Spór o Trybunał Konstytucyjny. W tym konflikcie nikt nie będzie wygrany [rozmowa]
Rozmowa z Marcinem Berentem, prawnikiem i historykiem toruńskiego UMK oraz prawnikiem z kancelarii mec. Lecha Obary.
- Co oznaczają w praktyce wypowiedzi sędziów Markiewicza i Żurka? Na ile orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są wiążące dla orzecznictwa wydawanego przez sądy powszechne?
- Sens wypowiedzi obu sędziów, w swej intelektualnej osnowie, zdaje się być jasny, wynika z nich bowiem wprost, że w swej praktyce orzeczniczej nie będą oni respektowali wyroków Trybunału Konstytucyjnego, wydanych przy udziale sędziów, których status w ostatnich miesiącach był żywo dyskutowany, budząc tyle emocji. Powstać zatem może sytuacja, w której dla jednych orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego będzie rodziło określone konsekwencje prawne, dla innych zaś będą to swoiste opinie prywatne, pozbawione jakiekolwiek mocy. W takich kategoriach przynajmniej orzeczenia te będą postrzegane, a to generować będzie dalsze kłótnie. Jestem przy tym zdania, że takie stanowisko może nie być odosobnione, a powoływanie się na sprzeczność takich wyroków z ustawą zasadniczą czy dotychczasowym orzecznictwem sądu konstytucyjnego znaleźć może aprobatę pośród innych sędziów. Trybunał Konstytucyjny nie może narzucić wprawdzie powszechnie obowiązującej wykładni przepisów prawnych, ma jednak pewne uprawnienia w zakresie ich objaśniania, a także sprawuje sądową kontrolę konstytucyjności prawa, dlatego destabilizacja jego pracy chwieje fundamentami demokratycznego państwa prawnego, niezależnie od tego, kto odpowiada za powstałą sytuację i bez względu na to, czy jest ona wynikiem sporu prawnego, czy jednak w pełni politycznego.
- Co tak otwarte deklaracje sędziów podważających ważność orzeczeń TK oznaczają dla "zwykłego" obywatela? Wiele osób zapewne jest przekonanych, że chodzi wyłącznie o "teoretyczny" spór prawników, który nie ma przełożenia na codzienność. Czy tak jest w istocie?
- Dla „zwykłego” obywatela jest to sygnał, że w państwie dzieje się coś złego, a to zawsze dotyczy nas wszystkich, choćby nie miało bezpośredniego przełożenia na naszą codzienność. Ale kwestia Trybunału ma akurat przełożenie na codzienność, nawet w takim prozaicznym znaczeniu, wszak wiadomo, że w wieczornych serwisach informacyjnych czeka nas kolejna porcja rewelacji o przepychankach w Trybunale albo wokół Trybunału – jest tylko kwestia tego, którą stację wybierzemy dla wysłuchania relacji w tym temacie, bo nawet przekaz telewizyjny nie jest jednolity. Wbrew sugestii zawartej w pytaniu nie mam też poczucia, aby w ocenie społecznej spór wokół Trybunału Konstytucyjnego był wyłącznie teoretyczną awanturką prawników. Wręcz przeciwnie, doświadczenia minionego okresu wyraźne dowodzą głębokiego zaangażowania szerokich mas ludności, które opowiadają się za jedną bądź drugą stroną nawet wówczas, jeśli nie wszyscy i nie zawsze w pełni rozumieją istotę problemu. Mniej już chyba chodzi o formalne racje, lecz o ideologicznie zabarwiony konflikt.
Boję się, że w konflikcie tym nie będzie wygranej strony, wszyscy bowiem, niezależnie od preferencji politycznych, stracimy na odarciu z autorytetu instytucji o ugruntowanej pozycji ustrojowej w państwie, a podnoszone wcześniej głosy sugerujące, że Trybunał jest niepotrzebny, były chyba nieco przesadzone. Przy tej okazji zafundowaliśmy sobie zresztą kolejne kryterium dzielenia i antagonizowania Polaków.
- Czy ta sytuacja nie prowadzi do powstania pewnego dualizmu w orzecznictwie polskich sądów? Można przypuszczać, że w takiej sytuacji orzeczenie, np. sądu, który uznał jakiś wyrok TK za nieobowiązujący, łatwiej będzie zaskarżyć.
Za wcześnie, aby to jednoznacznie stwierdzać, z pewnością jednak takie niebezpieczeństwo istnieje. Powiedzieć przy tym trzeba, że mamy w Polsce problem z jednolitością linii orzeczniczej w wielu sprawach, dalsza destabilizacja w tym względzie byłaby jednak czymś bardziej kłopotliwym z uwagi na rangę Trybunału. Zresztą czym w znaczeniu prawnoprocesowym jest wyrok nieobowiązujący? Prawo reguluje takie kwestie, jak przesłanki nieważności postępowania czy uznania wyroku nieogłoszonego za wyrok nieistniejący, tym rządzą jednak określone reguły oderwane od subiektywnych osądów jednostek obliczonych na realizację partykularnych celów. Inną sprawą jest to, że takie reguły ogólne nie mogą zostać tak po prostu odniesione do Trybunału Konstytucyjnego, który nie ma nad sobą już żadnej instancji kontrolnej, a Konstytucja RP wprost stanowi, że jego orzeczenia mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne, a przepisy prawa nie znają instytucji wznowienia postępowania przed Trybunałem z uwagi na jakąś wadliwość jego orzeczenia. W prawniczej doktrynie powiedziano jednak i to, że również wyroki Trybunału Konstytucyjnego powinny być badane przez pryzmat kryteriów ustawowych i konstytucyjnych, co, przynajmniej niektórych, prowadzi do wniosku, że orzeczenia Trybunału nie w każdej sytuacji są ważne i definitywne. To wszystko tylko utwierdza w przekonaniu, z jak w istocie głębokim i niełatwym sporem mamy do czynienia. Pozostaje więc mieć nadzieję, że spór zostanie zażegnany, strony konfliktu pogodzone, a autorytet Trybunału – odbudowany, bo to leży w interesie nas wszystkich, niezależnie od tego, kogo byśmy nie chcieli winić za powstałe trudności, ale to już temat na inną rozmowę, w tym miejscu nie sposób o tym rozstrzygnąć.