Prace nad przepisami, które mają nałożyć na producentów obowiązek wytwarzania trwalszych urządzeń, już są w toku. Dzięki nim sprzęty gospodarstwa domowego nie tylko mają „żyć” dłużej, ale też być naprawialne.
Pralka działająca tylko do pierwszego wirowania? A lodówka do pierwszego rozmrażania? To już standard, że całe wyposażenie domowe zaczyna „padać” tuż po wygaśnięciu gwarancji. Wkrótce ma się to jednak zmienić. Z uwagi nie tylko na rosnące niezadowolenie konsumentów, ale i góry elektrośmieci Unia Europejska zamierza wymusić na producentach wytwarzanie trwalszych, a przede wszystkim dających się naprawiać sprzętów. Prace nad nowymi przepisami już się rozpoczęły. Ich kształt poznać mamy w kwietniu.
Eksperci przyznają, że mimo dostępu do nowoczesnych technologii, pozwalających dziś na produkcję bezawaryjnych, „wiecznych” urządzeń w pogoni za zyskiem wybiera się materiały gorszej jakości i tworzy „jednorazówki”.
Serwisanci załamują ręce
- Ciekawie przedstawia się sprawa jakości elektrycznych bojlerów do ciepłej wody. Montuję te urządzenia od lat i takiego dziadostwa, jakie teraz jest na rynku, jeszcze nie spotkałem. Bez względu na markę wszystkie bojlery padają krótko po gwarancji, nieliczne tuż przed jej końcem. Oczywiście, warunkiem gwarancji jest wymiana anody magnezowej co 18 miesięcy, ale nikt z moich klientów tego nie robi, więc gwarant umywa ręce. Czyli wina klienta? Zdecydowanie nie! Bojlery znanej niegdyś firmy z Mysłowic działają nawet do dzisiaj, czyli ponad 15-20 lat, i w żadnym z nich nie było anody magnezowej. Dlaczego kiedyś można było wyprodukować emaliowany bojler działający przez tyle lat, a teraz żaden producent tego nie potrafi? - czytamy na jednym z technicznych forów.
Odpowiedź znajdujemy tuż poniżej
Powodem psucia się elektroniki jest złe spoiwo używane do lutowania. Dopóki było używane spoiwo ołowiowe (60 proc. cyny i 40 proc. ołowiu), to nie było mowy o szybkim „padaniu” pralek, komputerów, telewizorów, czajników. Dziś do produkcji sprzętów RTV AGD używa się cyny z dodatkiem srebra lub miedzi, bez ołowiu. I tu jest pies pogrzebany. Do lutowania najlepsze jest spoiwo ołowiowe. Taki lut jest wieczny i można go jedynie zniszczyć mechanicznie, wyłamując. Spoiwo bezołowiowe już na samym etapie lutowania jest gorsze, wymaga wyższej temperatury rozpływu, co przy niektórych wrażliwych elementach, takich jak procesory czy bezpieczniki, daje bardzo małą granicę między „już przylutowane i jeszcze nieprzegrzane” - pisze na tym samym forum elektronik, który w serwisie RTV AGD przepracował ponad trzydzieści lat.
Powodem psucia się elektroniki jest złe spoiwo używane do lutowania. Dopóki było używane spoiwo ołowiowe (60 proc. cyny i 40 proc. ołowiu), to nie było mowy o szybkim „padaniu” pralek, komputerów, telewizorów, czajników.
Maszyny jednak gorsze
Zdaniem specjalistów z zakresu elektroniki, telekomunikacji i informatyki z Politechniki Gdańskiej, szkopuł polega też na tym, że kiedyś przy produkcji pracowali ludzie, a teraz - maszyny.
- Dzisiaj produkcja sprzętów RTV AGD jest w dużym stopniu zautomatyzowana, część z nich wytwarzana jest przez maszyny, bez udziału ludzi. Kiedyś pralki czy lodówki produkowane były metodą rzemieślniczą. Trzeba było więcej za nie zapłacić, bo wykorzystywano lepszej jakości materiały, ale za to ich „żywotność” też była znacznie dłuższa - przyznaje prof. dr hab. inż. Stanisław Szczepański, ekspert ds. elektroniki na Politechnice Gdańskiej.
Przypadek? Nie sądzę!
Badania unijnej komisji wykazały, że dzisiejsze sprzęty gospodarstwa domowego odmawiają posłuszeństwa średnio o trzy lata szybciej niż jeszcze dekadę temu.
- W ubiegłym roku urządzałam mieszkanie. Wszystkie sprzęty kupowałam nowe: pralkę, lodówkę, piekarnik, zmywarkę. Mimo to zdecydowałam się je dodatkowo ubezpieczyć - na kwotę wyższą niż całe mieszkanie. Namawiali mnie do tego sami sprzedawcy w sklepach RTV AGD. Ostrzegali, że teraz wszystko szybko się psuje, bo producenci na czymś zarabiać muszą, więc warto przedłużyć za dodatkową opłatą gwarancję. Nie żałuję. Teraz nie muszę się martwić, że jak po dwóch latach zepsuje mi się np. zmywarka, będę musiała wydawać ponad tysiąc złotych na nową. W ramach wykupionego ubezpieczenia zostanie mi ona wymieniona - mówi Karolina Jabłonowska, mieszkanka Gdańska Południa.
Coraz częściej i coraz głośniej mówi się o tym, że postarzanie elektronicznych urządzeń jest celowym zabiegiem producentów w celu napędzania konsumpcji. Zdaniem specjalistów, przy dzisiejszej technologii możliwe jest zastosowanie różnych sztuczek.
- W przypadku urządzeń cyfrowych producenci mogą pewne elementy programować w taki sposób, by przestawały działać w konkretnym momencie. Mogą też kontrolować jakość najsłabszego elementu całego urządzenia. A najsłabszy element decyduje o długości życia urządzenia. Przy dobrej kontroli, jeśli urządzenie ma gwarancję na rok, zepsuje się po roku i dwóch miesiącach. Producentom na tym zależy. Choć trudno ich na tym przyłapać, można przypuszczać, że do tego typu sytuacji dochodzi - przyznaje w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” prof. dr hab. inż. Janusz Smulko z Katedry Metrologii i Optoelektroniki na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki na Politechnice Gdańskiej.
W przypadku urządzeń cyfrowych producenci mogą pewne elementy programować w taki sposób, by przestawały działać w konkretnym momencie. Mogą też kontrolować jakość najsłabszego elementu całego urządzenia.
W obronie producentów
- Umyślne postarzanie sprzętów to mit - przekonują z kolei przedstawiciele Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego i podają przy tym konkretne argumenty.
- Nic tak obecnie nie pomaga albo nie szkodzi w sprzedaży danego urządzenia danej marki jak opinia o marce. Żaden producent nie zaryzykowałby takiego strzału w kolano, żeby specjalnie psuć swoje sprzęty, bo zła opinia o jego sprzętach rozniosłaby się w mediach społecznościowych lotem błyskawicy. Żaden konsument już by ich nie kupił - wyjaśnia Michał Kanownik, prezes ZIPSEE.
Ponadto, zdaniem przedstawicieli związku producentów, nie ma możliwości, aby spisek o celowym skracaniu „życia” urządzeniom RTV AGD nie wypłynął, chociażby na Twitterze czy Facebooku. Skoro do tej pory nikt go nie udowodnił, to należy przyjąć, że po prostu go nie ma. - Co więcej, producenci zbyt dużo pieniędzy inwestują w centra badawczo-rozwojowe, projektowanie trwalszych baterii, szukanie bardziej wydajnych, efektywnych materiałów, surowców, wytwarzanie bardziej energooszczędnych urządzeń, aby na własne życzenie tę pracę marnować. Trudno mi znaleźć racjonalny powód, dla którego proceder ten miałby mieć miejsce. Mamy tu do czynienia z sianiem niepotrzebnej paniki na rynku - mówi dalej Kanownik.
Jak to więc możliwe, że kiedyś wyposażenie domowe kupowało się na lata, a dziś działa zaledwie przez okres gwarancyjny?
- Sprzęt, który produkowany był kilkadziesiąt lat temu, był sprzętem prostym, ciężkim, nie było w nim wielu elementów, które mogłyby się zepsuć, co najwyżej mógł się przepalić silnik we frani. Współczesne sprzęty są niezwykle skomplikowanymi urządzeniami, są dużo mniejsze, lżejsze, mają wiele funkcji, a co za tym idzie - coraz więcej jest w nich elementów, które mogą ulec usterce - tłumaczy Kanownik.
Jaki jest pomysł Unii?
Każdego roku państwa Unii Europejskiej generują średnio 15 milionów ton elektroodpadów. Parlament ma dość i proponuje zamianę zasady „użyj i wyrzuć” na „użyj-napraw-użyj ponownie”. W tym właśnie celu chce zmusić producentów do wytwarzania naprawialnych sprzętów. Z tym dzisiaj jest problem, choćby ze względu na brak części do starszych modeli. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, firmy tworzące elektroniczne urządzenia będą musiały określać ich przewidywaną wytrzymałość np. na specjalnych etykietach oraz udostępniać części zamienne przynajmniej przez dziesięć lat od momentu zakupu produktu przez konsumenta.
Europosłowie proponują też m.in. przedłużenie okresu gwarancji oraz wprowadzenie nowych przepisów gwarancyjnych, które nie będą pozbawiać klientów wszystkich praw gwarancyjnych tuż po jednorazowej naprawie.
Swoje uwagi do raportu Komisji ds. Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów europosłowie mogą zgłaszać jeszcze do 14 kwietnia.
- Obawiam się, że unijne dyrektywy będą się miały nijak do realiów. Trzeba wziąć pod uwagę to, że sprzęt jest w różny sposób użytkowany, bardziej odpowiedzialnie lub mniej, przechowywany jest w lepszych lub gorszych warunkach, co też ma wpływ na jego stan. Pamiętajmy też o tym, że jeśli zapisy pójdą zbyt daleko i np. nałożą na producentów dodatkowe obowiązki czy koszty, to ceny sprzętów pójdą w górę - ostrzega prezes ZIPSEE.