Sprawa Ziętary: „Porwanie zlecił Gawronik, a Mariusz Ś. był podwykonawcą”. Tak zeznawał ochroniarz Marek Z. z Elektromisu, ale się wycofał
- Gawronik mówił podczas spotkania w Elektromisie, że nie chodzi o wpier… dla dziennikarza Ziętary, ale że trzeba go skutecznie uciszyć. Jestem przekonany, że to Gawronik zlecił porwanie, w którym uczestniczyli ludzie Mariusza Ś. - tak w śledztwie krakowskiej prokuratury zeznawał Marek Z., były ochroniarz z Elektromisu. Jednak na środowej rozprawie zaprzeczał, by tak mówił. Twierdził, że jego wcześniejsze zeznania spreparowano.
Dziennikarz „Gazety Poznańskiej” Jarosław Ziętara zniknął 1 września 1992 roku. Ciała nigdy nie odnaleziono. Zdaniem krakowskiej prokuratury jego zabójstwo zlecił Aleksander Gawronik, a w porwaniu uczestniczyli trzej ochroniarze z Elektromisu o pseudonimach „Ryba”, „Lala” i „Kapela”. Ziętara, zdaniem śledczych zginął dlatego, że zbierał informacje o przekrętach poznańskich biznesmenów.
Czytaj więcej:Sprawa Ziętary: byli ochroniarze "Ryba" i "Lala" nie przyznają się do winy. Jakie mają alibi?
Wspomniany "Kapela" zginął w dziwnych okolicznościach wiele lat temu. Dwaj pozostali byli ochroniarze żyją i mają proces.
Kolejna rozprawa przeciwko „Rybie” i „Lali” odbyła się w środę w poznańskim Sądzie Okręgowym. Jedynym świadkiem, którego przesłuchano w środę w sądzie, był Marek Z. W śledztwie krakowskiej prokuratury ws. Ziętary poruszał tak istotne kwestie, że nadano mu wówczas status świadka incognito.
Porwanie Ziętary: "Gawronikowi towarzyszyli ludzie ze Wschodu"
W sprawie zbrodni na Ziętarze, Marek Z. złożył pierwsze zeznania w kwietniu 2013 roku. Odbywał wówczas karę pozbawienia wolności. Twierdzi, że siedział „za mandaty”. Wiadomo, że trafił za kratki za oszustwa.
Sprawdź: Sprawa Ziętary: Marek Z. składał już zeznania podczas procesu Aleksandra Gawronika
Na pierwszym przesłuchaniu w 2013 roku Marek Z. przedstawił się jako były poznański bokser. Potem został cinkciarzem spod Pewexu, od którego w latach 80. twórca Elektromisu Mariusz Ś. kupował walutę oraz takie towary deficytowe, jak na przykład kawa. W 1990 roku Marek Z. poprosił dawnego znajomego o pracę. I tak został w Elektromisie specjalistą od windykacji. Poza tym ściągał ludzi do ochrony firmy Mariusza Ś. Później, za sprawą interesów z Mariuszem Ś., został nawet właścicielem gazety „Poznaniak”. Zostawił ten biznes w 1994 roku, kiedy po raz pierwszy został aresztowany, za oszustwo w tzw. aferze cukrowej.
Z kilku zeznań ws. Ziętary, które Marek Z. składał od 2013 roku, wyłaniał się taki obraz sprawy.
- Sądzę, że porwanie Ziętary zlecił Aleksander Gawronik, a Mariusz Ś. był jedynie podwykonawcą, to znaczy jego ludzie "Ryba", "Lala" i "Kapela" brali udział w uprowadzeniu. I Gawronik, i Mariusz Ś. dobrze się znali. Gawronik przyjeżdżał do Elektromisu, pożyczał pieniądze od Mariusza Ś. Jednocześnie Gawronik miał kontakty wśród polityków. Pamiętam, że w 1992 roku pod Elektromisem pobito jakiegoś pismaka, który robił zdjęcia pod firmą. Po tym pobiciu do Elektromisu przyjechał Gawronik. Mówił, że tego Ziętarę trzeba skutecznie uciszyć, mówił, że ma od tego ludzi, pytał, czy ma nas uczyć roboty. Gawronikowi towarzyszyli ludzie ze Wschodu. Już po zniknięciu Ziętary, jego biurko w redakcji przeszukali dwaj pracownicy Elektromisu. Mariusz Ś. musiał się wystraszyć, że Ziętara miał coś na niego w zapiskach – takie zeznania, w różnych terminach, podczas śledztwa składał Marek Z.
Sprawa Ziętary: dlaczego Marek Z. odwołał kluczowe zeznania?
Jednak w lutym 2015 roku, jeszcze podczas śledztwa, Marek Z. nagle odwołał swoje zeznania. Od tamtej pory zapewnia, że jednak nie ma wiedzy o zbrodni na Ziętarze.
- Moje zeznania spreparowano. Mówiono mi, że za zeznania wcześniej wyjdę z kryminału. Były różne socjotechniki: kawka, herbatka, papierosek, policjanci nawet chcieli mnie turystycznie po Krakowie wozić. Policjanci pisali, co chcieli. Nie czytałem protokołów, bo nie miałem przy sobie okularów. Nie pozwolono mi ich mieć. Nie podpisywałem się pod niektórymi protokołami, a jedno z przesłuchań w ogóle się nie odbyło – tak Marek Z. zeznał podczas środowej rozprawy przeciwko dwóm ochroniarzom Elektromisu.
Zapewniał też, że jeśli się podpisywał pod swoimi zeznaniami, to zawsze robił to "nad kreską" będącą na dole strony. Na te jego słowa zareagowała sędzia Katarzyna Obst. Zawołała świadka do stołu sędziowskiego i wskazała protokoły, z których wynika, że Marek Z. podpisywał się właśnie „nad kreską”, a jego podpisy są spójne z treścią protokołu. Marek Z. przekonywał jednak, że być może jego podpisy były fałszowane.
Dlaczego Marek Z. został świadkiem incognito?
- No właśnie nie wiem. Dowiedziałem się o tym, jak w 2015 roku pojechałem odwołać zeznania – stwierdził Marek Z.
Dlaczego w lutym 2015 roku nagle odwołał zeznania? Skąd wiedział, co ma odwołać, skoro twierdzi, że niewiele mówił z tego, co wcześniej zapisano w protokołach, że ich nawet nie czytał? Marek Z. stwierdził, że nie wie. Być może było tak, że jego wcześniejsze zeznania gdzieś zostały odczytane w sądzie (żaden proces sądowy ws. Ziętary się wtedy nie toczył - dop. red.). Poza tym twierdził, że gdy siedział w kryminale i chciał wycofać się ze sprawy, jego listy ws. odwołania zeznań nie dochodziły do adresatów.
Obrońca "Ryby" i "Lali" chciał, by media nie relacjonowały zeznań świadków
Choć Marek Z. wiele kluczowych zeznań wycofał, niektóre wcześniejsze wypowiedzi podtrzymuje. W środę potwierdził w sądzie między innymi, że Aleksander Gawronik co jakiś czas odwiedzał Elektomis i Mariusza Ś. To o tyle istotne, że obaj biznesmeni zaprzeczają takim spotkaniom. Potwierdził też, że Gawronik pojawił się kiedyś w Elektromisie z jakimś „typkiem ze Wschodu: Wasią, a może Sieriożą”. Jednego z nich Marek Z. kiedyś rozpoznał na zdjęciu w prokuraturze, ale w środę w sądzie stwierdził, że po prostu na zdjęciu wskazał na najbrzydszego mężczyznę, jakiego mu pokazano.
Marek Z. nadal potwierdza również, że do szefa Elektromisu przyjeżdżali znani politycy, którzy byli czołowymi postaciami polskiej polityki pod koniec PRL-u i na początku lat 90.
Były ochroniarz Elektromisu był jedynym świadkiem, którego przesłuchano w środę w sądzie. W czasie składania zeznań, co pewien czas spoglądał na adw. Wiesława Michalskiego, obrońcę "Ryby" i "Lali". Sędzia Katarzyna Obst dopytywała, czy szuka u adwokata potwierdzenia swoich słów.
Istniało prawdopodobieństwo, że zeznań Marka Z. nie będziemy mogli zrelacjonować w mediach. Na początku środowej rozprawy obrońca „Ryby” i „Lali”, adw. Wiesław Michalski, domagał się bowiem wprowadzenia ograniczeń w relacjonowaniu rozprawy. Chciał, by sąd zakazał dziennikarzom relacjonowania rozpraw do czasu złożenia zeznań przez wszystkich świadków. W praktyce oznaczałoby to, że przez kolejne kilkanaście miesięcy w prasie nie byłoby materiałów o procesie byłych ochroniarzy Elektromisu. Adw. Michalski przekonywał, że relacje w mediach zawierają niedozwolone komentarze i ponadto powodują, że przyszli świadkowie znają treść zeznań przesłuchanych już osób. Jego zdaniem źle to wpływa na trwające postępowanie.
Jego wnioskowi sprzeciwił się autor aktu oskarżenia prokurator Tomasz Dorosz. Tego samego zdania był Jacek Ziętara, brat dziennikarza, który stwierdził, że tylko dzięki mediom sprawa jeszcze nie umarła. Po chwili sąd oddalił wniosek adw. Michalskiego i zezwolił mediom na dalsze relacjonowanie procesu.
Kolejna rozprawa przeciwko "Rybie" i "Lali" odbędzie się na początku września. Przesłuchany ma zostać m.in. były policjant z Poznania, który według niektórych świadków był tajnym współpracownikiem Elektromisu i zapewniał tej firmie ochronę ze strony poznańskich organów ścigania.