Sprawa Anastazji: Jej stan jest taki, jak u 3-miesięcznego dziecka
Dobiega końca proces apelacyjny w sprawie Krzysztofa J. oskarżonego o pobicie swojej kilkumiesięcznej córki. Sąd w piątek zamknął przewód sądowy.
– Obowiązkiem Krzysztofa J. było sprawowanie opieki nad dzieckiem. Swoim zachowaniem doprowadził do tego, że Anastazja do końca życia będzie niepełnosprawna i niesamodzielna. Nie wyciągnął wniosków z pierwszego czynu i powielił go z jeszcze większą brutalnością
– mówi prokurator Nina Tybinkowska-Siepsiak z Prokuratury Rejonowej Poznań-Wilda.
Oskarżyciel żąda dla mężczyzny podwyższenia kary łącznej do 15 lat więzienia, natomiast jego obrońca – ponownego procesu.
Przed poznańskim sądem zeznawali biegli lekarze, którzy zbadali pobitą w 2014 roku dziewczynkę. Według mec. Artura Tarnawskiego, obrońcy oskarżonego, sąd I instancji wydając wyrok skazujący Krzysztofa J. na 12 lat więzienia, opierał się na opinii, że po pobiciu doszło u dziewczynki do czterokończynowego porażenia mózgowego. W nowej opinii z 2016 roku biegli zaznaczyli jednak, że cech tego typu porażenia nie stwierdzono. W piątek tłumaczyli, że kończyny są porażone, ale w różnym stopniu, a zapiski są jedynie wynikiem złej interpretacji pojęć.
Anastazja ma obecnie ponad dwa latka i przebywa w Domu Opieki Społecznej we Wschowie. W piątek przed sądem biegli przedstawili dramatyczne fakty.
– Stan dziewczynki jest taki, jak u 3-miesięcznego dziecka. Raczej nigdy nie będzie chodzić, nie będzie też poruszać się o kulach, ani jeździć na wózku inwalidzkim – nawet elektrycznym. Mówię „raczej”, bo medycyna to nie matematyka i nie można wszystkiego przewidzieć
– tłumaczy dr Paweł Kemnitz.
Co gorsza, stan dziewczynki nie rokuje poprawy. Według biegłych nie pomoże jej nawet rehabilitacja, która zapobiega jedynie przykurczom i zanikowi mięśni. – Rehabilitacja nie spowoduje wyleczenia dziecka i nie cofnie zmian, które powstały w ośrodkowym układzie nerwowym – wyjaśnia dr Sylwia Polaszek, biegła.
Przypomnijmy, że dramat dziewczynki rozpoczął się w maju 2014 roku. Wtedy po raz pierwszy trafiła do szpitala z krwotokiem i wstrząśnieniem mózgu. Miała wtedy trzy miesiące.
W lipcu wróciła na oddział. Choć przywieźli ją rodzice, to Krzysztof J. nie chciał by dziecko pozostało w szpitalu. Obrażenia okazały się na tyle poważne, że konieczna była trepanacja czaszki. Dziewczynka przez kilka tygodni przebywała w śpiączce.
Krzysztof J. nigdy nie przyznał się do winy. Wyjaśniał że nie pobił dziecka, a obrażenia powstały, kiedy córka uderzyła przypadkowo o jego twarz. To nie przekonało sądu rejonowego, który we wrześniu 2015 roku skazał go na 12 lat pozbawienia wolności. Prawomocny wyrok poznamy w listopadzie.