem Kasprowiczem nie uznawał wówczas właściwie nikogo. Przeciwnie, bezceremonialnie przewracał zastane reputacje, z pasją stwarzał nowe.
Sławne dzieci
Obok córki Stanisławy, którą Przybyszewskiemu urodziła lwowska malarka Aniela Pająkówna, znaczące miejsce zajął syn Zenon, urodzony 28 września 1895 r. przez żonę Dagny. To on, jako dziecko słuchając smutnych melodii granych przez nią, zapytał: „Mamo, jakimi łzami ty płakałaś?”.
Po tragicznej śmierci matki w dalekim Tyflisie Zenon znalazł opiekę na dworze Pytlińskich w Arkadii koło Łowicza. Dziesięcioletniego Zenona adoptowała mieszkająca w Szwecji rodzina Dagny. Odtąd używał on nazwiska Przybyszewski - Westrup. Znakomicie wykształcony wieloletnią karierę dyplomatyczną rozpoczął już w 1919 r. w Paryżu. Sześć lat później na krótko przywiodła go ona
także do Warszawy, ale nawet i wtedy nie spotkał się z ojcem. Ostatni raz widzieli się w 1903 r. w podłowickiej Arkadii.
W 1975 r. Zenon Przybyszewski-Westrup, który już w szkole publicznie przypominał: „Nie jestem Szwedem z pochodzenia”, opublikował w Sztokholmie bestselerową książkę „Jag har varit i Arkadien” (”Byłem w Arkadii”), opisując w niej dzieje swej rodziny, tragiczne losy pięknej matki i historię jej małżeństwa. Jego żoną była Anna Margaret de Geer, córka ówczesnego premiera Szwecji. Zenon Przybyszewski-Westrup zmarł w wieku 93 lat w duńskim Middelfart.
Widoczny ślad pozostawił także Bolesław Przybyszewski, syn Stanisława i Marty Foerder, urodzony 22 lutego 1892 r. w Berlinie. Po samobójczej śmierci matki, Bolesława w 1897 r. przygarnęli dziadkowie Józef i Dorota Przybyszewscy, wywożąc go z Berlina do Łojewa na Kujawach, a potem do Wągrowca. W 1910 r. Bolesław poznał swą najmłodszą siostrę Janinę, która po ukończeniu szkoły podstawowej opuściła berliński sierociniec i na wakacje przyjechała do Wągrowca. Rodzeństwo połączyła silna więź uczuciowa.
Od dzieciństwa Bolesław przejawiał nieprzeciętne uzdolnienia muzyczne, wolne chwile spędzając przy fortepianie i w okolicznych dworach. Podobnie jak ojciec, ukończył wągrowieckie gimnazjum, w którym uczył się od 1905 r., ale z braku środków nie mógł podjąć studiów w berlińskim konserwatorium. W 1912 r. Bolesław wyjechał do Warszawy, gdzie dzięki pomocy Laury Pytlińskiej, córki Marii Konopnickiej, jego talentem zainteresowali się znakomici muzycy. W tym czasie materialnie wspomagała go też znana ziemianka spod Wągrowca Anna Moszczeńska. Rok później Bolesław został kierownikiem muzycznym teatrzyku „Miniatury”.
Po internowaniu w 1914 r. ostatecznie trafił do Orenburga, gdzie w 1918 r. poślubił Emilię Niddeker, córkę wpływowego rosyjskiego generała. Uczestniczył w Rewolucji Październikowej, a w 1929 r. już jako profesor został rektorem moskiewskiego Konserwatorium. Aresztowany w 1933 i 1937 r. Stracony 21 sierpnia 1937 r. w Moskwie, a w 1956 r. zrehabilitowany.
W pamięci potomnych
Dziś nie brak takich, którzy pamięć o Stanisławie Przybyszewskim pełniej kojarzą ze sposobem życia niż z jego twórczością, zresztą w większości w języku niemieckim. Książką „Moi współcześni”, napisaną w języku ojczystym, pragnął wydobyć siebie z zapomnienia, ocenić, wyjaśnić, wytłumaczyć. W opinii swoich zwolenników, był bożyszczem, gwiazdą pierwszej wielkości, wywierał wpływ, kształtował prądy, zmieniał oblicze literatury. „Nigdy nie przestanę uważać Stanisława Przybyszewskiego za mistrza” - pisał Stanisław Brzozowski, a zdaniem Karola Irzykowskiego „Rewolucja, jaką zainicjował Przybyszewski, była podniesieniem zasłon w pokoju zmarłego. Artur Górski zaś twierdził, że Dla literatury powszechnej więcej niż Sienkiewicz znaczy Przybyszewski.”
Ale słowom uznania towarzyszą opinie krańcowo odmienne. Po lekturze „Moich współczesnych” krytyk napisał: „Niewiedza kojarzy się tu z zahamowaniem zdolności myślenia, głupstwo z przesądem. Popisy kulawej erudycji towarzyszą kompletnej ignorancji.” Wiele lat później Janusz Wilhelmi nie zgadzał się, by: „Padać plackiem przed osobistością, wobec której każdy galicyjski dziennikarz był potęgą intelektu.”
Inni analitycy życia i pisarskich dokonań Przybyszewskiego dość zgodnie zauważali: „Jeśli z tego człowieka zdoła się jakiś okruch ocalić, nie będzie to zasługą jego pisania, ale żywota. Zabiło go odrzucenie praw rzeczywistości, zabiła go maniera, sztampa myśli i przeżyć, ośmieszająca, groteskowa i nie uleczona.” I wreszcie spostrzeżenie podsumowujące: „Z wszystkich powieści udał się Przybyszewskiemu jeden tylko romans: smutny, lecz godny pamięci i refleksji- romans własnego życia.”
Stanisław Przybyszewski zmarł nagle na serce 23 listopada 1927 r. w Jarontach. Meteor Młodej Polski, spoczął na skraju bardzo dziś zadbanego cmentarza w Górze k. Inowrocławia.