Sołtys wezwał policję, bo... małe dzieci narozrabiały na placu zabaw
- Sołtys mógł przecież porozmawiać spokojnie z rodzicami, a nie straszyć dzieci policją - mówią zdenerwowani mieszkańcy Pola. Chodziło o błahostkę, uszkodzone ogrodzenie na placu zabaw.
W sobotnie popołudnie miejscowe i kilka przyjezdnych dzieci bawiło się na placu w Polu. Jeden z rodziców dowiedział się, że uszkodzona zostało ogrodzenie i powiadomił o tym sołtysa. Ten pojawił się chwilę później na miejscu zdarzenia i poprosił dzieci o wezwanie rodziców.
- Wyszedłem do niego, ale on z daleka krzyknął do mnie, że jeśli nie naprawię tego ogrodzenia z innymi rodzicami, to wezwie policję. Uznałem, że nie będziemy rozmawiać takim tonem - opowiada jeden z rodziców.
Sołtys rzeczywiście zadzwonił do mundurowych, którzy pojawili się chwilę później. Niektóre dzieci były przerażone rozwojem wydarzeń, część nawet się popłakała. Naturalnie rodzice bardzo się zdenerwowali i wybuchła afera.
- Moje dziecko przybiegło do mnie zapłakane i mówiło, że sołtys wzywa policję. Myślałem, że to żart, ale zdębiałem gdy zobaczyłem, że pod plac zabaw podjeżdża radiowóz - opowiada ojciec jednej z dziewczynek. - Jak można straszyć dzieci policją? Jeśli będę musiał po tym wydarzeniu wydawać pieniądze na psychologa, to sprawa skończy się w sądzie - dodaje zdenerwowany.
Dodatkowo rodzice podkreślają, że ogrodzenie już wcześniej było uszkodzone i wszystkie dzieci tam przechodziły. - To była błahostka. Zaraz po tym jak policja odjechała, to wziąłem kombinerki i z pomocą kilku sąsiadów napięliśmy siatkę. Zajęło nam to dosłownie 5 minut, a sołtys zrobił z tego aferę i nastraszył dzieci - podkreśla mieszkaniec. Zaznacza również, że ogrodzenie nie należy do najtrwalszych i jej montaż nie został przemyślany. - Plac znajduje się w pobliżu drogi, a wysokość ogrodzenia wynosi może metr. Piłka co chwilę tam przeskakuje - zauważa mężczyzna.
Rodzice dziwili się też, że policja zareagowała na takie wezwanie. - Sołtys poinformował, że siatka została uszkodzona. Patrol przyjechał na miejsce. Rodzice nie powinni się denerwować, ponieważ policjanci muszą wyjaśnić przyczyny zdarzenia. Sołtys jest funkcjonariuszem publicznym, więc w imieniu mieszkańców powinien zgłaszać takie zdarzenia - opowiada rzecznik policji, Mariusz Grycan. Policjanci ustalili, że ogrodzenie zostało uszkodzone wcześniej i oficjalne zgłoszenie „na papierze” nie zostało złożone.
Co na to sam sołtys? - Dostałem telefon od mieszkańca, że dzieci skaczą przez to ogrodzenie. Pojechałem tam i poprosiłem młodzież, żeby poszła po rodziców. Poprosiłem jednego z nich, aby naprawili tę siatkę. Ten nie kwapił się jednak, żeby to zrobić, więc wezwałem policję - relacjonuje Wiesław Hajnas. - Pół godziny później ogrodzenie było naprawione. Nie miałem żadnych pretensji do dzieci, tylko do rodziców, ponieważ nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności. Najważniejsze jednak, że siatka została zrobiona i wszystko w porządku - dodaje. - I po to trzeba było wzywać policję? - łapią się za głowę rodzice.