Śpiewał "Do bytomskich strzelców...". Nie wiedział, że autor pieśni to jego ojciec [POSŁUCHAJ]
Staszek Palędzki zaraz po wojnie trafił do mikołowskiego gimnazjum. Tęsknił za ojcem, przedwojennym redaktorem, który zginął w Auschwitz.
O bytomskich strzelcach po wojnie śpiewa nawet ludowe wojsko, ale autorzy piosenki znikają ze śpiewników. Staszek, chrzestny syn Wojciecha Korfantego, uczy się wtedy w Gimnazjum Księży Salwatorianów w Mikołowie; nad szkołą już zbierają się chmury, władze zamkną ją w 1952 roku.
Jest półsierotą, matka ledwo wiąże koniec z końcem. Nie opowiada o przeszłości zbyt wiele; nie wiadomo, co synom Staszkowi i Józkowi może zaszkodzić. Ich ojciec to Bolesław Palędzki, przed wojną znany dziennikarz związany z chrześcijańską demokracją, redaktor katowickiej "Polonii", powstaniec śląski, działacz narodowy i przyjaciel Wojciecha Korfantego.
Przebój z pola bitwy
Po raz ostatni Staszek widzi ojca w 1940 roku, w krakowskim więzieniu na Montelupich. Matka zabiera sześcioletniego chłopca na trudne widzenie z ojcem. Wie, że mąż wkrótce trafi tam, skąd się nie wraca, do Auschwitz. Staś jest przerażony. Zobaczył zniszczonego człowieka w pasiaku, w eskorcie niemieckich strażników; nie może uwierzyć, że to jego wspaniały tata.
Stanisław Palędzki, chirurg szczękowy, od wielu lat mieszkaniec Szwecji, odezwał się do redakcji "Dziennika Zachodniego" po artykule o 95. rocznicy powstania I Pułku Strzelców Bytomskich, opartym na wspomnieniach jego ojca. Młodziutki sierżant Bolesław Palędzki był jednym z pierwszych żołnierzy tego śląskiego pułku, który walczył z Grenzschutzem, później pokonał w bitwie pod Rybczanami Armię Czerwoną.
Palędzki pewnie gdzieś na kolanie ułożył słowa do pieśni, którą najpierw śpiewali strzelcy, potem powstańcy, a w końcu cały polski Górny Śląsk: "Do bytomskich strzelców wojska zaciągają, niejednej dziewczynie, niejednej kochance serce zasmucają. Nie płaczże dziewczyno, nie smuć sama siebie, bo za roczek, za dwa, powrócę do ciebie". Tekst wychodzi drukiem w "Śpiewniku powstańczym" w 1921 roku z jego nazwiskiem i staje się przebojem.
Posłucha pieśni "Do bytomskich strzelców"
Po urnę do obozu
O Bolesławie Palędzkim jako redaktorze i obrońcy Katowic pisze Kazimierz Gołba w "Wieży spadochronowej". Prawie rok później gestapo łapie znienawidzonego dziennikarza, sekretarza Narodowego Związku Powstańców w ulicznej łapance w Krakowie. Wiedzą o nim wszystko. To koniec. Palędzki ma 42 lata, dwóch synów, żonę Janinę. Jego ojciec, zmarły w 1927 roku Józef Konstanty Palędzki, był wydawcą polskich "Nowin Raciborskich", za działalność antygermanizacyjną i plebiscytową odznaczono go Orderem Polonia Restituta.
1 kwietnia 1941 roku Bolesław Palędzki ginie zastrzelony w Auschwitz. Władze obozu piszą do żony, że może odebrać urnę z prochami. Janina, piękna blondynka, rodem z Gniezna, świetnie zna niemiecki: - Mama pojechała do Auschwitz, w dodatku zabrała mnie i brata. Przeszliśmy przez bramę z napisem "Arbeit macht frei" i wyszliśmy wolni, chyba cudem. Mama powiedziała esesmanowi, że nie wiadomo, czyje prochy są w puszce, przecież oni tu robią z ludzi mydło. Esesman krzyczał. Ale nas tylko za to wyrzucił. Bez urny.
Bolesław Palędzki miał przyjaciół wśród Niemców, którzy nie byli hitlerowcami. Jemu nie mogli już pomóc, ale jeden z nich dał Janinie pracę w swojej firmie. Miała za co żyć. Po wojnie w sądzie świadczyła za nim.
- Przed wojną powodziło się nam całkiem dobrze - pamięta Stanisław. - Ojciec pracował w "Polonii", był sprawozdawcą sejmowym, udzielał się w różnych organizacjach. Mama nie pracowała, mieliśmy pomoc domową i samochód marki Ford. Ojciec był bardzo zajęty. Z bratem ciągle patrzyliśmy przez okno, czy już nie idzie. Był gościem w domu.
Palędzki jako redaktor odpowiedzialny "Polonii" stawał przed sądem za artykuły innych dziennikarzy. Kiedyś dostał półtora miesiąca więzienia, wtedy redaktorów bez pardonu pakowano za kratki. Ale dla niego to nie była żadna nowość. Jego ojciec, dziadek Stanisława, też za to siedział i nawet napisał opowiadanie "Z letniego wypoczynku pod rygielkiem".
Wyszedł, żeby bronić Katowic
Przyjaciół ojca Stanisław spotykał jeszcze długo. Bolesław Surówka z "Dziennika Zachodniego", wcześniej redaktor "Polonii", dał mu dobrą radę: - Zachęcił mnie do medycyny, zniechęcił do rodzinnego dziennikarstwa. A Jerzy Ziętek pomógł mi dostać się na studia medyczne, co było bardzo trudne.
Skąd lewicowiec "Jorg", który po wojnie rządził województwem, znał chadeka Bolesława Palędzkiego? Jorg nie mógł przed wojną znaleźć posady i wtedy to Palędzki pomógł mu jako powstańcowi.
Po studiach Stanisław dostał pracę w jednym z katowickich szpitali, specjalizował się w chirurgii szczękowej. Ale, jak mówi, wyrzucili go, bo potrzebne było miejsce dla żony "szyszki z bezpieki". Nic się nie dało zrobić. Starszy o rok brat Józef był nauczycielem matematyki w Katowicach, umarł w 1991 roku.
Matka w 1983 roku. Stanisław wyjechał z kraju do Szwecji: - Przyjęto mnie tutaj z otwartymi rękami. Przez 35 lat prowadziłem własną klinikę chirurgiczną. Mam 80 lat, teraz gram w golfa.
Nadal szuka śladów po ojcu, z którym dzieciństwo było takie krótkie. Wspomina: - Został mi w oczach taki, jaki wychodził w pierwszym dniu wojny, żeby bronić Katowic. Odważny, spokojny, w polskim mundurze oficerskim.
Bolesław Palędzki
Urodził się w 1898 roku w Gdańsku, był synem Józefa Konstantego i Walerii z Wurchów, która zginęła w powstaniu warszawskim. W czasie I wojny światowej służył w wojsku niemieckim. Walczył w powstaniu wielkopolskim i w trzech powstaniach śląskich oraz w I Pułku Strzelców Bytomskich.
Od 1925 roku pracował w redakcji "Polonii". Od 1930 był jednym z przywódców ChD na Śląsku i Narodowego Związku Powstańców. Był bliskim współpracownikiem Wojciecha Korfantego. Działał w Syndykacie Dziennikarzy Śląskich i Zagłębia. Brał udział w obronie Katowic. Pochwycony w Krakowie, zginął w obozie Auschwitz 1 IV 1941 roku.