Spanie w autokarze
Trwało to prawie 24 godziny - wycieczka fakultatywna do jednego z najważniejszych historycznie miejsc świata i takiego, które usprawiedliwia krew, pot, łzy i wyjazd o 1 w nocy. Organizator dał nam lunch-boksy zawierające kanapki, wodę niegazowaną oraz jabłko, które ma ogryzek i go trzeba gdzieś potem wyrzucić. Jeśli ktoś ma bałagan w życiu, powinien właśnie takim autokarem pojechać właśnie po to, żeby uzmysłowić sobie, ile śmieci, wprost z niczego, produkujemy.
Zobaczy je w swoim mikrofotelowym domku, będzie wtykał do gumowej siatki w oparciach, potem stworzy własny prywatny kosz na śmieci, który przytwierdzi do oparcia, i o ten kosz improwizowany wszyscy przechodzący będą zahaczać.
Zanim to się jednak stanie, trzeba wybrać miejsce, dokładnie tak, jak wybieramy wszystko inne w życiu. Przechodzimy w głąb autokaru w poszukiwaniu najlepszego. Te, które wydaje się nam, że są puste, okazują się zajęte przez kogoś w pozycji embrionalnej, wracamy więc z powrotem w kierunku kierowcy, żeby usiąść na tych, co jeszcze przed chwilą były wolne. Ale już nie są.
Czasami, zwłaszcza w starych samochodach, oparcia mają zepsute blokady i da się je rozłożyć jak łóżko, o ile nikt nie siedzi za nami. Zwykle jednak można je tylko pochylić, co i tak jest dla kogoś z tyłu nie do zniesienia. Albo grzecznie nas prosi o powrót do pionu, albo nieśmiało to zasugeruje wbijając nam kolano w plecy.
Czytaj dalej!
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień