Jerzy Filipiuk

Srebrna dziewczyna spod Brzeska i jej kręta droga do medalu w Tokio

Jolanta Ogar-Hill (po prawej) z Agnieszką Skrzypulec zdobyły dla Polski srebrny medal w wyścigu żeglarskim w klasie 470 Fot. Paweł Relikowski Jolanta Ogar-Hill (po prawej) z Agnieszką Skrzypulec zdobyły dla Polski srebrny medal w wyścigu żeglarskim w klasie 470
Jerzy Filipiuk

Historia dziewczyny spod Brzeska jest niesamowita. Jolanta Ogar-Hill (Hill to po żonie, hiszpańskiej reżyserce) najpierw trenowała siatkówkę. Potem parkiet zmieniła na jacht, a jeszcze później - Polskę na Austrię. Wróciła jednak do polskiej kadry. I całe szczęście, bo razem z Agnieszką Skrzypulec właśnie zdobyły dla nas olimpijskie srebro.

Ma 39 lat, urodziła się w Brzesku, ale mieszkała przez wiele lat - i do dziś jest zameldowana - w pobliskiej Łysej Górze. Jolanta Ogar-Hill właśnie w swym trzecim olimpijskim występie zdobyła pierwszy - srebrny - medal w żeglarstwie w klasie 470.

Sięgnęła po niego razem z 32-letnią Agnieszką Skrzypulec ze Szczecina. Tą samą, z którą debiutowała w igrzyskach w 2012 roku w Londynie, i z którą cztery lata później na olimpiadzie w Rio de Janeiro... rywalizowała jako reprezentantka Austrii.

Ale sportowa historia Ogar jest nietypowa także z innego powodu.

Z parkietu do łodzi

Sportem interesowała się od dziecka. Lubiła ruch na świeżym powietrzu: biegać, skakać, wchodzić na drzewa, brała udział we wszelkich szkolnych zawodach sportowych. Sport ma w genach, po rodzicach. Jej mama Elżbieta jeździła na nartach, tata Wiesław także, lubił też pływać.

- Ja się boję wody, ale z Jolą popłynęłabym na koniec świata - mówi nam pani Elżbieta.

W Łysej Górze przyszła medalistka olimpijska skończyła szkołę podstawową i technikum hotelarskie. - Bardzo chciała pójść do szkoły sportowej, ale ta mieściła się w Krakowie. Bałam się dużego miasta, do którego miałaby pójść młoda dziewczyna ze wsi. Wybrała technikum za moją namową. Nie sądziłam, że aż tak mocno chce się związać ze sportem - przyznaje pani Elżbieta.

Jej córka w końcu zgłosiła się do trenera siatkarek Gryfa Brzesko, zapewniając go, że będzie ciężko pracować na treningach, by dorównać najlepszym.

Słowa dotrzymała.

Siatkówkę uprawiała ponad 10 lat - w I i II lidze, najpierw w Gryfie, potem w Sandecji Nowy Sącz, a następnie w Armaturze Kraków. Była lewą atakującą. Mając 178 cm wzrostu, na wielką karierę nie mogła jednak liczyć.

Jej życie całkowicie zmienił wyjazd w 2006 roku na badania do znakomitej poznańskiej kliniki Rehasport.

- Mój przyjaciel fizjoterapeuta, potem pracujący z siatkarkami Wisły, miał dobrego znajomego w Rehasporcie - opowiadała nam w 2013 roku Ogar. - Zaproponował mi, bym po sezonie pojechała do kliniki. Byłam tam razem z ówczesną koszykarką Wisły Natalią Trafimawą (Białorusinką urodzoną w... Mongolii). Badał mnie lekarz reprezentacji Polski w żeglarstwie Witold Dudziński, który stwierdził, że mam idealne parametry do żeglowania i zaproponował zmianę dyscypliny - ciągnęła.

I tak, nagle, w wieku 23 lat, nie mając pojęcia o żeglarstwie, siatkarski parkiet (18 metrów na 9 metrów) zamieniła na jacht (4,7 metra na 1,68 metra).

Została załogantką najlepszej wówczas polskiej sterniczki w klasie 470, mistrzyni Europy i świata juniorek w 2001 roku, uczestniczki ME, MŚ i PŚ, swej rówieśniczki Katarzyny Tylińskiej z Mrągowa, która razem z klubowym trenerem z AZS AWFiS Gdańsk, Robertem Janeckim, uczyła ją żeglarstwa od podstaw.

Podobny precedens zdarzył się kilkanaście lat wcześniej na Ukrainie, gdy żeglarką została koszykarka Olena Pacholczyk. I z Rusłaną Taran zdobyły brązowy medal olimpijski w klasie 470 w 1996 roku w Atlancie! Polski Związek Żeglarski i gdański klub zaakceptowały pomysł ze sportowym przekwalifikowaniem siatkarki. Ogar żeglowała z Tylińską przez trzy lata, ale nie udało się im zakwalifikować do igrzysk w Pekinie w 2008 roku.

Za to w 2008 roku Ogar została załogantką o siedem lat młodszej, ale o wiele dłużej żeglującej Agnieszki Skrzypulec (SEJK Pogoń Szczecin), startującej do tej pory w klasach Optimist, Laser 4.7 (w 2006 roku została mistrzynią Europy i świata juniorek) oraz Laser Radial (wcześniej trenowała taniec, uprawiała aikido i grała w piłkę nożną).

Zdobywały tytuły mistrza Polski, startowały w MŚ (31. miejsce w Perth w 2011 roku, 20. w Barcelonie rok później), plasując się na wysokich miejscach w Pucharze Świata i Europy.

Mama Jolanty w rozmowie z nami nie kryje wzruszenia: moja córka zdobyła w Tokio srebro, ale smakuje jak złoto

Nie było już chemii

W 2012 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie zajęły dwunastą lokatę. - Mam lekki niedosyt, bo pierwsza dziesiątka była w naszym zasięgu - Ogar oceniała w 2013 roku swój start. - Jednak jestem zadowolona z uzyskanego wyniku, bo pokonałyśmy wiele dziewcząt, które w Pucharze Świata były przed nami. Polski Związek Żeglarski stawia zadania wynikowe. Uznał, że jak będziemy w pierwszej piętnastce, będzie dobrze. Było dwunaste miejsce, równie dobrze mogło być dziewiąte. Nie było przepaści. Zabrakło centymetrów...

I dodawała: - To bardzo dobra lekcja na przyszłość. Jestem bogatsza o doświadczenia. Okazało się, że potrafię się zmobilizować, ogrom igrzysk mnie nie przeraził, poradziłam sobie z presją. Wynik jest dobry, ale nie bardzo dobry, bo na igrzyska jedzie się po medal. Mam zamiar jechać po niego do Rio de Janeiro.

Po raz ostatni ze Skrzypulec wystartowała we wrześniowych MP. Potem zakończyły wspólne żeglowanie. Już je rozpoczynając, ustaliły, że będą razem pływać przez cztery lata, właśnie do Londynu. Dopiero potem miały zdecydować, co dalej. I podjęły decyzję o rozstaniu.

- Przebywałyśmy 280 dni w roku poza domem. Spędzałyśmy ze sobą więcej czasu niż małżeństwa. Znaleźć dwie osoby, które potrafią tak długo dogadywać się ze sobą, być wsparciem dla siebie, jest trudno. Nasza współpraca była bardzo dobra, cenię ją sobie i szanuję. Po igrzyskach zabrakło jednak chemii między nami, potrzebowałyśmy pewnego bodźca, żeby się rozwijać, żeby nie mieć poczucia, że stoimy w miejscu. Obie jesteśmy profesjonalistkami. Rozstałyśmy się w zgodzie. Nie było między nami zgrzytów, kłótni, spotkałyśmy się na zawodach - wyjaśniała nam przed ośmiu laty.

Telefoniczna oferta

Ogar uznała, że w polskim światku żeglarskim poza Skrzypulec nie było sterniczki, z którą mogłaby osiągać kolejne sukcesy.

Jej los odmienił telefon z Austrii, gdzie szukano załogantki. Zaproponowano jej zmianę barw.

Po wahaniach Ogar wyraziła zgodę. Rozmawiała o tym z Polskim Związek Żeglarskim. Odniosła wrażenie, że z jednej strony PZŻ nie pochwala jej decyzji, z drugiej - nie ma pomysłu, by ją od niej odwieść.

- Związek nie jest nią zachwycony, ale mam nadzieję, że mnie rozumie - mówiła nam wówcza. - Nie mam z kim współpracować na takim poziomie, na jakim bym chciała. Możliwości mojego rozwoju nie były takie, jakie mam w Austrii - twierdziła Ogar. - Podjęłam ogromne ryzyko po raz drugi. Ale się opłaciło.

- Ja zawsze będę Polką, zawsze sercem będę w swej ojczyźnie. Nie zmienię przecież swojego miejsca urodzenia. Nadal będę reprezentować swój region i kraj, tylko już pod inną banderą. Bardzo żałuję, że musiałam podjąć taką decyzję. Broniłam się przed nią rękami i nogami, jest mi przykro, ale zrobiłam to, by móc się rozwijać sportowo – podkreślała przed laty.

Po jakimś czasie miała już za sobą wiele występów i... okres rozterek związanych ze zmianą barw.

- Skoro my, Polacy, znaleźliśmy się w Unii Europejskiej, to jesteśmy obywatelami Europy - opowiadała. - Dlatego nie czuję dyskomfortu zmiany barw, zresztą są one podobne (czerwono-biało-czerwone), tylko orzełek nie jest biały (jest czarny). Mieszkam tam, gdzie jest moja walizka. Tak dużo podróżuję po świecie, że gdy wracałam do Europy i lądowałam we Frankfurcie nad Menem, to cieszyłam się, że w końcu jestem w domu - przyznawała Ogar w rozmowie.

Jej partnerką w łódce została zaledwie 18-letnia Lara Vadlau z Klagenfurtu, która miała już jednak na koncie wiele sukcesów w innych klasach, m.in. w 2010 roku wygrała młodzieżowe igrzyska olimpijskie w Singapurze, w 2012 triumfowała w MŚ juniorów w Zadarze (oba zwycięstwa w klasie 420), a w IO w Londynie zajęła 20. miejsce (w klasie 470).

- To niesamowity talent. Znam ją od dwóch lat, bo startowała także z seniorkami. Bardzo dobrze się nam współpracuje - zaznaczała przed laty Ogar.

Morze może niepotrzebne

Nie dziwiła się, że tak świetne wyniki w żeglarstwie osiągała Austriaczka - reprezentantka kraju, który nie ma dostępu do morza czy oceanu.

- W polskim morzu pływam tylko dwa tygodnie w roku. A większość czasu i tak spędzam poza krajem - wyjaśniała kilka lat temu.

Pierwszy wspólny sukces z młodziutką Austriaczką odniosła w debiutanckim starcie - w grudniu 2012 roku w Palamos (Hiszpania), gdzie wygrały regaty Christmas Race (PŚ drugiej kategorii).

W styczniu 2013 roku w Miami w otwartych mistrzostwach Ameryki Północnej także zwyciężyły, a w PŚ zajęły czwarte miejsce.

- To był nasz pierwszy start w Pucharze Świata. Śmiałyśmy się, że pechowy (startowały trzynastego), bo co wyścig, to kłopoty ze sprzętem. Nie ukończyłyśmy trzech wyścigów z dziesięciu, ale udało się nam wygrać wyścig medalowy, w którym startuje dziesięć najlepszych załóg i który jest podwójnie punktowany, dzięki czemu awansowałyśmy z ósmego na czwarte miejsce - wspominała.

W 2013 roku w mistrzostwach świata w La Rochelle (Francja) zdobyły srebrny, a w mistrzostwach Europy w Formii (Włochy) - brązowy.

- Pierwszy rok po igrzyskach jest zawsze traktowany raczej ulgowo, nie ma presji wyniku. Teoretycznie łatwiej jest więc o medal - mówiła.

Jej trenerem był Amerykanin John Morgan, który podczas igrzysk w Londynie prowadził z dużymi sukcesami ekipę gospodarzy. - Jest bardzo szanowany na świecie - podkreślała. Współpracę z nim rozpoczęła właśnie na Majorce.

Ze współpracy z Austriackim Związkiem Żeglarskim Ogar była bardzo zadowolona. - Najbardziej podoba mi się szacunek, jakim darzy się żeglarzy. To związek jest dla nich, a nie odwrotnie. Otrzymywaliśmy pomoc z każdej strony. Jeśli są problemy logistyczne czy inne, działacze robią wszystko, by odciążyć od nich zawodników. Bardzo ważną rolę odgrywa dyrektor sportowy związku, który przyjeżdża na zgrupowania, jeździ na zawody, pomaga nam w wielu sprawach - opowiadała w 2013 roku.

W czerwcu 2014 Ogar uzyskała obywatelstwo austriackie. Miesiąc później w Santander razem z Vadlau zdobyły mistrzostwo świata, a w kolejnym - w Atenach - mistrzostwo Europy. Za te sukcesy otrzymały w Austrii nagrodę „zespołu roku”. W 2016 roku w Palmie na Majorce ponownie sięgnęły po złoto ME, ale w najważniejszej imprezie - IO w Rio de Janeiro - im się nie powiodło.

I doszło do rozstania.

Potrójny powrót

Ogar wróciła do kraju, polskiej kadry i... duetu ze Skrzypulec.

Reprezentowała najpierw barwy Wojskowego Zespołu Sportowego Gdynia, a potem (do dziś) Uczniowskiego Klubu Żeglarskiego Wiking Toruń. W 2017 roku w Monako razem ze Skrzypulec wywalczyły brąz ME. Rok później w tej samej imprezie w San Remo były czwarte, a w kolejnym w Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych - pierwsze.

W Mistrzostwach Świata wiodło się im różnie. W 2019 roku w Enoshimie (Japonia) były siódme, a w 2021 roku w Vilamoura (Portugalia) szóste - podobnie jak w ME w Hyeres (Francja).

Przed igrzyskami w Tokio wielki pech dopadł Skrzypulec, która w czerwcu 2020 roku miała wypadek na rowerze. Przez kilka miesięcy przechodziła intensywną rehabilitację, do łódki wsiadła dopiero w październiku 2020 roku.

Potem szybko obie musiały nadrabiać stracony czas. Zdążyły.

Podczas igrzysk w Tokio przez pewien czas zajmowały pierwsze miejsce w swojej konkurencji, potem spadły na drugie i trzecie miejsce, ale ostatecznie sięgnęły po srebro.

Szczęście i duma

- To niesamowite być mamą takiej córki. Jej srebro smakuje jak złoto. Nie oglądałam ostatniego wyścigu, bo byłam w pracy, ale miałam informacje na bieżąco, co się dzieje, a poza tym mąż mi nagrywał występ Joli. Jej wcześniejsze starty śledziłam w Internecie – mówi pani Elżbieta.

W bogatym życiorysie Ogar nie brakło rodzinnych tragedii.

W 2003 roku na wylew krwi do mózgu zmarł jej 23-letni brat Szymon, który interesował się rajdami samochodowymi, brał udział w lokalnych zawodach. W 2007 roku odszedł z kolei jej ukochany tata Wiesław, któremu dwa lata wcześniej wykryto raka.

Jej mama w 2016 roku wyszła ponownie za mąż za Mirosława (poznali się przez 11 laty), który też interesuje się sportem, był wicemistrzem Polski juniorów w boksie. Ma on córkę i syna, którzy mieszkają w Krakowie i Irlandii.

- Jola traktuje go jak swojego tatę – podkreśla pani Elżbieta.

Dotyk w kafejce

Żeglarka z Łysej Góry jest jedną z pierwszych osób, które wsparły kampanię „Sport Przeciw Homobofii”, sprzeciwiając się nietolerancyjnym zachowaniom wobec osób LGBT.

Nie kryje, że sama jest osobą homoseksualną. Wyznała, że własną seksualność odkrywała do 24 roku życia. W końcu wyznała rodzicom, że jest lesbijką. Mama zaakceptowała to od razu, tata po pewnym czasie.

W czerwcu 2018 roku Ogar zalegalizowała związek z pochodzącą z Majorki (tam też odbył się jej ślub) reżyserką, która kiedyś też żeglowała (w różnych klasach), Esperanzą Hill. Poznały się niespełna pięć lat wcześniej, gdy pół Hiszpanka, pół Brytyjka przyjechała na Majorkę, by zrealizować film dokumentalny na temat regat Princessa Sofia.

Ogar była wtedy aktualną mistrzynią świata, ale nie startowała, gdyż jej partnerka z łódki miała kontuzję.

- Zaczęłam jej mówić, dlaczego nie chcę udzielać wywiadu. Wtedy ona położyła swoją rękę na mojej dłoni. To było coś wyjątkowego, coś, co mnie sparaliżowało - tak wspominała spotkanie z Hill w kafejce w porcie.

Hill mieszkała wtedy w Los Angeles. Z reżyserką ponownie spotkały się osiem miesięcy później w podczas Pucharu Świata w Anglii.

- Podeszłam i obie wpadłyśmy w sobie ramiona, w taki sposób jakbyśmy się znały bardzo dobrze i bardzo długo. Tak jakbyśmy była bardzo za sobą stęsknione. Wiedziałam, że wpadłam. Od tego momentu jesteśmy nierozłączne - opowiadała (oba cytaty za portalem natemat.pl).

Jerzy Filipiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.