SP 5 w Ostrołęce: Chcemy też przenieść naszą rodzinną atmosferę
Pracownicy i uczniowie Szkoły Podstawowej nr 5 w Ostrołęce pożegnali się z murami szkolnymi nie na czas wakacji, a na zawsze. To niełatwe rozstanie.
Niełatwo rozstać się z murami szkolnymi. Wiedzą to pracownicy Szkoły Podstawowej nr 5 w Ostrołęce, która jest w trakcie przeprowadzki: od września będzie urzędować w budynku Gimnazjum nr 1 przy ul. Hallera. To efekt dużych zmian w ostrołęckiej oświacie, które z kolei są efektem jeszcze większej operacji nazwanej roboczo „wygaszaniem gimnazjów” (rzecz jasna chodzi o nic innego jak o ich stopniową likwidację). I tak, od września przy Hallera uczyć się będzie już siedem klas podstawowych oraz dwie gimnazjalne (druga i trzecia).
Rewolucja lokalowa
To dla kadry, ale też uczniów „piątki”, będzie niemała rewolucja. Kto odwiedził kiedykolwiek placówkę przy ul. Traugutta, wie dlaczego. SP 5 zajmowała parter budynku, który dzieliła z uczniami II Liceum Ogólnokształcącego. Mała przestrzeń skracała też dystans pomiędzy ludźmi. Dzieci, rodzice oraz pracownicy placówki nie tylko tworzyli tzw. społeczność szkolną, ale byli niczym rodzina. Przynajmniej tak twierdzą nauczyciele „piątki”, którym wciąż ciężko się oswoić z opuszczeniem murów przy Traugutta.
- Czy ja wiem, czy była radość? Zasiedzenie jednak swoje robi... - dzieli się refleksją nauczycielka klas I-III Anna Mackiewicz. - Szkoła Podstawowa nr 5 to przecież kawał historii: początkowo była szkołą ćwiczeń dla liceum pedagogicznego. Ja w tym budynku pracowałam ponad 30 lat. Początki, mimo że były trudne, dziś wspominam bardzo miło. To szmat czasu i historia, po której wspomnieniu pojawia się łezka w oku.
- Pierwsze uczucia dotyczące przenosin szkoły były, muszę przyznać, mieszane - mówi z kolei pedagog szkolna Agnieszka Kornaga-Bałdyga. - To przecież nie tylko budynek. Miejsce, które opuszczamy, jest historycznie związane z ostrołęcką oświatą. Tu się kształciły kadry nauczycielskie, co wpływało na klimat szkoły. Różne chwile przeżyliśmy: próbowano nas kiedyś zlikwidować, ale wówczas rodzice docenili naszą pracę i to również świadczy o wyjątkowości panującej tutaj atmosfery. Zostawiamy za sobą przeróżne przeżycia: obecnie już dzieci naszych uczniów kończą szkołę... Tyle zebrało się pięknych, ale też i trudnych wspomnień, że ciężko przejść obok takiej zmiany bez potężnych emocji. Do tego dochodziły przeżycia związane z wyborem nowego dyrektora. Przeżyć, których w ostatnim czasie doświadczyliśmy, starczyłoby na lata.
To był nasz dom
- Co rozumiemy przez dom? Dom to nie jest budynek, ściany, tylko rodzina. Tak samo jest w przypadku szkoły - tłumaczy nauczycielka przyrody Hanna Budna. - Moja historia w tej szkole nie jest długa. Od początku jednak ujęła mnie tu życzliwość rady pedagogicznej. Poczułam się zaakceptowana, mogłam liczyć na wsparcie. Każdy młody nauczyciel wychodzi stąd zadowolony. To ludzie tworzą klimat tej szkoły. U nas nie ma anonimowych uczniów. My ich znamy, znamy ich problemy i radości. Mam nadzieję, że to, co teraz stracimy, w pewnym stopniu uda się przenieść do nowego budynku. Ale na pewno nie będzie tak samo.
Wyzwanie w każdym razem jest spore.
W budynku Gimnazjum nr 1 (które straci nazwę na rzecz Szkoły Podstawowej nr 5) zatrudnienie znajdą nauczyciele z umowami na czas nieokreślony. Z „piątką” nie przeniesie się do nowego obiektu jej obecna dyrektorka Beata Kowalczyk. Dla niej to podwójne rozstanie: przez najbliższe tygodnie będzie nadzorować przenosiny, a od nowego roku szkolnego będzie zarządzać Szkołą Podstawową nr 2. Dyrektorką „piątki” będzie natomiast Jolanta Gawarkiewicz, obecnie jeszcze dyrektorka Gimnazjum przy Hallera (o tej i innych zmianach na stanowiskach dyrektorskich piszemy na str. 3).
- To był dla mnie czas nauki, zdobywania nowych doświadczeń - mówi o kierowaniu SP 5 Beata Kowalczyk, która do szkoły przyszła na stanowisko dyrektora. Kończy się właśnie jej pierwsza, pięcioletnia kadencja. - To też czas, który na pewno mnie wzmocnił. Pierwsze miłe wspomnienie związane z „piątką” to szkolne walentynki. Ku mojemu zaskoczeniu, otrzymałam wiele kartek od uczniów. To było bardzo miłe, że postrzegają mnie nie tylko jako panią dyrektor, ale po prostu mnie lubią. Brakować mi będzie tutejszego rodzinnego klimatu. Tu dyrektor nie zostawał sam z problemami, mógł liczyć na innych. Wszystkim dziękuję za współpracę i trzymam kciuki, żeby było im dobrze w nowym budynku.
Szansa na rozwój
Pani dyrektor jest bowiem przekonana, że przeprowadzka jest dużą szansą dla „piątki”.
- To szansa na jej rozwój - przekonuje. - Od pewnego czasu borykaliśmy się z naborem. Tworzyliśmy jedną, dwie klasy pierwsze. Widziałam te problemy.
Teraz społeczność SP 5 dostanie do dyspozycji nieporównywalnie lepszą bazę lokalową.
- Dzieci korzystające z dożywiania doprowadzaliśmy przez cały rok na stołówkę do internatu. Uczniów pierwszej, drugiej klasy. Trzeba było ich ubrać, zadbać o nich, wrócić z nimi. Teraz już tak nie będzie, bo stołówka będzie na miejscu.
Piękne boisko, duża sala gimnastyczna, szerokie, przestronne korytarze, praca nie na dwie, a na jedną zmianę - pani dyrektor wylicza kolejne plusy nowej sytuacji.
- Zawsze każda zmiana, nawet prywatna, rodzi znaki zapytania: czy będzie dobrze, czy gorzej? - mówi o drugiej stronie medalu Beata Kowalczyk. - „Piątka” to nieduża szkoła i panuje w niej specyficzny klimat. Każdy, kto u nas był, mówił, że chętnie do nas wraca, że panuje tu rodzinna, życzliwa atmosfera. Mniejsza przestrzeń wymusza bezpośredni kontakt na linii nauczyciel - uczeń - rodzic. Były obawy, czy ten klimat uda się przenieść. Wiele osób zastanawia się też, jak do nowej sytuacji przyzwyczają się dzieci. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że one akurat asymilują się bardzo dobrze. Po miesiącu to już będzie ich szkoła. Więcej problemów mamy my, dorośli.
Ze względu na to, że budynek Gimnazjum nr 1 jest duży, zastanawiano się, jak go rozdysponować w nowej sytuacji. Ustalono, że uczniowie klas IV-VII będą korzystać ze wszystkich pomieszczeń.
- Razem z panią Jolantą Gawarkiewicz myśleliśmy o tym, gdzie umieścić klasy I-III - opowiada Beata Kowalczyk. - Znalazłyśmy im miejsce na drugim piętrze.
Dlaczego akurat tam? Parter odpadał ze względu na zbyt małą liczbę sal i niewielką ich powierzchnię. Na pierwszym piętrze z kolei położona jest terakota, a że małe dzieci na przerwach uwielbiają dokazywać, biegać, to ze względów bezpieczeństwa ulokowane zostaną właśnie na piętrze drugim.
Żegnają się i wspominają
Takie warunki lokalowe to rzeczywiście niebo a ziemia w porównaniu z tym, co obecnie ma do dyspozycji „piątka”.
- Oczywiście, że czasem narzekaliśmy na warunki lokalowe - mówi pedagog szkolna. - Ale ile interesujących rozmów odbyło się podczas wędrówek do internatu na obiady? Można było poznać dzieci z zupełnie innej strony. Jak przyszłam do szkoły, to siedziałam w kancelarii razem z paniami z sekretariatu i panią wicedyrektor. Trzeba było trochę się postarać, aby znaleźć gdzieś intymne miejsce na przeprowadzenie rozmowy - wspomina swoje początki (praca w SP 5 była jej pierwszą po studiach) Agnieszka Kornaga-Bałdyga. - A jaką radość mieli nasi uczniowie, którzy osiągali sukcesy sportowe!
Byli dumni, że im się udało, mimo że mają gorszą bazę sportową niż ich koledzy z innych szkół. „Piątce” wcale też nie przeszkadzało dzielenie budynku z liceum. Co więcej, licealiści niejednokrotnie jako wolontariusze pomagali młodszym uczniom w nauce, a działająca przy LO Szkoła Promocji Zdrowia organizowała dla dzieci z podstawówki ciekawe akcje profilaktyczne.
- A przed poprzednią reformą, gdy mieliśmy jeszcze siódme i ósme klasy, to w prima aprilis zamieniały się miejscami z licealistami - dodaje Agnieszka Kornaga-Bałdyga.
Takich wesołych wspomnień jest więcej.
- Będziemy się starali przenieść tę atmosferę do nowego budynku. Na pewno nie będzie łatwo, ale większość z nas lubi wyzwania. Zmieniamy tylko budynek, stylu pracy już nie - mówi pani pedagog szkolna.
- Pierwszy rok na pewno będzie trudny, ale wierzymy, że będzie dobrze. Damy radę! - dodaje Hanna Budna.
- A od razu, jeszcze we wrześniu, robimy imprezę integracyjną! - wtrąca Agnieszka Kornaga-Bałdyga.