Śpieszmy się chronić dzieci [komentarz Adama Willmy]
Z góry przepraszam, ale w sprawie zmarłych bliźniąt z Włocławka nie będę się nawet silić się na obiektywizm.
Pięć lat temu moja mama trafiła na szpitalną izbę przyjęć ledwie słaniając się na nogach. Przez całe życie stroniła od szpitali, ale tym razem prosiła, żeby pozostawić ją na badaniach. Lekarka potraktowała to jako kaprys starszej pani. Kilka godzin później nie było już szansy na ratunek. Pani doktor nie rozpoznała objawów sepsy. Sprawa trafiła do prokuratury, obijając się od jednej instancji do drugiej, bo Pan Bóg raczy wiedzieć, do jakiego stopnia lekarka przyczyniła się do śmierci. Trudno wykluczyć, że chora zmarłaby i bez mylnej diagnozy lekarki - wyrokowali biegli.
We Włocławku było identycznie - choć szpital zawalił, „nie można jednoznacznie wskazać przyczyn śmierci nienarodzonych dzieci”. Innymi słowy - nie ma sprawy.
Gdy dramat państwa Szydłowskich nagłośniły media, Narodowy Fundusz Zdrowia wysłał do Włocławka kontrolerów, którzy stwierdzili, że doszło do poważnych zaniedbań i nałożyli karę w wysokości 1,7 mln. Po odwołaniu szpitala karę zmniejszono do 70 tys. zł. I rozeszło się po kościach. Nie na długo - dwa miesiące później z tego samego oddziału trzeba było wyprowadzić położną, która chciała odbierać poród z 2 promilami we krwi.
Na ochronę zdrowia przeznaczamy ogromne pieniądze. Niestety, zwłaszcza w przypadku dzieci - z fatalnym efektem. Kujawsko-Pomorskie jest czarną dziurą na mapie Polski. Od lat mamy najwyższy (lub jeden z najwyższych) współczynników śmiertelności niemowląt i dzieci w wieku 1-14 lat. Przodujemy również, jeśli chodzi o odsetek dzieci z niepełnosprawnością. Może, zanim wydamy miliony na kolejne szpitale, warto przeanalizować, gdzie tkwi przyczyna tego problemu?
Śpieszmy się dbać o dzieci. Wskutek zapaści demograficznej w 2050 roku będzie ich o około 1/3 mniej niż obecnie.