Sołtys nie ustaje w walce
Brak chodnika dla pieszych oraz nieoświetlone przejścia przyczyną zmartwień sołtysa i mieszkańców Mirocina Dolnego. - Wystąpienie na sesji nic nie dało - mówi
Mirocin Dolny liczy niespełna czterystu mieszkańców. Położony jest wzdłuż drogi wojewódzkiej 283. Zdecydowana większość domostw jest przy głównym trakcie, dlatego, aby dotrzeć do domu każdy pieszy musi poruszać się wzdłuż dość ruchliwej drogi. Tę trasę wielu mieszkańców gminy pokonuje każdego dnia, by dotrzeć do pracy w Zielonej Górze. Jest ona również wybierana jako alternatywna droga przejazdu przez innych zmotoryzowanych, którzy jadąc z ościennych gmin, jak choćby Szprotawa, skracają sobie w ten sposób dojazd do Zielonej Góry. Brak chodnika oraz niebezpieczne przejścia dla pieszych powodują, że mieszkańcy Mirocina Dolnego nie czują się w swojej wsi bezpiecznie. – Przez naszą wieś codziennie przejeżdżają dwa tysiące samochodów – wylicza sołtys Krzysztof Raczykowski, powołując się na dane Zarządu Dróg Wojewódzkich w Zielonej Górze. – Niejednokrotnie sam stałem przy przejściu dla pieszych i bez względu na to, ile samochodów przejechało, żaden z kierowców nie zatrzymał się, aby umożliwić przejście pieszemu na drugą stronę drogi – zwraca uwagę na problem sołtys.
Przejście, o którym mówi znajduje się nieopodal szkoły podstawowej i sklepu, czyli miejsc bardzo uczęszczanych. Kilkadziesiąt metrów dalej, niedaleko przystanku autobusowego, ulokowane jest drugie z przejść. – Na tych przejściach, bez względu na porę dnia, nikt nie jest bezpieczny – podkreśla sołtys, który postanowił zmienić taki stan rzeczy. – Według mnie powinno tam zostać zainstalowane oświetlenie. Może nie takie typowe jak występuje w mieście, ale choćby takie jak funkcjonuje przy Szkole Podstawowej nr 2, czy np. umiejscowione w asfalcie (tzw. kocie oczy, umieszczone w nawierzchni jezdni pulsujące światełka – przyp. red.). Dowiadywałem się już u zarządcy drogi (Zarząd Dróg Wojewódzkich w Zielonej Górze) kto jest odpowiedzialny za poprawę bezpieczeństwa na tych przejściach i odpowiedziano mi, że to sprawa leżąca w gestii gminy – tłumaczy Krzysztof Raczykowski.
– Jeżeli radni się zdecydują kiedyś przeznaczyć dwa-trzy miliony na dofinansowanie zadań ZDW, to możemy wszystko wtedy zrobić – wyjaśnia burmistrz Paweł Jagasek, zaznaczając, że dzisiaj pilniejsze jest wykonanie dojazdu z ulicy Inwestycyjnej do ulicy Nowosolnej. To ułatwiłoby jego zdaniem funkcjonowanie na strefie przemysłowej przyszłym inwestorom, a płacone przez nich podatki można by w przyszłości wykorzystać na inne inwestycje.
Z takiego obrotu sprawy sołtys Raczykowski nie jest zadowolony. – Poruszyłem ten temat na sesji, teraz trzeba walczyć dalej. Już nie do gminy będziemy się zwracać, a do zarządcy drogi w Zielonej Górze – planuje sołtys. – Droga jest wojewódzka, a oczekuje się, że gmina się dołoży. To tak jak bym chciał zrobić remont domu i zwrócił się do sąsiada, żeby mi dał trochę pieniędzy. To zaprzecza logice. Czy trzeba wypadku śmiertelnego jak w Studzieńcu żeby znalazły się środki na budowę chodnika? – stawia mocne pytanie sołtys.
Krzysztof Raczykowski przyznaje też, że mieszkańcy walczą o swoje bezpieczeństwo już od kilkudziesięciu lat. – Dowiedzieliśmy się, że w planie awaryjnym jest budowa chodnika na cmentarz, ale to może być mydlenie nam oczu, żeby naszą czujność uśpić. Chodnik jest potrzebny we wsi, nie musi być z każdej strony ulicy. Ograniczenie do czterdziestu kilometrów jest, a kto jeździ tutaj „czterdziestką”? Nawet kierowcy samochodów ciężarowych jadą „siedemdziesiątką” – podkreśla sołtys.
Za budową chodnika opowiada się też Krzysztof Łyskawka, właściciel sklepu spożywczego, który już kilka lat temu apelował o jeszcze jedno przejście dla pieszych. – Co to jest wymalować pasy z jednej strony ulicy na drugą? Dowiedziałem się wtedy, że nie ma pieniędzy. Generalnie stan dróg poprawia się, ale na odcinku od Mirocina Dolnego do Kożuchowa to makabra jest. Przydałby się chodnik dla dzieci, które do szkoły chodzą. Podobno zarządcy drogi nie stać, aby wykupić od ludzi trochę ziemi z ogródków – mówi pan Krzysztof.
Zdaniem sołtysa, mieszkańcy raczej zgodziliby się odsprzedać trochę swojej ziemi, dla wspólnego dobra, którym jest bezpieczeństwo dzieci i dorosłych. – Usłyszałem, że trzeba pisma pisać i pisać, to będę pisać – kwituje na koniec.