Speechwriterzy piszą przemówienia polskim politykom już od dekad
Specjalistów - z Wiesławem Górnickim na czele - od pisania przemówień miał już nawet generał Wojciech Jaruzelski, spod ich ręki wyszła nawet mowa, którą Polacy usłyszeli z telewizorów 13 grudnia 1981 roku. Dziś korzystanie ze speechwriterów to w polityce powszechny standard.
Najwyższa Izba Kontroli wytknęła w raporcie ministerstwu sprawiedliwości zatrudnienie osoby, której zadaniem było wspieranie Zbigniewa Ziobry w pisaniu przemówień. Według „Rzeczpospolitej” szlifowaniem wystąpień ministra zajmował się Andrzej Gelberg, w czasach PRL dziennikarz związany z opozycją demokratyczną, później m.in. (w latach 1992-2001) redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”, doradca Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy i radny PiS w mazowieckim sejmiku wojewódzkim.
Zbigniew Ziobro nie jest zapewne szczególnie zadowolony z ujawnienia faktu, że korzystał w pisaniu przemówień ze wsparcia opłacanego z resortowych czyli publicznych pieniędzy - tego typu newsy nigdy nie służą politykom. Trzeba przyznać, że koszt tych usług nie był szokujący - Gelberg przez 10 miesięcy 2016 roku zarobił ok. 20 tys. zł, co daje ok. 2 tys. złotych miesięcznie. NIK wytknął jednak resortowi sprawiedliwości, że szlifowaniem wystąpień ministra powinien się zajmować ministerialny Wydział Komunikacji Społecznej i Promocji, a ewentualne zatrudnienie osoby z zewnątrz powinno zostać poprzedzone „analizą rynku”. Na obronę Ziobry działa tu jednak zarówno to, że nie wygląda na to, by resort jakoś szczególnie przepłacał za usługi Gelberga, jak i to że obecność w otoczeniu ważniejszych polityków speechwriterów - czyli specjalistów od przygotowywania treści wystąpień publicznych - jest w Polsce od dawna standardem.
Ziobro nie jest też jedynym członkiem rządu, który korzysta z usług speechwritera. Według „Rzeczpospolitej” podobną funkcję u boku premier Beaty Szydło pełni jej doradca Witold Olech, notabene dawny współpracownik Ziobry, kreator jego kampanii wyborczej jeszcze w 2001 roku. Olech to niedoszły ksiądz (spędził 4 lata w seminarium) i dyplomowany psycholog po UJ, ze sporym stażem u polityków PiS - pracował i dla Andrzeja Dudy (jeszcze jako posła do PE), i dla Beaty Szydło (jako szefowej małopolskiego PiS-u). Ale, co znamienne, Olech ma też za sobą współpracę z Pawłem Grasiem (jeszcze jako posłem AWS-u).
Speechwriterów ma też prezydent Andrzej Duda. Na pierwszym miejscu wymieniany jest tu związany z prezydentem PR-owiec Piotr Agatowski, spory wpływ na treść przemówień głowy państwa miewają też jego ministrowie - do niedawna przede wszystkim zajmujący się polityką międzynarodową Krzysztof Szczerski, od niedawna raczej odpowiedzialny za komunikację z mediami Krzysztof Łapiński i okresowo -za to stale - minister Wojciech Kolarski, odpowiadający m.in. za prezydencką politykę historyczną.
Korzystanie z usług speechwriterów nie jest jakąś szczególną domeną obecnej władzy. Od lat mają oni stałe miejsce w otoczeniu najważniejszych polskich polityków.
Ba, speechwriterów zatrudniano już nawet w PRL. U boku generała Wojciecha Jaruzelskiego taką funkcję pełnił Wiesław Górnicki, peerelowski dziennikarz, który po 1981 roku stał się jedną z czołowych obok Jerzego Urbana postaci propagandy stanu wojennego. Został zresztą wtedy wcielony do wojska i od 13 grudnia występował często w mundurze, awansując etapami aż do stopnia podpułkownika. Górnicki przygotowywał dla generała teksty przemówień - w tym nawet tego najbardziej pamiętnego, z dnia wprowadzenia stanu wojennego. Z kolei Jaruzelski słynął z tego, że potrafił ślęczeć nad tymi maszynopisami całymi godzinami, nanosząc szczegółowe poprawki albo zastanawiając się nad brzmieniem poszczególnych sformułowań.
Swoich ludzi od przygotowywania czy szlifowania tekstów wystąpień mieli prawie wszyscy polscy premierzy i prezydenci po 1989 roku - niezależnie od opcji politycznej. U boku Hanny Suchockiej taką rolę pełnił wybitny dziś politolog Rafał Matyja. Wystąpieniami Leszka Millera zajmował się m.in. Jan Bisztyga, jego doradca jako szefa rządu i SLD, zarazem były oficer wywiadu PRL. Ale oprócz Bisztygi wpływ na treść przemówień Millera miał też Krzysztof Janik, polityk SLD z peerelowskim jeszcze speechwriterskim stażem u boku… Wiesława Górnickiego pracującego na rzecz Jaruzelskiego. Jerzy Buzek miał już od tego zespół - w skład którego wchodziła m.in. Joanna Gepfert, konsultantka ds. wizerunku i public relations, dziś pisująca dla „Gazety Polskiej”. Do dziś krążą legendy o pracy sporej ekipy zajmującej się wystąpieniami prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - kierował nią Jacek Kluczkowski, w jej skład wchodzili m.in. dziennikarz Mirosław Głogowski czy filozof Jakub Kloc-Konkołowicz. Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, spory wpływ na treść wystąpienia głowy państwa mieli natomiast dwaj ówcześni spin-doktorzy PiS, Adam Bielan i Michał Kamiński. Ten ostatni po swej wielkiej politycznej wolcie sprawdzał się zresztą w roli speechwritera jeszcze całkiem niedawno, pełniąc funkcję odpowiedzialnego za wizerunek rządu ministra w KPRM premier Ewy Kopacz. Tuż przed pojawieniem się Kamińskiego w Kancelarii Premiera analogiczna rola należała natomiast do rzeczniczki rządu ( a wcześniej rzeczniczki Ewy Kopacz jako Marszałek Sejmu) - Iwony Sulik i jej zespołu.
W otoczeniu Donalda Tuska przez obie kadencje przemówieniami szefa rządu zajmował się Igor Ostachowicz. Wielokrotnie jednak sięgano przy ich przygotowywaniu po inne osoby. Dopóki nie zarysowały się w Platformie głębiej linie wewnętrznych podziałów, taką rolę odgrywał niejednokrotnie Rafał Grupiński, polonista, jeszcze w latach 90. stale udzielający się jako krytyk literacki i poeta. W wielu przypadkach wspierał też premiera Wojciech Duda, redaktor naczelny „Przeglądu Politycznego” i doradca zarówno Tuska, jak i Ewy Kopacz. Z kręgu „Przeglądu Politycznego” wymienić trzeba jeszcze Grzegorza Fortunę (obu z Dudą łączy wieloletnia osobista przyjaźń z Tuskiem). W niektórych konkretnych sprawach proszono o wsparcie z danej „działki”odpowiednich ministrów. Liczyły się też niejednokrotnie pomysły Sławomira Nowaka (do czasu niełaski po „aferze zegarkowej”) czy Pawła Grasia. Wszyscy współpracownicy Tuska do dziś zgodnie podkreślają, że ostateczna treść wystąpień byłego premiera wychodziła jednak spod jego ręki. - To naprawdę nie wyglądało tak, że ktoś siadał i pisał całe przemówienie, a potem on to odczytywał jak leci. Nie, nie uczył się też tego na pamięć. On to brał, czytał, przerabiał, czasem pisał zupełnie od nowa. Czasem miało miejsce coś w rodzaju dyskusji, czy któreś ze sformułowań nie jest za ostre albo czy nie zabrzmi nazbyt naiwnie - mówi jeden z nich.
Do dziś niemal wcale nie korzysta natomiast z usług klasycznie rozumianych speechwriterów Jarosław Kaczyński. Wprawdzie prawicowy publicysta Stanisław Janecki miał mu prowadzić bloga (tak, Jarosław Kaczyński miał bloga na salonie 24 - skończyło się to po 24 wpisach, ostatni, ż życzeniami z okazji Dnia Policji, opublikowano w lipcu 2012 roku), były też plotki o jego udziale w powstawaniu jednej z książek prezesa PiS, ale na Nowogrodzkiej raczej nie ma dziś osoby, która odpowiadałaby za treść przemówień Kaczyńskiego. Jakiś wpływ na ich kształt mogą oczywiście mieć najbliżsi współpracownicy prezesa PiS z Adamem Lipińskim czy Joachimem Brudzińskim na czele - zdecydowanie prędzej chodzi tu jednak o rozmowy, konsultacje, dyskusje niż o pisanie sensu stricte.
Od dłuższego czasu krąg polityków korzystających z usług speechwriterów nie ogranicza się wyłącznie do tych pełniących dwie najwyższe funkcje w państwie. Głośne było zatrudnianie jako konsultanta przemówień Radosława Sikorskiego (jako szefa MSZ) byłego brytyjskiego dyplomaty Charlesa Crawforda. Resort spraw zagranicznych płacił Crawfordowi średnio 19 tysięcy złotych od pojedynczego przemówienia. Podobne konsultacje zamawiał też Jerzy Buzek jako szef Parlamentu Europejskiego - Buzek korzystał przede wszystkim z usług zawodowego speechwritera Philipa Boyesa.
Zarówno zawód speechwritera, jak i moda na korzystanie z takich usług przez polityków przywędrowały do Europy i polski ze Stanów Zjednoczonych - tam to standard od pokoleń. Wygląda jednak na to, że i polscy speechwriterzy zaczęli się przydawać amerykańskim prezydentom. Według niepotwierdzonych oficjalnie pogłosek, treść wygłoszonego w Warszawie i skoncentrowanego mocno na polskiej historii przemówienia Donalda Trumpa miał konsultować zorientowany na prawo historyk Marek Jan Chodakiewicz. Jeśli tak, to zważywszy na w większości ciepłe polskie reakcje na mowę prezydenta wobec którego Polacy pozostają w większości dość sceptyczni, byłby to dowód na to, że czasem może być naprawdę warto skorzystać z usług odpowiednio dobranego konsultanta.