Po pięćdziesiątce rozkwitła jak róża, śpiewa, tańczy, występuje w całej Polsce, zdobywa nagrody, zrobiła prawo jazdy i kurs organistów pomaga młodzieży.
Ma 64 lata. Z wykształcenia inżynier budownictwa lądowego. Skończyła Politechnikę Świętokrzyską. W młodości występowała w Zespole Pieśni i Tańca „Kielce”. Śpiewała w wielu chórach. Brała udział w programach „Szansa na sukces” i „Must be the music”. Śpiewa, tańczy, przygotowuje choreografię. Brała udział w festiwalu „Scyzoryki”. Współpracuje z młodzieżowymi Klubami „Wolna strefa” i KILubami Seniora . Występuje podczas plenerów malarskich w całej Polsce. Wykonuje arie, piosenki Anny German, Ireny Santor, arie operetkowe. Ma męża Mieczysława, równiez inżyniera budownictwa, syna Rafała , córkę Agnieszkę i wnuczkę Samantę. Interesuje się sportem, zdrowym stylem życia, chętnie podejmuje nowe wyzwania.
Kielczanka Małgorzata Siemieniec przeżywa obecnie najlepszy okres w swoim życiu. Stała się bardzo popularna, znana, lubiana, zapraszają ją na występy w całej Polsce. – Dopiero po pięćdziesiątce moje życie nabrało tempa, zaczęłam robić to co kocham - śmieje się. – Wystąpiłam w „Szansie na sukces” i „Must be the music”, w kieleckich „Scyzorykach”, zostałam bardzo dobrze oceniona przez Elżbietę Skrętkowską i Elżbietę Zapendowską W wieku 54 lat zdałam za pierwszym razem egzamin na prawo jazdy, skończyłam szkołę organistowska na Wydziale Muzyki Kościelnej, zapisałam się na lekcję śpiewu i ciągle realizuję nowe cele.
Z bardzo energiczną, uśmiechniętą 64 letnią Małgorzatą spotykamy się w jej mieszkaniu na osiedlu Ślichowice, gdzie mieszka razem z mężem. Pokazuje swój piękny balkon pełen kwiatów i siłownię zewnętrzną, którą widać z okna. – Wcześniej miałam na balkonie skrzynki z warzywami, sałatką, marchewką, przyjemnie było zjeść pomidorówkę na własnych warzywach, posypaną zdrową pietruszką, ale teraz, gdy tak często występuję nie mam na to czasu. Z kolei na przyrządach na świeżym powietrzu dość często ćwiczę, żeby jak najdłużej zachować kondycję. Bo na scenie trzeba ją mieć. Jadam często jajka. Ograniczam mięso, piję dużo wody, to wszystko służy zdrowiu i głosowi.
Motywuje męża do życia
Jedyne smutniejsze chwile u Małgosi wiążą się z tym, że jej mąż Mieczysław choruje na Parkinsona.
- Skończył budownictwo lądowe na Politechnice Świętokrzyskiej, przez wiele lat był dyrektorem w wielu firmach, choroba rozpoczęła się bardzo wcześnie, kiedy skończył 49 lat. Trzeba było jakoś się z tym uporać i na nowo ułożyć swoje życie. Nie załamywać się, tylko dopingować go do walki o zdrowie. Na początku mąż bardzo się trząsł, nie mógł też usiedzieć w jednym miejscu, ciężko nam było, ale odkąd dwa lata temu poddał się operacji wszczepienia stymulatora do mózgu jego stan zdrowia znacznie się poprawił. Chodzi do Stowarzyszenia Chorych na Parkinsona, działającym przy Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Kielcach, a w tygodniu często go zabieram ze sobą w trasy. Raz, że nie mogę go zostawić samego w domu, dwa takie wyjazdy dobrze mu służą, bo wtedy zapomina o swojej chorobie. Nosi moje sprzęty, słucha wierszy i piosenek, choć na moment odrywa się od swojego cierpienia. Staram się go jak najwięcej aktywować do życia - mówi kielczanka.
Słowiczek, aniołek
Małgosia, którą przyjaciele nazywają słowikiem, albo aniołkiem ze względu na wysoką, czystą, donośną barwę głosu i ogromne zaangażowanie w występy przyznaje, że nie lubi siedzieć w domu.
– Teraz wreszcie mogę robić to co bardzo kocham – podkreśla. – Nawet się nie spodziewałam, że mój los w drugiej połowie życia tak bardzo się odmieni. –Mimo, że za radą mamy skończyłam Politechnikę Świętokrzyską, przez jakiś czas pracowałam w budownictwie, potem w Polmozbycie, Unipralu, wychowałam dwoje dzieci, córkę Agnieszkę syna Rafała i potem prowadziłam sklep wielobranżowy, to najfajniejsze rzeczy robię na emeryturze. Nigdy nie byłam tak bardzo zajęta jak teraz.
Zdolności po mamie
Kielczanka opowiada, że najprawdopodobniej zdolności muzyczne odziedziczyła po mamie, która grała na cytrze, śpiewała, ale w pierwszym latach życia wydawało jej się, że ma większe zdolności do tańca, niż śpiewu. - Chciałam pójść do szkoły baletowej, ale mama się na to nie zgodziła – opowiada. - Za to tańczyłam w zespole pieśni i Tańca „Kielce”, z którym zwiedziłam wiele krajów, Niemcy, Holandię, Francję i z każdą podróżą wiązało się mnóstwo zabawnych przygód. Uwielbiałam tańczyć, wirować, przygotowywać choreografię. Następny mój etap to były występy w przeróżnych chórach, ale w końcu uznano, że mam za bardzo wyrazisty głos i zaczęłam występować na własną rękę. A ostatnio piszę nawet wiersze. Może wzięłam przykład z męża, który niedawno wydał wspomnienia ze swoich podróży z czasów studenckich po Wenecji, Rzymie, Neapolu i Florencji. Zachęcam go do dalszego pisania, chociażby przemyśleń z z naszych co tygodniowych wyjazdów, nawet po to, żeby ćwiczył przy swoim schorzeniu mózg.
Śpiewa 170 piosenek
Niezwykle młodzieńcza, energiczna Małgorzata Siemieniec, jej nazwisko rodowe to Wielowiejska śmieje się, że jak zaczynała swoją muzyczną karierę miała do zaśpiewania tylko dwie piosenki, teraz ma 170 piosenek. Najwięcej z repertuaru Anny German.
– To wcale nie są łatwe utwory, ale przepadam za nimi – uważa. - Utworami potrafię rozczulić publiczność. Widzę, że gdy śpiewam na festynach, w klubach Wolna Strefa , kościołach, lub kaplicy w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym na Czarnowie ludzie są wzruszeni, mają łzy w oczach. Gdy kiedyś wykonałam „Ave Maria”Andreo Bocelliego w kościele bez żadnego podkładu b yło podobnie, dostałam szczere podziękowania i uściski.
Opowiada, że jej kariera nabrała jeszcze większego tempa, gdy Stanisław Nyczaj, prezes kieleckiego Oddziału Polskiego Związku Literatów zaproponował jej udział w plenerach malarskich, jakie odbywają się w całej Polsce.
– Byliśmy w Kazimierzu, Rzeszowie, Busku Zdroju, Kołobrzegu, na Nocy Poetów w Staszowie, poeci recytują wiersze, a ja daję małe recitale- wspomina. – Ostatnio zaczęłam przygotowywać nawet poezję śpiewaną, bo takie są życzenia twórców. I raz w tygodniu chodzę na profesjonalne lekcje śpiewu do Studium Muzycznego” Empire”, po to, żeby jeszcze bardziej wyćwiczyć technikę, a zwłaszcza niskie tony głosu. Chwali się, że na piątkach skończyła szkołę organistów, chociaż była trudna i przeważali w niej sami młodzi ludzie.
Małgorzata Siemieniec podkreśla, że nie boi się nowych wyzwań.
–Gdyby ktoś zaproponował mi występ w jakimś ciekawym miejscu, prestiżowej imprezie nie odmówiłabym – zaznacza. -Lubię sięgać wyżej do gwiazd, nie przeraża mnie to. Na razie oprócz publiczności bardzo docenia mnie własna, jedyna wnuczka 16 letnia Samanta. Mieszka w Warszawie i też rwie się do tańca i śpiewania. Śpiewamy zresztą razem w duecie w całej Polsce, najczęściej piosenki Leonarda Coehna. Ciągle coś nowego komponuje i gdy do mnie dzwoni z przyjemnością słucham jej nowych piosenek. Ale ostatnio wymyśliła, że chyba jednak zostanie aktorką. Okazuje się, że mimo, iż nasza rodzina to umysły ścisłe, córka pracuje w banku, to jednak wszyscy mamy zamiłowania artystyczne. I te kochamy najbardziej. Ja śpiewam całą moją duszą. Śpiewanie mnie uszczęśliwia - kończy.