Sonik: Z dziewiątką gra Piątek, gra Lewandowski. Ja też mogę
Warszawa układa nam listy i jesteśmy tym rozczarowani. Ale trzeba to przełknąć i wspólnie powalczyć. Być może PiS wygra te wybory, ale jest duża szansa, że nie zdobędzie większości - i nie będzie dalej rządzić. Trzy opozycyjne bloki mogą to osiągnąć - mówi Bogusław Sonik, jeden z najbardziej znanych krakowskich polityków.
Co bardziej pana zabolało: to, że na czele krakowskiej listy Koalicji Obywatelskiej do Sejmu znalazł się, z woli Grzegorza Schetyny, Paweł Kowal, niezwiązany wcześniej z KO, czy fakt, że panu przypadło 9. miejsce?
To, co mnie osobiście boli, jest w tym momencie sprawą całkiem drugorzędną. Są dla mnie ważniejsze rzeczy na świecie. Na przykład właśnie wykryto u mojej żony ciężką chorobę i musimy się z tym wspólnie zmierzyć.
Życzymy wszyscy pani Lilianie, naszej znakomitej felietonistce, szybkiego powrotu do zdrowia. Ale mimo tej próby z polityki pan nie rezygnuje?
Siedzę w niej od tylu lat… A dzisiaj czasy są takie, że…
Wszystkie ręce na pokład?
Właśnie.
Nawet jak się ma na pokładzie odległe miejsce?
Nawet.
Mimo dużych zasług?
Pan chce, żebym tu wylał jakieś żale. A ja tego nie zrobię. Oczywiście, tak po ludzku, rozczarowanie jest. Nie tylko u mnie zresztą. Kraków został zwasalizowany przez Warszawę. I jest to szersza obserwacja, nie dotyczy wyłącznie formacji, której pozostaję wierny.
Mimo innych ofert?
Mimo. Nie jest tajemnicą, że gdy w jednej z poprzednich elekcji do sejmiku zrobiłem dobry wynik, to chciałem być marszałkiem Małopolski. Bronisław Komorowski to zablokował. Wtedy przyszedł do mnie PiS i zaproponował fotel marszałka, wystarczyło zmienić barwy…
Ale pan to odrzucił.
Tak. Z przyczyn zasadniczych. W ostatnich wyborach do Europarlamentu też się nieźle naharowałem, mocno podbijając wynik Koalicji.
Ale nie został pan wybrany. Mimo najlepszego rezultatu w historii.
Mimo piątego miejsca na liście, zrobiłem trzeci wynik Koalicji w okręgu, po Róży Thun i Adamie Jarubasie.
Prawie 53,8 tys. głosów, o 30 tys. więcej niż czwarta Jagna Marczułajtis.
Właśnie. To jak się tak ciężko pracuje i robi taki wynik, to się człowiekowi wydaje, że może liczyć, iż to zostanie docenione.
A tu - bach: Paweł Kowal na szczycie listy. Pan dziewiąty.
Ja do Pawła Kowala nic nie mam. Mnie chodzi o ten cały system partyjny w Polsce.
Jaki?
Scentralizowany. Proszę zobaczyć: taki narzucony przez centralę kandydat, bez zaplecza w terenie, nieorientujący się w potrzebach regionu, miasta… Można rzec: jednorazowy fajerwerk. Na co on się będzie orientował?
Na lidera partii?
Dokładnie tak. On jest od lidera partii zależny. Jeśli ma jakieś polityczne cele, to raczej w Warszawie.
Pójdzie do rządu?
Pewnie tak, jak będzie taka możliwość. A jaki krakowianin ma pożytek z takiego posła?
Taki jak z Rafała Trzaskowskiego, który był liderem listy PO w poprzednich wyborach?
Mniej więcej. Zastrzegam: ja tu nie narzekam, nie kontestuję decyzji władz mojej formacji, tylko opisuję szersze zjawisko, polegające na tym, że w polskiej polityce wyraźnie zanika rola regionów, terenów, a wzrasta rola central.
Bo mamy wojnę. Obie strony przedstawiają kolejne wybory jako nowy Grunwald łamany przez Westerplatte.
Na pewno coś jest na rzeczy. Ale - proszę mi wybaczyć górnolotność tego sformułowania - my, szeroko pojęci politycy, nie budujemy przez to społeczeństwa obywatelskiego. Nie da się tego robić, zaniedbując potrzeby ludzi. Zastrzegam, że ja staram się nie zaniedbywać. W swojej codziennej pracy skupiam się na tym, co najważniejsze dla krakowian i Małopolan.
Czyli?
Np. czyste powietrze. Krakowianie mają dość trucia. Pokazuję więc te wszystkie absurdy rządowego programu i zaniedbania władzy nie po to, by komuś dowalić, tylko po to, by w końcu rozwiązać ten gigantyczny, a pierwszorzędny dla ludzi problem.
I ląduje pan na dziewiątym miejscu listy wyborczej.
Bo przy scentralizowanej polityce działacze partyjni nie orientują się na lokalne społeczeństwo i jego potrzeby, tylko raczej na lidera partii i starają mu się spodobać.
Tańczyć przed nim na rurze?
[śmiech]. Tego nie powiedziałem.
Ale to procentuje.
Tak. I my potem czytamy w gazetach, że lokalna Platforma jest słaba, że to pośmiewisko, bo w tak sprzyjającym jej środowisku, przy takim zapleczu intelektualnym, nie potrafi wykreować żadnych liderów. Jak ma wykreować, skoro tych liderów narzuca się z góry?
Ale przecież PO wraz z PSL rządziły województwem małopolskim praktycznie przez trzy kadencje. Urząd Marszałkowski to są wielkie pieniądze, wielkie możliwości… Nie dało się na tej bazie wykreować autorytetów albo chociaż polityków na tyle popularnych, że byliby naturalnymi lokomotywami list wyborczych? Albo „chociaż” pokonali Jacka Majchrowskiego?
Gdybym został tym marszałkiem... Ale ma pan, niestety, trochę racji. Za dużo było w przeszłości gry na siebie i przeciw sobie, a zarazem pewnego zamknięcia się Platformy, bądź co bądź, Obywatelskiej…
Na obywateli?
Nie. Raczej chodzi o to, że liderzy ograniczali się do sprawowania swoich urzędowych funkcji. Tak poniekąd nadal jest - spójrzmy na Radę Miasta Krakowa. Tymczasem, by zbudować autorytet poza urzędem, polityk musi być mocno widoczny na zewnątrz. Trzeba oddać Grzegorzowi Schetynie, że on nas wszystkich mocno wysłał w teren. Do pracy organicznej, do spotkań, do rozmów. Tego bardzo brakowało. Ale chodzi nie tylko o to, by się spotykać, czy - jak to niektórzy mówią - „zaszczycać i uświetniać” (co namiętnie robią politycy PiS), tylko rozmawiać z obywatelami o ich realnych potrzebach i przedstawiać im konkretne rozwiązania. Odpowiedzi. Po to jesteśmy.
Powiedziałem Pawłowi Kowalowi tydzień temu, że jest idealistą. I muszę to teraz powtórzyć panu. Choć pan wszedł w politykę, współpracując z KOR-em i współzakładając m.in. z przyszłą żoną Studencki Komitet Solidarności, grubo ponad cztery dekady temu.
Ludźmi można w pewnym stopniu manipulować, gdy się ma usłużne radio i TV i umie robić sztuczki w mediach społecznościowych. Ale na dłuższą metę o społecznym autorytecie decyduje to, czy polityk umie rozmawiać z ludźmi i proponować im rozwiązania ich problemów. Wierzę, że dotyczy to także całych formacji, partii. Platforma musi wrócić do korzeni.
Sprawując władzę, odeszła?
Problem był inny: utarło się w naszych szeregach, że wygrywamy dzięki popularności Donalda Tuska. Wygrywamy w wyborach do Sejmu i Senatu, wygrywamy w wyborach do samorządu, wygrywamy w wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo w wyobraźni wyborcy wszędzie naszą jedynką jest Tusk. To uśpiło działaczy.
Rozleniwiło?
Też.
Czyli to wina Tuska.
[śmiech]. W bardzo skrótowym ujęciu. Ale na tej samej zasadzie - przy zachowaniu wszelkich proporcji - można twierdzić, że uśpienie polskiego Kościoła to wina Jana Pawła II. Nasz Papież był tak w Polsce popularny, że tworzył sobą coś w rodzaju tarczy dla całej hierarchii nad Wisłą.
Gdy go zabrakło, tarcza nagle znikła?
Wszyscy to dziś widzimy, prawda? Z tym, że wyjazd Tuska do Brukseli odsłonił nasze słabości jeszcze szybciej. Ale nie ma co tego rozpamiętywać. Powtarzam: jedynym wyjściem jest powrót do źródeł. Ciężka praca. Intensywny kontakt z mieszkańcami.
Mimo rozczarowania?
Mimo. Polityczni konkurenci wręcz marzą, by opozycja zajmowała się teraz sobą. Nie wolno nam popełnić tego grzechu. Musimy zrobić wszystko, by w tych wyborach uzyskać jak najlepszy wynik. Małopolska, poza Krakowem, to jest dla Platformy i Koalicji teren trudny. Ale nie można oddawać go walkowerem. Byłem ostatnio w Limanowej. Spotkałem tam wielu naszych zwolenników! Ale oni działają tak trochę w konspiracji. Bo nie mają wyraźnego wsparcia ze strony naszych struktur. Trzeba im je dać. Społeczeństwo się zmienia, pojawiają się nowe wartości, cele… Trzeba je rozpoznać, docierając do ludzi.
By wygrać?
Być może PiS uzyska w tych wyborach matematycznie najlepszy wynik, ale jest duża szansa, że nie zdobędzie większości - i nie będzie rządzić. Trzy opozycyjne bloki mogą do tego doprowadzić. Kluczowe będzie przekonanie wyborców, w tym młodych, elektoratu Kukiza, oraz całkiem nowych, którzy w ostatnim czasie wkroczyli w dorosłość, że najkorzystniejsze dla Polski i Polaków jest rozsądne centrum.
PiS nim nie jest?
Mądrzy wiedzą, że PiS złagodził retorykę na czas wyborów. A potem wróci do dzielenia, napuszczania, wykorzystywania tych różnych instynktów i resentymentów do rządzenia. Tymczasem niewiele trzeba, by pokazać, że ten rzekomy król jest nagi. Weźmy wspomniane „Czyste Powietrze”, rządowy program, którego realizacją centrala PiS obarczyła garstkę urzędników z wojewódzkich funduszy ochrony środowiska. Przecież to się nie mogło udać. To jest kompletne nieudacznictwo, cztery lata zmarnowane. Trzeba to ludziom uświadomić. I mieć dobre rozwiązanie. Ja mam. My mamy.
A co z centralizacją polityki, o której pan tyle mówi?
Musimy z tym żyć - próbując zmienić.
A to dziewiąte miejsce?
Z dziewiątką grają Krzysztof Piątek i Robert Lewandowski [śmiech]. Ja też mogę. Będzie dobrze!