Nie bez powodu mówi się o nim „imperator puszcz”. W Europie nie ma potężniejszego zwierza. 55 lat temu, po długiej nieobecności, żubry wróciły w Bieszczady. Dziś żyje tu największe i najdziksze górskie stado na świecie.
Żyły w Bieszczadach jeszcze w okresie średniowiecza. Potem ludzie wyparli je w głąb gór.
- Ostatni żubr w Karpatach, co wiemy z zapisków, był widziany z początkiem XIX wieku na terenie Rumunii - opowiada Edward Marszałek, leśnik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, współautor książki „Żubry z krainy połonin”.
Osobnik został schwytany i przewieziony do cesarskiego zwierzyńca w Wiedniu.
- I od tej pory przez prawie 150 lat w naszych górach żubra na pewno nie było - mówi Marszałek.
Pomysł przywrócenia obecności w Bieszczadach największych lądowych ssaków na kontynencie europejskim pojawił się w latach 60. ubiegłego wieku. To wtedy stadom hodowlanym w małopolskich Niepołomicach i w śląskiej Pszczynie zaczęły zagrażać choroby, żubry masowo padały.
- Postanowiono zrobić coś, co dziś nazywamy dywersyfikacją - uśmiecha się Edward Marszałek. - Czyli przesiedlić część zdrowych osobników w odległe Bieszczady, żeby przeciąć łańcuch chorób zakaźnych. Lokalizacji było kilka.
W dalszej części przeczytasz:
- dlaczego akurat na nową siedzibę żubrów wybrano dolinę Wołosatki
- jak przeżyły pierwszą zimę
- o Pulpicie, któremu nie spodobały się Bieszczady i ruszył na samotną wędrówkę
- jak to żubry stały się atrakcją turystyczną
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień