Trwa dyskusja na temat funkcjonowania gorzowskiego sportu. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Komu zabrać, komu dodać zastanawiają się radni. Działacze mają sytuację jasną, bo chcą jak najwięcej dla swoich dyscyplin sportowych. Argumentami są medale, miejsca w rankingach, zdobyte trofea i ilość kibiców, przychodzących na imprezy. Oczywiście wygrywa żużel, bo na stadionie mieści się około 15 tysięcy widzów, koszykówka, bo jesteśmy dumni z gry dziewczyn i chętnie chodzimy na mecze.
Mniej szczęścia mają wioślarze, kajakarze, piłkarze ręczni, szachiści, trenujący tenis stołowy czy kluby lekkoatletyczne. No może jeszcze liczy się piłka nożna, ale to raczej z sentymentu niż przez sukcesy. To jednak jest sport wyczynowy, w którym uczestniczą nieliczni. Dla nas, zwykłych mieszkańców Gorzowa, zostaje doping, duma z ich sukcesów i żal, gdy przytrafi się porażka. Tylko czy to podniesie nas z fotela i zmusi do jakiegokolwiek wysiłku. Nie!
Nadal przynajmniej połowa z nas będzie miała nadwagę, problemy z sercem czy zapadnie na cukrzycę. Hasłem każdej opracowanej strategii sportu powinno być hasło: sport to zdrowie, ale nie ten dla wybranych w klubach, ale ten masowy dla zwykłego obywatela. Bo to zwykły obywatel musi być zdrowy, by płacić podatki, tak ważne dla rozwoju miasta. Budowa hali czy stadionu będzie miała sens głównie wtedy, gdy udostępni się obiekt amatorom. Gdy nie będzie się liczyć droga nawierzchnia czy koszty oświetlenia, tylko liczba dzieciaków, którym zapełni się wolny czas. Społeczeństwo starzeje się, zadbać więc warto o seniorów. Każdy osiedlowy klub powinien mieć pieniądze na rekreację, w każdym powinien być instruktor od różnych sportowych form. Chodzenie z kijkami, gimnastyka rozciągająca czy inne formy aktywności seniorów dadzą szybko efekty zdrowotne, ale trzeba to propagować, a do tego potrzebne są pieniądze. Jestem kibicem różnych dyscyplin sportowych, przeżywam porażki i cieszę się z wygranych, ale to chodzenie z kijkami i jazda na rowerze mają wpływ na moje zdrowie i samopoczucie. Warto więc, by rządzący miastem uwzględnili nasze potrzeby w wydatkach na sport. Zdrowy obywatel, to obywatel szczęśliwy, a przecież na szczęściu mieszkańców władzy powinno zależeć.
Renata Zawadzka