Sprawa kasjerek z gubińskiego magistratu wciąż się przeciąga. Dlaczego?
Odkąd wykryto defraudację pieniędzy z magistratu, minęło już kilka lat. Jednak sprawa kasjerek daleka jest od zakończenia.
Kontrola wewnętrzna, która wykazała nieprawidłowości w urzędowej kasie, odbyła się już pięć lat temu. Oskarżone zostały kasjerki oraz była skarbniczka gubińskiego magistratu. Początkowo wydawało się, że chodzi o kilkaset tysięcy. Kwota urosła jednak do 2 mln zł.
Pieniądze znikały na raty
Trudno powiedzieć dokładnie od kiedy. Podczas pracy nad audytem mieszkańcy, którzy wnosili opłaty w urzędzie, pokazywali kwity, potwierdzające, że zostawiali pieniądze w magistracie. Tylko że te zniknęły. Mało tego, niektóre transakcje były anulowane, choć w papierach widniało, że została dokonana wpłata. Wszystko to miał potwierdzić biegły z Poznana. Ponadto miał sprawdzić również wcześniejsze transakcje, zanim oskarżona Danuta B. została skarbniczką.
To wszystko zostało ustalone już dwa lata temu
Problem w tym, że od tego czasu nie pojawiały się żadne nowe informacje na temat całej sprawy. Obecnie praktycznie na każdej sesji radni dopytują się o sytuację, związaną z kasjerkami i zdefraudowanymi miejskimi pieniędzmi.
- Na jakim etapie znajduje się obecnie sprawa? - dopytywał ostatnio Janusz Jażdżewski. - Nie tylko nas to interesuje, mieszkańcy chcieliby wiedzieć więcej - wtórował swojemu przedmówcy Mirosław Rogiński. Niestety urzędnicy sami niewiele wiedzą.
Dlaczego? Wspomniany biegły nie wywiązywał się ze swoich obowiązków.
- Przez ponad rok mieliśmy do czynienia z biegłym. Jego zadaniem było wykonanie opinii, dotyczącej budżetu. Problem w tym, że chciał to zrobić, wysługując się pracownikami urzędu. Taka opinia nie byłaby prawidłowa. Sąd nie zezwolił na takie działania i ostatecznie zwolnił biegłego z Poznania - opowiada mecenas Adam Ziętka, radca prawny z urzędu miasta.
Nieoficjalnie mówi się, że poprzedni specjalista dosłownie nie chciał pracować.
- Wyglądało tak, jakby chciał podpisać się pod tym, co wykonali miejscowi urzędnicy - usłyszał dziennikarz „GL”.
W magistracie pojawiła się biegła, która ma sprawić, że sprawa ruszy do przodu.
- Już mieliśmy okazję się spotkać i porozmawiać. Wydaje mi się, że biegła będzie dobrze współpracowała z naszymi urzędnikami. Mam nadzieję, że z pomocą specjalistki zakończymy tę historię - mówi burmistrz Bartłomiej Bartczak.
Samo badanie dokumentów jednak potrwa
Biegła musi zbadać transakcje, również te sprzed roku 2000. Średnio trwa to zwykle pół roku. Burmistrz Bartłomiej Bartczak przyznaje, że chciałby w końcu zakończenia sprawy sądowej.
- Liczę na to, że obecnie wyznaczony prawnik będzie działał sprawnie i przygotuje raport w terminie - stwierdza.
O tym, jak rozwijać się będzie sprawa kasjerek i urzędowego manka, będziemy informować na bieżąco.