Tego meczu można było się obawiać. MKS rozpędził się, a Stelmet walczy w Pucharze Europy i gra co trzy dni. Obawy okazały się niepotrzebne.
Rzeczywiście, MKS zatrudnił ostatnio dobrego chorwackiego trenera Drażena Anzulovicia. Ten sprowadził swoich rodaków Drago Pesalicia i Dominika Mavrę, a z ostatnich pięciu spotkań jego ekipa wygrała cztery. Tyle, że Pelisić, odczuwający bóle pleców, nie przyjechał do Zielonej Góry, a Mavra nic nie pokazał. Zabrakło też wychowanka Chemika Gorzów, byłego zawodnika Zastalu, Jakuba Dłoniaka, który z powodu kontuzji nie gra od miesiąca i dopiero dziś ma wznowić treningi. Dodatkowo zaraz na poczatku meczu kapitan gości Paweł Zmarlak doznał kontuzji i już nie zagrał. Owszem, w zespole z Dąbrowu Górniczej jest kilku dobrych koszykarzy majacych za sobą, jak choćby Amerykanin Eric Williams, wiele lat wystepów w lidze włoskiej, nieźle zaprezentował się jego rodak rozgrywający Rashaun Broadus. To jednak było za mało na solidnie grający Stelmet.
Zielonogórzanie podeszli do tego spotkania z całą powagą. Nie było mowy o luzie, czy graniu na ,,pół gwizdka”. Goście zaczeli z dużą nadzieją na sprawienie nam kłopotów. Wydawało się, że to spotkanie będzie wyrównane. Szczególnie wtedy, kiedy po rzucie Piotra Pamuły w 3 min MKS prowadził 7:4. Wóczas nasi włączyli wyższy bieg. Przyspieszyli, byli uważniejsi w obronie. Dało to piorunujący efekt. Stelmet zdobywał punkty, bronił, a MKS mylił się niemal w każdej akcji. W efekcie po rzutach osobistych Vlada Sorina _Moldoveanu w 7 min wygrywaliśmy 23:7. Tak więc bilans czterech minut wynosił aż 16:0. To był nokaut. Goście po tym, ciosie już się nie podnieśli. Jak powiedział po meczu Pamuła grali ,,bezjajecznie”, a coś takiego z mistrzem od razu skazywało ich na porażkę. Oczywiście takie momenty jak owe 16:0 zdarzają się rzadko. Nasi uspokojeni wysokim prowadzeniem też potrafili zaliczyć kilka błędów, wykorzystywali to goście i zmniejszali różnicę. Jednak nikt się zbytnio tym nie niepokoił. Kiedy tylko przewaga malała do dość niebezpiecznych rozmiarów znów podkręcaliśmy tempo i oddalaliśmy się. Zasadniczo ostatni moment w którym MKS mógł mieć jeszcze nadzieje zdarzył się w 17 min. Wówczas po rzucie Mateusza Dziemby Stelmet wygrywał tylko 42:36. Ale potem trafili kolejno: Moldoveanu, Przemysław Zamojski, z osobistych Szymon Szewczyk i ten sam zawodnik za trzy. W międzyczasie wybroniliśmy wszystkie akcje gości i wynik brzmiał 51:36.
Nie było mowy o luzie, czy graniu na ,,pół gwizdka”
Po tej sytuacji nasi rywale już nie wierzyli , że mogą w hali mistrza coś ugrać, gospodarze wiedzieli, że o ile nie dostaną jakiejś wielkiej zapaści, to zaliczą kolejny sukces, a widzowie czekali na efektowne akcje wiedząc, że nic stać się tu już nie może. I tak ten mecz wygladał w drugiej połowie._Nasi grali swobodnie, na luzie i kontrolowali przebieg meczu.
W trzeciej kwarcie spokojnie, systematycznie powiększaliśmy przewagę. W 28 min po trzypunktowej akcji (dwa po rzucie i jeden z wolnego podyktowanego za faul) Dejana Borovnjaka było już 73:54. Widać było, że zielonogórzanie nie chcą dobijać gości, z kolei oni nie mieli już możliwości by cokolwiek zmienić. Stąd w ostatniej kwarcie trener Saso Filipovski desygnował do gry Marcela Ponitkę, dla którego minuty spędzone na parkiecie w ligowym meczu są bardzo ważne. Gdybyśmy zagrali do końca na dużych obrotach, to pewnie pękłaby setka, a różnica wynosiłaby nie 16, a 30 punktów.
W ostatnich minutach widzowie skandowali ,,Twierdza CRS!” Rzeczywiście twierdza, bo Stelmet wygrał 30 kolejne ligowe spotkanie we własnej hali. Ostatni raz przegraliśmy w Zielonej Górze z Turowem Zgorzelec , było to w finale ligi, 11 c zerwca 2014 roku. To wspaniały rekord. Ważne że nasza ekipa pokazała dobry basket dobrze zaczęła 2106 rok i zrobiła to co miała zrobić, czyli wygrała kolejne ligowe spotkanie
Stelmet BC Zielona Góra - MKS Dąbrowa Górnicza 93:77 (28:19, 25:21, 25:21, 15:16)
Stelmet BC: Moldoveanu 17 (3), Borovnjak 15, Zamojski 10 (1), Mat. Ponitka 7 , Koszarek 2 oraz: Bost 13 (3), Szewczyk 12 2), Gruszecki 6 (2), Djurisić 5, Hrycaniuk 4, Mar. Ponitka 2
MKS: Dower 18 (1), Broadus 15 (1), Dziemba 10. Pamuła 2, Zmarlak 0 oraz: Williams 13, Zieliński 10, Szymański 5 (1), Mavra i Piechowicz po 2
Sędziowali: Tomasz Trawicki, Wojciech Liszka (obaj Szczecin) i Tomasz Trojanowski (Kraków).
Widzów: 3.220