Rozmowa z ANDRZEJEM PERSONEM, dziennikarzem i politykiem, o podsumowaniu „na gorąco” Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro.
Na ilu był Pan igrzyskach?
Te w Rio są piętnastymi. I dlatego liczyłem na zdobycie 15 medali. Marzenie okazało się zbyt radykalne.
Opuszcza Pan Rio pewnie z nietęgą miną?
Co prawda są to pierwsze igrzyska w XXI wieku, gdzie zdobywamy powyżej 10 krążków, lecz tylko 2 złote. Zatem do entuzjazmu dużo nam brakuje. To może truizm, ale kilka medali nam najzwyczajniej uciekło. W różnych działo się to okolicznościach. Marysi Andrejczyk zabrakło do upragnionego podium... 2 centymetrów, Piotrkowi Małachowskiemu mistrzostwo olimpijskie rywal zgarnął sprzed nosa ostatnim rzutem. Czasami też decyzje trenerów okazały się błędne. Myślę o piłkarzach ręcznych. Niedzielny mecz o brązowy medal z Niemcami oglądałem w towarzystwie bramkarki reprezentacji Chorwacji. Dziwiła się, że trener Tałant Dujszebajew nie stawiał w tym turnieju na Piotrka Wyszomirskiego, dla niej najbardziej utalentowanego bramkarza świata.
Spotkało Pana w Brazylii rozczarowanie?
Było takich kilka. Osobiście wynik, albo brak wyniku, Pawła Fajdka. To jest jakiś ciekawy przypadek; przed czterema laty w Londynie wchodząc do wioski natknąłem się właśnie na Pawła. Nie widać było po nim przejęcia po kompletnie nieudanym konkursie (trzy rzuty spalone). Skwitował wtedy swój występ uśmiechem i stwierdzeniem: „Za cztery lata będzie lepiej”. Po starcie w Rio wiemy, że chłopak ma problem, nie w rękach i mięśniach, lecz w głowie.
Rozczarowali mnie pływacy, nie spodziewałem się po nich takiej kompromitacji. Radek Kawęcki był „murowanym” kandydatem do jednego z medali. Zasmuciła mnie Isia Radwańska; to taki syndrom Fajdka. Zupełnie dziwny luz, podejście niegodne reprezentantki noszącej orła na piersi.
A był ktoś w polskiej ekipie, który swoją postawą w Brazylii Panu zaimponował?
Bydgoskie wioślarki! Proszę mi wierzyć, że nie ma w tym żadnej „patriotycznej” kokieterii. Ba, w Tokio, gdzie olimpijczycy wyznaczyli swoje kolejne spotkanie, w tej dyscyplinie zdobędziemy więcej niż dwa medale. Jazdę Mai Włoszczowskiej oglądałem pierwszy raz. Z wypiekami na twarzy, nie tylko z powodu trasy, po której się ścigała. Poza tym to wzór profesjonalizmu, sportowiec dbający o najdrobniejszy szczegół w tym, co robi.
W „polskiej” wiosce doszło do kilku niesnasek. To normalne na tej rangi imprezie...?
Nie byłem członkiem naszej misji; do Rio pojechałem jako członek władz PKOl, więc nie znam szczegółów tych nieporozumień. Ale wiem od trenera kolarstwa Wacława Skarula, że Małgorzata Wojtyra oficjalnie przeprosiła trenera.
Czy po występie biało-czerwonych w Brazylii można powiedzieć, że zgubiliśmy się w przyjętym modelu polskiego sportu? Nie wytrzymujemy konkurencji?
Uważam, że naszym największym problemem nie jest akurat szkolenie na najwyższym poziomie. Nie dostarczamy, od lat odpowiedniej grupy talentów. A może postawić na „sztandarową” dyscyplinę? Po Londynie popierano głosy, aby pójść drogą Anglii. W kolarstwie torowym zdobyli w Rio około 9-10 medali. A wiem, że przeciętny mieszkaniec Wysp nie ma zielonego pojęcia, że taka dyscyplina w ogóle jest w tym kraju uprawiana.
To dostrzega Pan potrzebę głębokich zmian?
Nawet więcej niż dostrzegam; spodziewam się, że w wielu związkach sportowych dyscyplin olimpijskich do nich dojdzie. Moje obawy to brak młodego pokolenia, co powoduje, że w wyborach na prezesów wygrywają ci sami, co zawsze. Druga, że domagającym się zmian może nie starczyć determinacji.