Sprawa lotniska pokaże, czy politycy regionu potrafią się dogadać [komentarz]
Już jutro radni wojewódzcy będą debatować o przyszłości lotniska w Bydgoszczy. Znów dyskutować, choć sprawa portu lotniczego powinna być już dawno rozwiązana z korzyścią dla całego regionu.
Niestety, stosunek do pilnego jej załatwienia radni i władze największych miast mają - delikatnie mówiąc - opieszały. To pokazuje, że passus mistrza dyplomacji Charlesa Maurice de-Talleyranda mówiący „Z Polakami organizuje się tylko bałagan” coraz wyraźniej przejawia się wśród kujawsko-pomorskich rządzących. Ostatnie sesje Sejmiku pokazały, że widmo likwidacji lotniska, które ma pieniądze na funkcjonowanie tylko do 8 grudnia, nie jest dla radnych groźnym ostrzeżeniem.
Czy w miesiąc, licząc od jutrzejszej sesji Sejmiku, da się coś załatwić i postanowić, skoro nic nie zapowiada, aby Bydgoszcz i Toruń zdołały się dogadać w sprawie finansowania portu? Czy jutrzejsza sesja stanie się polem do sensownych pomysłów, skoro wcześniej na temat lotniska potrafiliśmy się tylko kłócić? Jak traktować takie pomysły, jak ten, który rzucił na ostatniej sesji radny Ryszard Kierzek? Zauważył, że zwiększenie lotów z Bydgoszczy jest trudne, więc lepiej, aby port w Bydgoszczy przejął funkcje specjalistycznego terminalu, który będzie odprawiał żywe zwierzęta. „W Warszawie odprawa zwierząt trwa 10 godzin, nasi rolnicy wolą odprawiać się we Frankfurcie w ciągu 2 godzin. Nie rozumiem, czemu my nie możemy tego robić u nas”?
Póki co wnioski z dotychczasowych dyskusji o lotnisku płyną smutne - każdy ciągnie w swoją stronę, nie rozumiejąc, że port w Bydgoszczy nie tyle ma na siebie zarobić, ile ułatwić życie mieszkańcom i przedsiębiorcom z Europy, bo to bonus dla województwa. Umiejętność dogadania się w sprawie portu dwóch największych miast w regionie, będzie na lata określała nasze zdolności wyjścia poza sublokalne egoizmy. Jeśli do tego dołożyć 10-letni plan rozwoju portu, mamy szanse powoli oduczyć się traktowania lotniska jako powodu do dumy tylko dla Bydgoszczy.